Początek drugiej połowy wczorajszego spotkania Legii Warszawa z Koroną Kielce. Kończy się przerwa i na boisko wracają zawodnicy obu zespołów. Kibice gospodarzy gwiżdżą na koroniarzy, natomiast swoich ulubieńców witają brawami. Chwilę potem Żyleta zaczyna skandować nazwisko kapitana drużyny Artura Jędrzejczyka. Momentalnie do śpiewu dołącza cały stadion. Historia pokazuje, że takim szacunkiem przy Łazienkowskiej mogli się poszczycić nieliczni. To świadczy o tym, jak ważną postacią dla stołecznej ekipy jest Artur Jędrzejczyk.
Atmosferić to nieco ironiczne określenie piłkarza, który w drużynie odpowiada za pozytywny nastrój w szatni, lecz na boisku niewiele wnosi do gry. Termin ten zdobył szczególną popularność przy okazji zeszłorocznego mundialu oraz powołania do kadry na ten turniej Sławomira Peszki. Zdaniem wielu „Peszkin” nie otrzymał nominacji z uwagi na formę sportową, tylko ze względu na umiejętność zjednywania sobie ludzi. Podobna łatka atmosfericia przylgnęła także do popularnego „Jędzy”. Obrońca Legii znany jest z poczucia humoru i skłonności do żartów. Jednak w ostatnim czasie wyrósł na prawdziwego boiskowego lidera swojego zespołu, który zdaje się właściwie wypełniać funkcję kapitana.
Prawdziwy legionista
Kiedy latem Warszawę opuścili Miroslav Radović, Michał Kucharczyk i Arkadiusz Malarz, kibice Legii zaczęli narzekać na niszczenie klubowego DNA. Ich zdaniem z drużyny odeszli zawodnicy, którzy mieli Legię w sercu, co udowadniali na boisku. Wydawało się, że oddanych i charakternych legionistów przy Łazienkowskiej już po prostu nie ma.
Artur Jędrzejczyk do Legii przychodził trzykrotnie. Najpierw w 2006 roku jako 19-latek pozyskany z Iglopoolu Dębica, potem w 2016 roku w ramach wypożyczenia z FK Krasnodar, aż wreszcie rok później na stałe. W ciągu pierwszego okresu przy Ł3 „Jędza” był trzykrotnie wypożyczany. Zaliczył epizody w GKS-ie Jastrzębie, Dolcanie Ząbki i Koronie Kielce.
Na stałe miejsce w składzie „Wojskowych” wywalczył sobie wraz z początkiem sezonu 2011/2012. Od tamtej pory regularnie grał w podstawowym składzie, co zaowocowało pierwszymi powołaniami do reprezentacji Polski. Najczęściej występował na prawej obronie, mimo że na Łazienkowską trafił jako stoper.
Latem 2013 roku Jędrzejczyk zamienił Legię na FK Krasnodar. W Rosji „Jędza” spędził 2,5 roku. Następnie wrócił do Warszawy w ramach wypożyczenia. Tymczasowe przenosiny do ekipy ze stolicy reprezentant Polski motywował chęcią zdobycia mistrzostwa Polski oraz nadzieją na regularną grę przed Euro 2016.
Oba te cele udało się zrealizować. Legia sięgnęła po krajowy czempionat, a Jędrzejczyk był podstawowym graczem drużyny Adama Nawałki na rozgrywanych we Francji mistrzostwach Europy. W dobrych występach nie przeszkodziła mu nawet nietypowa pozycja. Przypomnijmy, że podczas Euro „Jędzę” oglądaliśmy na lewej obronie.
Po udanych ME Jędrzejczyk powrócił do Krasnodaru. Jak się okazało, nie na długo. Jego drugi pobyt w Rosji potrwał zaledwie pół roku. W styczniu 2017 roku Legia zapłaciła milion euro i ściągnęła z powrotem zawodnika, który w Warszawie wypłynął na szerokie wody.
Jak dotąd z czarną „eLką” na piersi pochodzący z Dębicy piłkarz rozegrał 226 spotkań (więcej statystyk Jędrzejczyka znajdziesz TUTAJ). Przed nim kolejne, w których jego rola w Legii może nabierać na znaczeniu.
„Jędrzejczyk za dużo zarabia”
Patrząc na dotychczasową karierę klubową reprezentanta Polski, można dojść do mylnego wniosku, że Legia stanowiła dla niego azyl, w którym czuł się szanowany i do którego mógł zawsze wrócić niezależnie od okoliczności. Mało kto pamięta, że zaledwie rok temu Artur Jędrzejczyk był zawodnikiem, którego chciano się pozbyć.
Był to bardzo trudny okres dla Legii. Niewypał trenerski w osobie Deana Klafuricia, kompromitacja w europejskich pucharach w starciu z Dudelange oraz negatywna atmosfera wokół klubu wywoływały frustrację wśród kibiców. W ogniu krytyki znalazł się również Jędrzejczyk, który po ponownym przyjściu do stolicy stał się najlepiej zarabiającym piłkarzem nie tylko Legii, lecz także całej ligi. Uważano, że „Jędza” nadmiernie obciąża budżet płac, a jego forma sportowa nie jest adekwatna do zarobków. Stąd wydawało się, że jego dni przy Łazienkowskiej są policzone.
Ostatecznie stało się coś rzadko spotykanego we współczesnym świecie futbolu. Mianowicie Jędrzejczyk zgodził się na obniżenie wynagrodzenia o połowę. Dzięki tej decyzji wrócił do składu i odzyskał zaufanie kibiców.
Artur Jędrzejczyk przystał na kolejną propozycje klubu, będzie rocznie pobierał połowę dotychczasowych zarobków, otrzymał zgodę na grę. https://t.co/r6LAgQynKv
— Legia.Net (@LegiaNet) August 11, 2018
Przed trwającym sezonem „Jędza” otrzymał opaskę kapitańską. Był to dowód zaufania i wyraźny sygnał, że najwyższy czas, by reprezentant Polski stał się liderem Legii. I na razie można odnieść wrażenie, że był to właściwy ruch.
Na boisku Jędrzejczyk imponuje pewnością siebie. Prawdopodobnie już na stałe został przesunięty do środka obrony. Na jego barkach spoczął ciężar kierowania grą defensywną warszawskiej drużyny. W meczu z Koroną były piłkarz FK Krasnodar nieustannie dyrygował poczynaniami kolegów z boiska. Często pokazywał grającemu na swojej nienaturalnej pozycji Michałowi Karbownikowi, jak powinien się przesuwać.
Przyszłość lidera
Mimo 32 lat na karku przed Jędrzejczykiem rysuje się całkiem ciekawa przyszłość. Najpierw walka z Legią o mistrzostwo i szansa na podniesienie pucharu na koniec sezonu, a potem mistrzostwa Europy, na które „Jędza” prawdopodobnie pojedzie.
Możemy być pewni, że etykieta zabawnego gościa w kontekście Artura Jędrzejczyka powoli idzie w niepamięć. Owszem, wciąż jest to osoba, która potrafi rozweselić kolegów z zespołu. Jednak w Legii Jędrzejczyk ma obecnie inne zadania, z których na razie wywiązuje się bez zarzutów.
Aby osiągnąć sukces w Legii, ważne jest wsparcie kibiców. „Jędza” niewątpliwie może na nie liczyć. W spotkaniu z Koroną w 60. minucie był bliski wpisania się na listę strzelców. Cały stadion wstał z miejsc. Jędrzejczyk stał się dla kibiców symbolem legijnego DNA. Taki ktoś wydaje się naturalnym przywódcą drużyny zarówno na boisku, jak i poza nim.