Ostatnio zdobył mistrzostwo Anglii w sezonie 2003/2004. Od tamtej pory kibice doczekali się tylko jednego sensownego trofeum – pucharu Anglii w poprzednim sezonie. Przez ten czas Arsenal popada coraz głębiej w kryzys, z którego nie może się otrząsnąć.
Ekipa Arsena Wengera dorobiła się opinii zespołu silnego, ale nie będącego w stanie walczyć o mistrzostwo kraju. I faktycznie. Kanonierzy mają dobre momenty w sezonie, są one jednak ciągle za słabe, aby ci mogli stać się najlepszym zespołem Anglii. O triumfie w Lidze Mistrzów nie ma nawet co myśleć, a mówimy przecież o jednym z najbardziej utytułowanych angielskich klubów!
To zespół budowany nie po to, aby wygrywać, ale aby nie przegrywać. Różnica jest zasadnicza, bo londyńska ekipa nie potrafi nawiązać walki z ekipami silniejszymi, a ma również niesamowite problemy z drużynami o podobnej klasie. Włodarzy klubu nie interesują chyba ewentualne triumfy, zależy im na tym, aby suma wydatków była jedynie mniejsza niż suma dochodów. Póki ten cel udaje się spełniać, nic nikomu więcej nie potrzeba.
Wtopy z transferami
Przyczyn należy szukać m.in. w transferach. Kanonierzy przestają sprzedawać drogo swoich piłkarzy, a kupować tanio. W tym sezonie Arsenal wydał już łącznie lekko ponad 100 mln euro na transfery, uzyskując jedynie niecałe 16 mln ze sprzedaży (ponad połowa tej sumy została uzyskana za odejście Vermaelna do Barcelony). Rok temu wyłożono 50 mln euro za Ozila, w miarę konkretne pieniądze uzyskano jedynie za Gervinho (8 mln euro). Wcześniej sytuacje ratowało odejście m.in. Van Persiego, Songa, Fabregasa, Nasriego, Adebayora, Henry’ego. Teraz piłkarzy o podobnej klasie w klubie po prostu nie ma. Sprowadzani są zawodnicy, których przydatność w większości można mocno podważyć. Ozil, czyli najdroższy wydatek „The Gunners”, rozczarowuje, nie potrafi odnaleźć się w Anglii, w meczach jest zwykłym statystą, a nie kreatorem znanym z Realu. Podolski w Londynie ani razu nie pokazał tego co w reprezentacji Niemiec. Giround, mimo przyzwoitych liczb, często marnuje sytuacje, jest powolny i bezużyteczny w najważniejszych starciach. Gervinho nie potrafi sobie znaleźć miejsca na boisku. Chamakh, który miał być jednym z najlepszych snajperów Premiership, strzela od święta w Crystal Palace. Udanych transferów do klubu było mniej, niż można było się spodziewać, a tych, którzy podnieśli klasę zespołu w ostatnich kilku latach, można policzyć na palcach jednej ręki.
Problem zauważył wreszcie Arsene Wenger, który postanowił sprowadzić kilka dość ciekawych nazwisk w ostatnim okienku transferowym. Kluczową postacią może być fenomenalny, a jednak rezerwowy w Barcelonie Sanchez. Z dobrej strony zdążył pokazać się już Chambers z Southampton. Dziwić mogą jednak miliony wydane na niebędącego w stanie podjąć rywalizacji w ataku Manchesterze Welbecka i prawie 30-letniego Debuchy’ego.
Wtopa z Ozilem
Obecnym problemem Arsenalu jest brak klasowego napastnika i kreatywności. Po odejściu Van Persie’ego nie ma tu snajpera z krwi i kości. O Giround już pisałem, Sanogo jak na razie do siebie nie przekonuje, Bendtner ma więcej ego niż umiejętności. Dotychczasowy największy mózg zespołu – Tomas Rosicky – ma już 33 lata i gra coraz mniej. Arteta i Cazorla również najlepsze czasy mają już za sobą.
Jest jeszcze kwestia wspomnianego Mesuta Ozila. Pomocnika znanego z genialnych występów w Realu i reprezentacji Niemiec. W Londynie zgasł. Nie potrafi się odnaleźć na boisku, podczas meczów jest niewidoczny, gra tylko ze względu na gigantyczne pieniądze, które na niego wydano. Arsene Wenger ciągle liczy na to, że 25-latek wreszcie wystrzeli, nie jest to jednak możliwe, dopóki piłkarz będzie grał na skrzydle. Niemcowi brakuje szybkości na grę na flance, nie ma tam też tyle miejsca i możliwości kreacji gry co w środku boiska. To na „10” notował zawsze najlepsze występy. Być może ten fakt ulegnie zmianie, bo Wenger w ostatnim spotkaniu ligowym z Aston Villą ustawił skład w formacji 4-2-3-1, dzięki czemu Ozil zagrał tam gdzie lubi najbardziej. Efektem była i bramka, i asysta oraz zwycięstwo 3:0.
Wtopa z Wengerem
Włodarze Arsenalu albo mają boską cierpliwość, albo trzymają w klubie Wengera ze względu na jego wcześniejsze sukcesy. Jeszcze rok temu kibice klubu nie chcieli 64-letniego Francuza na stanowisku szkoleniowca. Ekipie Kanonierów widocznie jednak brakuje świeżości. Arsene jest przewidywalny, nie zmienia zbytnio gry swojego zespołu i przesadnie miłuje sprowadzanie zawodników z ligi francuskiej, którzy to nie zawsze sprawdzają się w trudnej, angielskiej rzeczywistości. Najgorsze jest jednak to, że Wenger nie sprawia wrażenia człowieka ambitnego, o czym również świadczą wyniki. Zespół z takimi możliwościami powinien rok w rok bić się o najwyższe cele, a nie zadowalać się miejscem w (zaledwie) czołówce tabeli.
Być może francuski szkoleniowiec boi się ryzykować w starciach z trudnymi rywalami. Widzi, że w kadrze nie ma wielkich gwiazd, a są zawodnicy w większości po prostu solidni. Borussia też jednak podczas zdobywania ostatniego mistrzostwa kraju nie miała gwiazdorów. Narodzili się oni dopiero wraz z czasem, bo ulepszył ich Klopp. Wenger od jakiegoś czasu jakby już nie wierzył w swoich zawodników i buduje zespół tylko do walki w Premiership. Liga Mistrzów wydaje się jedynie dodatkiem, co potwierdzają wyniki w najbardziej elitarnych rozgrywkach.
Nadzieja umiera ostatnia
Problemem jest również presja. Narzekamy na Arsenal, mimo że co roku gra w LM i zajmuje wysokie miejsca w tabeli. Nie jest to klub słaby, ale zespół o niewykorzystanym potencjale. Historia 13-krotnego mistrza Anglii zobowiązuje do wyników, których na obecną chwilę po prostu nie ma. Bo zwycięstwo z Aston Villą 3:0 tylko po części ociera łzy po bezpłciowej porażce 2:0 z Borussią Dortmund.
Londyński zespół znajduje się w wieloletnim kryzysie i z roku na rok jest coraz gorzej. O ile wcześniej nie było trofeów, to były klasowe nazwiska w drużynie. Teraz nie ma w zasadzie ani tego, ani tego. Stąd też kibice mają coraz mniejsze nadzieje na upragnione mistrzostwo i powrót do czołówki europejskich klubów.