AS Roma wygrywa Ligę Konferencji! Mourinho po raz piąty!


AS Roma zostaje pierwszym triumfatorem Ligi Konferencji UEFA, a Jose Mourinho wygrywa swój piąty finał europejskich pucharów

25 maja 2022 AS Roma wygrywa Ligę Konferencji! Mourinho po raz piąty!
Augusto Casasoli/Xinhua/PressFocus

A więc jednak rzymianie! AS Roma wygrywa z Feyenoordem 1:0 i zostaje pierwszym historycznym triumfatorem Ligi Konferencji UEFA. Tym samym Jose Mourinho staje się pierwszym w historii szkoleniowcem, który wygrał Ligę Mistrzów, Ligę Europy i Ligę Konferencji. Co więcej, Portugalczyk wygrał wszystkie pięć finałów europejskich pucharów. Strzelcem jedynej bramki został Nicolo Zaniolo. To był historyczny wieczór!


Udostępnij na Udostępnij na

Przed samym spotkaniem wszyscy się zastanawiali, czy Feyenoordowi nie zabraknie doświadczenia. Arne Slot postawił na skład, w którym średnia wieku wynosiła zaledwie 24 lata i 176 dni. Z drugiej strony stał przecież wielki Jose Mourinho. Dla Portugalczyka był to piąty finał europejskich pucharów i do tego starcia podchodził jako niepokonany. Co więcej, trzeba przede wszystkim zauważyć, że czysto sportowa klasa przed pierwszym gwizdkiem sędziego była po stronie rzymian.

AS Roma z niemałymi problemami, ale za to zabójczo skuteczna

Wydawało się, że rzymianie będą chcieli szybko strzelić bramkę i później już tylko kontrolować boiskowe wydarzenia. Jednak Feyenoord w tym sezonie przyzwyczaił nas do wysokiego pressingu i ofensywnej gry. Wielki finał początkowo nie splątał mu nóg i to Holendrzy od samego początku dyktowali warunki gry, a Roma musiała cierpliwie czekać na swoje szanse. Piłkarze Mourinho głównie szukali długich podań, które zazwyczaj były niedokładne lub lądowały poza boiskiem. Mimo pewnych problemów z czasem „Giallorossi” zaczęli łapać rytm meczowy i spokojniej rozgrywać piłkę.

W 15. minucie boisko musiał opuścić Henrikh Mkhitaryan. Ormianin miał ostatnio spore problemy zdrowotne, lecz Mourinho postanowił dać mu szansę w wielkim finale. Niestety, ale doświadczony pomocnik najwidoczniej nie był gotowy do gry na takiej intensywności i zaledwie po kwadransie musiał zmienić go Sergio Oliveira. Portugalski szkoleniowiec ewidentnie się przeliczył w swoich przypuszczeniach i praktycznie oddał jedną cenną zmianę za darmo.

Tempo spotkania ewidentnie zwolniło. Roma próbowała spokojnie operować futbolówką, natomiast Feyenoord przy każdej możliwej sposobności chciał przenieść piłkę pod bramkę rywala. Przez to drużyna Slota narażała się na kontrataki i po jednym z nich Gernot Trauner był zmuszony faulować Tammiego Abrahama na żółtą kartkę. Od tego momentu austriacki stoper musiał być niezwykle uważny, gdyż każde kolejne przewinienie zbliżało go do przedwczesnego zakończenia spotkania.

Wcześniej wspomniany Trauner kilka minut później popełnił katastrofalny błąd. Gianluca Mancini posłał dobre długie podanie w pole karne, Austriak minął się z piłką, która padła łupem Nicoli Zaniolo, a ten spokojnie zapakował ją do siatki i otworzył wynik spotkania. Feyenoord stracił bramkę na własne życzenie i do przerwy nie był w stanie doprowadzić do wyrównania. Były próby z dystansu Orkuna Kökcü i Reissa Nelssona, ale to było zdecydowanie za mało, by zagrozić Rui Patricio.

Natomiast rzymianie rozegrali w pierwszej połówce fantastyczne zawody w destrukcji. Dali się wyszumieć rywalom, pozwolili im na chwilę szaleństwa, ale później postawili niezwykle twarde warunki. Druga linia cały czas wywierała presję, a defensywa nie pozwoliła sobie nawet na najmniejszy błąd. Absolutna klasa światowa. Do 45 minut był to finał imienia Jose Mourinho.

Pełno chaosu i nerwowości

W drugiej połowie Feyenoord musiał naprawdę sporo zmienić, by zdobyć bramkę wyrównującą. Roma mogła grać cały czas swoje, lecz było wiadomo, że ówczesna dyspozycja Holendrów nie wystarczy. Bardzo blisko rehabilitacji był Trauner, gdy piłka po ogromnym zamieszaniu uderzyła w słupek, a już chwilę później kąśliwy strzał Guusa Tiila wybronił Patricio. Zagotowało się pod bramką „Giallorossich”, bo w 50. minucie potężne uderzenie Tyrella Malacii na poprzeczkę ponownie sparował portugalski golkiper. Feyenoord ruszył do odrabiania strat.

Do ogromnej kontrowersji pod bramką Feyenoordu doszło dosłownie 120 sekund później. Nieoczekiwanie sam na sam wyszedł Abraham, ale ewidentnie ciągnący go za rękę Marcos Senesi wybił go z rytmu. Wydawało się, że będzie czerwona kartka, lecz arbiter doszedł jednak do wniosku, iż nie było tam mowy o żadnym przewinieniu i kazał kontynuować grę.

Drużyna z Rotterdamu zaczęła się naprawdę niebezpiecznie rozpędzać, a Romę było stać jedynie na wybijanie piłki jak najdalej. Underdgi stworzyły kilka groźnych ataków, lecz brakowało tej ostatniej dobrej decyzji. Mourinho musiał szybko zareagować i zdjął Nicolę Zalewskiego oraz Nicolo Zaniolo. Te decyzje oznaczały, że rzymianie już nie zamierzają szukać drugiej bramki i mają nadzieję, że zdołają dowieźć korzystny wynik do samego końca. Brzmi to trochę jak ostatnia deska ratunku, lecz trzeba pamiętać, że drużyny kierowane przez „The Special One” w takich warunkach czują się najlepiej. Do końcowego gwizdka zostało przecież dwadzieścia kilka minut.

Arne Slot również nie próżnował. Boisko opuścili niepewny Trauner i Nelsson, a na ich miejsce pojawili się Marcus Pedersen oraz Bryan Linssen. Trzecia drużyna Eredivisie nie miała już innego wyjścia jak tylko szukanie szans na zdobycie wyrównującego trafienia. Problem jednak polegał na tym, że po nerwowym początku Roma znowu odzyskała spokój i niemalże bezbłędnie realizowała plan taktyczny Jose Mourinho.

Od 80. minuty byliśmy świadkami rozpaczliwych ataków Feyenoordu. Holendrzy próbowali, jednak nie potrafili znaleźć dziury w tym dobrze poukładanym monolicie defensywnym. W końcowej fazie spotkania wyszła cała klasa rzymian. Dzielnie wytrzymali napór rywala, a heroiczne postawy, jak ta Abrahama przy ławce rezerwowej swojego zespołu, niezwykle imponowały. Tak właśnie powinno wyglądać catenaccio. „Giallorossi” dopięli swego i wygrali wielki finał 1:0.

AS Roma pierwszym triumfatorem Ligi Konferencji UEFA

Był to prawdziwy finał imieniem Jose Mourinho. Roma strzeliła jedną bramkę, a później przez większą część spotkania spokojnie kontrolowała jego przebieg. Na duże uznanie zasługuje defensywa, która potrafiła wytrzymać cały mecz bez utraty bramki mimo kilku fenomenalnych szans Feyenoordu. Ale na tym polega magia drużyn portugalskiego szkoleniowca. Mogą irytować, doprowadzać do szału, ale co z tego, skoro potrafią dopiąć swego.

To był wieczór Jose Mourinho. 59-letni Portugalczyk został pierwszym w historii szkoleniowcem, który zdobył Ligę Mistrzów, Ligę Europy oraz Ligę Konferencji. W Europie wygrał wszystkie finały i udowodnił nam, że jest prawdziwym „The Special One”.

Feyenoordowi natomiast zabrakło tego doświadczenia, ale nie powinien czuć wstydu. Samo dojście do finału pokazuje, że ten projekt zmierza w dobrym kierunku i następne lata być może będą o wiele bardziej szczęśliwe.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze