Uprawiając zawodowo najpopularniejszy sport na świecie, musisz liczyć się z faktem, że twoje życie będzie wyglądać nieco inaczej niż u przeciętnego człowieka. Im wyższy poziom, tym większe zarobki, status społeczny czy przywileje. Z przykrymi konsekwencjami swojej popularności spotkał się po środowym meczu z Liverpoolem Arkadiusz Milik, który to przebywając w Neapolu, padł ofiarą kradzieży. Polski napastnik nie jest jednak odosobnionym przypadkiem, a sami piłkarze stają się często łakomym kąskiem dla bandytów.
Milik to nieprzypadkowa ofiara
Kilka minut przed 23:00 czasu polskiego na Stadio San Paolo rozbrzmiewa ostatni gwizdek, który dla zgromadzonych na stadionie kibiców gospodarzy staje się sygnałem do rozpoczęcia świętowania. Napoli pokonuje bowiem Liverpool – bezpośrednich rywali w walce o wyjście z trudnej grupy C rozgrywek Champions League – i tym samym przesuwa się na pierwsze miejsce w stawce. Arkadiusz Milik kończy spotkanie z zerowym dorobkiem bramkowym, a sam mecz, choć z punktu widzenia rozgrywek Ligi Mistrzów ważny, prawdopodobnie zostałby szybko przez Polaka zapomniany. 3 października 2018 zapadnie jednak w pamięci Milika z zupełnie innego powodu. Niecodziennie zdarza się mu bowiem poczuć lufę broni palnej przystawionej do własnej skroni.
Cała akcja, o której od rana huczą zarówno polskie, jak i światowe media, została skrupulatnie zaplanowana, a Polak nie był przypadkową ofiarą. – W przypadku Milika napad był dokładnie zaplanowany – napastnicy wiedzieli, gdzie, kiedy i o której będzie wracał z wieczornego meczu. Zajechali mu więc drogę i w niecałą minutę – bo tyle trwało całe zajście – wzbogacili się o całkiem przyjemną kwotę – mówi miłośnik calcio Bartek Szulga. Przypomnijmy, że podczas napadu Polak zmuszony był oddać złodziejom swój zegarek Rolex Daytona, którego wartość sięga kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Neapol nieprzyjazny piłkarzom?
W podobnej sytuacji znaleźli się niegdyś także inni piłkarze Napoli. Specjalnych przywilejów nie posiada nawet niekwestionowana gwiazda klubu z Neapolu – Marek Hamsik. Słowaka napadnięto już bowiem dwukrotnie. Raz w 2008 i raz w 2013 roku. W jego przypadku złodzieje również solidnie się wzbogacili, a wśród skradzionych przedmiotów, podobnie jak w przypadku Milika – znalazł się zegarek marki Rolex.
Bandyci są doskonale świadomi, kto będzie ich ofiarą. Zarówno Milik, Hamsik, jak i Lorenzo Insigne, który również padł ofiarą rabunku, byli śledzeni, a sam napad z bronią, wcześniej zaplanowany, przeprowadzano błyskawicznie. Znane chociażby z serialu „Gomorra” ulice Neapolu to jednak niejedyna sceneria dla tego typu wydarzeń. Warto przypomnieć, że tylko w samych Włoszech ofiarami kradzieży padali między innymi Mirko Vucinić, Paul Pogba, Arturo Vidal (wszyscy podczas pobytu w Turynie) czy Mauro Icardi (Mediolan).
Nie tylko Włochy
Piłkarze nie mają co liczyć na specjalne traktowanie przez przestępców i Włochy nie są pod tym względem niechlubnym wyjątkiem. Podobne rzeczy dzieją się również w Brazylii i nie mówimy tu o piłkarzach drugiego czy trzeciego rzędu. Ze znaczną sumą swego czasu pożegnał się bowiem przez wielu uważany za najlepszego piłkarza w historii Pele.
Rok temu nad swoim bezpieczeństwem poważnie zastanawiał się Vadis Odjidja-Ofoe. Z jego domu w Pireusie skradziono wówczas dużą sumę pieniędzy oraz biżuterię, a sam Belg rozważał odejście z klubu.
Dla tak zuchwałych przestępców fakt, że ich potencjalna ofiara jest znanym piłkarzem, jest raczej dodatkową zachętą niż przeszkodą. Są oni świadomi poziomu zarobków zawodników z czołowych lig świata, dlatego obierają ich za cel. –Dla bandyty nie ma znaczenia to, czy ktoś jest piłkarzem czy prawnikiem – skoro ma na sobie coś, co można mu łatwo zabrać, to po prostu to robią. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że zarabiający fortunę zawodnik nie będzie w jakiś szczególny sposób z nimi walczył czy uciekał, więc grzecznie odda to, czego oczekują – dodaje Bartek Szulga.
Napaść na Arkadiusza Milika nie jest pierwszą ani ostatnią napaścią na popularnego piłkarza. Dla samych zawodników bardziej bolesna niż strata niemałej sumy pieniędzy jest jednak przeważnie utrata poczucia bezpieczeństwa. Warto przytoczyć tu bardzo skrajny przypadek Marca Bartry, który po zamachu terrorystycznym na autokar wiozący piłkarzy Borussii Dortmund bardzo długo nie potrafił dojść do siebie. Wspomniany wcześniej przykład Odjidjy-Ofoe pokazuje jednak, że nie trzeba zamachu, by piłkarz przestał czuć się bezpiecznie.