Radosław Sendra, Patryk Motyka

Ashley Cole w drodze do MLS? Dlaczego nie wyszło mu w Romie?


16 stycznia 2016 Ashley Cole w drodze do MLS? Dlaczego nie wyszło mu w Romie?

Ashley Cole przychodził do Romy jako pewniak na lewą stronę defensywy. Dzisiaj jeden z najlepszych zawodników na swojej pozycji w XXI wieku nie jest zarejestrowany przez klub w żadnych rozgrywkach, a kolejnym krokiem w jego piłkarskiej karierze prawdopodobnie będzie wyprawa za ocean i gra w MLS. Co we Włoszech poszło nie tak? 


Udostępnij na Udostępnij na

Ashley Cole szczęśliwy po podpisaniu kontraktu we Włoszech
Ashley Cole szczęśliwy po podpisaniu kontraktu we Włoszech (fot. Twitter.com)

Latem 2014 roku włodarze Romy z dumą prezentowali Cole’a jako najbardziej doświadczonego defensora w klubie – mowa przecież o graczu, który przez osiem lat przywdziewał trykot Chelsea, tyle samo czasu był w Arsenalu, a w reprezentacji Anglii zanotował ponad 100 spotkań! Niejednokrotnie uznawany za najlepszego lewego obrońcę, w Rzymie miał mieć pewne miejsce w składzie. Rzeczywistość dość radykalnie zweryfikowała oczekiwania samego piłkarza, jak i kibiców – w minionym sezonie Anglik zaledwie jedenaście razy wystąpił w Serie A, dokładając do tego dwa występy w Pucharze Włoch i trzy w Lidze Mistrzów.

Rudi Garcia tylko na samym początku sezonu korzystał z usług Cole’a. Piłkarz ostatni raz wyszedł na boisko w marcu 2015 roku w meczu z Chievo Verona, jednak był to krótki powrót do składu. Od tamtego czasu 35-latek ani razu nie pojawił się na placu gry. Od początku jego pobytu w klubie było widać gołym okiem, że asymilacja z zespołem nie będzie należała do rzeczy łatwych – zdjęcie, na którym Cole stoi metr od całej drużyny, obiegło cały świat. Za nieporadną grę całej defensywy kibice obarczali głównie Anglika, a menedżer doskonale słyszał okrzyki z trybun.

Przed obecnymi rozgrywkami ponownie doszło do małego skandalu – na stronie internetowej klubu możemy znaleźć zdjęcia piłkarzy poszczególnych formacji wraz z ich numerami na koszulkach. Cole dostał numer… zero. Dzisiaj nie zobaczymy go wśród reszty członków zespołu (również na zdjęciu grupowym), bowiem zawodnik nie jest zarejestrowany przez klub w żadnych rozgrywkach. Rzymianie wypożyczyli z PSG Lucasa Digne, a o byłym piłkarzu Chelsea szybko zapomniano.

Paul Gascoigne
Paul Gascoigne poradził sobie poza Wyspami(fot. Virginmedia.com)

Czy Anglik mógł zaistnieć w klubie ze stolicy Italii? Doświadczeniem i umiejętnościami na pewno nie odstawał od reszty drużyny. Spójrzmy jednak na całą nację zawodników reprezentujących kadrę Albionu – zdecydowana większość z nich gra na w Premier League, taki wzorzec obowiązuje od zawsze. Rodaków Cole’a, którzy grali na topowym poziomie za granicą, możemy policzyć na palcach dwóch rąk: Beckham, Hargreaves, Gascoigne czy McManaman to nieliczne wyjątki. Przykłady Owena i Woodgate’a w Realu Madryt, Joeya Bartona w Marsylii oraz Joe Cole’a w Lille pokazują jednak drugą stronę medalu. Anglicy są stworzeni do gry w Premier League – warto czerpać z historii.

Wylot angielskiego lewego obrońcy za ocean zdaje się mieć praktycznie same plusy. Wyspiarze uważani są w Stanach za nauczycieli futbolu i zwykle emerytura w MLS bardzo popłaca. Nie tylko finansowo. Pod względem sportowym do dziś w gronie największych gwiazd ligi są Anglicy i Irlandczycy, którzy w Europie od dawna uważani są za emerytów. Marketingowo też wygląda to dobrze, rynek piłkarski za Atlantykiem rośnie. Coraz częściej w miastach, w których znajdują się kluby grające w „soccer”, widać młodych kibiców chodzących w koszulkach z nazwiskami gwiazd swoich ekip.

Red Bulls - LA Galaxy
David Beckham – ambasador angielskiej piłki za oceanem (fot. własne, Danny Blanik igol.pl)

David Beckham, który przyleciał do Stanów w sile wieku, by zarobić dobre pieniądze, przetarł szlaki dla innych. 124 mecze, 20 bramek i 42 asysty wystarczyły, żeby na trybuny przyciągnąć tłumy, które zapamiętały, że gwiazdy zza oceanu gwarantują poziom i styl. Obecnie po murawach MLS biegają dwie inne angielskie legendy – Steven Gerrard i Frank Lampard. Z jednej strony widać w ich grze odciśnięte piętno czasu, z drugiej jednak ciągle pojedynczymi zagraniami są w stanie poderwać publiczność. Obaj są z tego samego piłkarskiego pokolenia co Ashley Cole, można więc z góry założyć, że i on sobie poradzi.

Łatwość adaptacji (podobny język) i mimo wszystko niższy poziom sportowy sprawia, że wcale nie trzeba być wybitnym zawodnikiem, żeby poradzić sobie w USA. Najlepszym przykładem jest Bradley Wright-Phillips, który w Europie znany był tylko z tego, że jest bratem Shauna, a za oceanem uchodzi od lat za czołową gwiazdę ligi. Bardzo dobrze spisuje się także niemal anonimowy u nas Dom Dwyer, pierwsza strzelba Sportingu Kansas City. Legenda irlandzkiej piłki, jaką jest Robbie Keane, do dziś strzela bramki z niemal taśmową regularnością, niczego sobie nie robiąc z upływającego czasu.

Jeśli Ashley Cole zdecyduje się na przejście do Los Angeles Galaxy, będzie musiał podjąć rywalizację z Robbie Rodgersem – zawodnikiem znanym, choć niekoniecznie z powodu umiejętności piłkarskich. Jeśli Anglik będzie prezentował choć 30% tego, czym zachwycał w Arsenalu i Chelsea, stanie się kolejną gwiazdą MLS, a jego pewność siebie, tak zszargana przez włoską „przygodę”, znów będzie dorównywać umiejętnościom.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze