Angielscy eksperci są zdecydowanie mniej delikatni w swoich opiniach niż ich polscy koledzy. Dzięki temu stają się idealnym katalizatorem dyskusji. W zeszłym tygodniu zastanawialiśmy się nad słowami Paula Mersona. Dziś zatrzymamy się na chwilę przy wypowiedzi Paula Scholesa na temat Arsenalu. Rudowłosy pomocnik bez ogródek wypalił: – Arsenal nie ma jaj, by zdobyć mistrzostwo.
Abstrahując od sympatii i antypatii klubowych, przyklasnęło mu na pewno wiele osób na świecie. Na swoje nieszczęście były gracz Manchesteru United wypowiedział te słowa w złym momencie. Po dwóch kolejnych porażkach w lidze nawet najwierniejsi kibice z Emirates Stadium porzucili nadzieję, która narodziła się w ich sercach wraz z bramką Welbecka strzeloną liderowi z Leicester. Teza więc wydawała się w pełni uprawniona. Nawet jeśli była brutalna.
Problem polega na tym, że gdy w derbach północnego Londynu po czerwonej kartce Coquelina i golach Alderweirelda i Harry’ego Kane’a „Kanonierzy” znaleźli się na łopatkach, pokazali, że są w stanie podnieść się z desek i strzelili wyrównującą bramkę. Mimo że do lidera stracili kolejne dwa oczka, to udowodnili, że mają charakter, który pozwolił odebrać punkty także bezpośredniemu sąsiadowi z tabeli, a jednocześnie znienawidzonemu wrogowi.
https://twitter.com/TheFootballRep/status/705426120041172992
Osiem punktów. Tyle na dziś, dziewięć kolejek przed końcem ligi, gracze Arsene’a Wengera tracą do lidera. Czy mają jeszcze szanse na mistrzostwo? Oczywiście, że tak. To liga angielska i żadna z drużyn czołowej czwórki nie zdobędzie 27 punktów. Pytanie tylko, czy rację ma Paul Scholes. Czy Arsenal po meczu z „Kogutami” znajdzie w sobie tyle sił i charakteru, by do ostatniej kolejki ścigać „Lisy”?
Patrząc na ostatnie lata, są na to niewielkie szanse. Nie bez powodu wiele osób uważa, że do herbu Arsenalu należy wpisać cyfrę 4. Kibice są zniecierpliwieni brakiem sukcesów. Niby corocznie „Kanonierzy” są w gronie faworytów do tytułu, niby walczą o niego do samego końca, a jednak od 2004 roku nie udało im się wygrać Premier League.
Wielu fanów londyńskiego klubu obwinia za to Arsene’a Wengera. Od wielu lat mówi się o tym, że zawodnicy prowadzeni przez francuskiego szkoleniowca są zbyt grzeczni, że brak im szaleństwa, które pozwoli na zdobycie szczytów. Tych bardziej hardych, nie do końca pasujących do szeregu „Boss” pozbywa się bez większego żalu. Wprawdzie dzisiejsza piłka nożna to taktyka, taktyka i jeszcze raz taktyka, ale bez pierwiastka nieprzewidywalności nie da się zdobywać tytułów. Nawet w tak poukładanej drużynie jak Barcelona musi znaleźć się miejsce dla tych, którzy fantazję przedkładają nad sztywne normy.
Patrząc na piłkarzy kupowanych przez Wengera, możemy stwierdzić jedno. Na skandalistów i szaleńców nie ma co liczyć. Wiele lat zarzucano Francuzowi zbytnie pilnowanie portfela właścicieli klubu. Postarał się zaprzeczyć tym zarzutom, sprowadzając Oezila czy Sancheza. Niemiec chyba idealnie pokazuje, jaki powinien być zawodnik, za którego Arsene Wenger jest w stanie zapłacić duże pieniądze. Regularny, świetny taktycznie, pracowity i poukładany. Kwintesencja marzeń i na dodatek rewelacyjnie sprawdza się w Londynie. 18 asyst w lidze angielskiej wzbudza szacunek. Szkoda tylko, że w siedmiu meczach Ligi Mistrzów nie udało mu się to ani razu.
Część kibiców domaga się zmiany menadżera, część wpuszczenia do zespołu świeżej krwi w najbliższym okienku transferowym. Niewielu postuluje, żeby zaczekać do końca sezonu, bo chyba nieliczni uważają, że jedna jaskółka wyrównania z Tottenhamem potrafi sprawić, że nastanie wiosna zwycięskiej pogoni za Leicester.
W odpowiedzi na wywieszony ostatnio transparent wzywający Francuza do dymisji szkoleniowiec odpowiedział tak: – Znacie kogoś, kto wygrał Puchar Anglii częściej niż ja? Jestem zdziwiony, jak wielu ludzi osądza wyniki drużyny tak długo przed końcem sezonu. Jeszcze się nie poddaliśmy i pokażemy to w nadchodzących tygodniach. Arsenal bywał w o wiele trudniejszych sytuacjach niż dziś.
Nadszedł czas panie Wenger przejść od słów do czynów. Tak jak przy White Hart Lane pokazać charakter w meczach z Evertonem, Watfordem, West Ham United i tak do ostatniej kolejki. Zamienić słowa na czyny, by 15 maja na Emirates Stadium postawić ostatni krok w spotkaniu z Aston Villą i zamknąć krytykom usta. Niczego nie zmieni Puchar Anglii. Jeśli nie będziecie do końca deptać po piętach Leicester, to prawdziwe będą słowa Paula Scholesa – Arsenal nie ma jaj.