Arka Gdynia uciekła spod topora, zapewniając sobie utrzymanie


Kolejna udana misja Jacka Zielińskiego

14 maja 2019 Arka Gdynia uciekła spod topora, zapewniając sobie utrzymanie
Krzysztof Pulak

Na dwie kolejki przed końcem sezonu poznaliśmy kolejną drużynę, która nie musi się już martwić o ligowy byt. Arka Gdynia, pokonując 3:1 Wisłę Kraków, dołączyła tym samym do Górnika Zabrze czy Korony Kielce i w następnej kampanii znów zagra w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.


Udostępnij na Udostępnij na

Dla arkowców był to przede wszystkim następny okres wyczerpującej walki o pozostanie w ekstraklasie. Od momentu powrotu z I ligi gdynianie rok po roku musieli skupiać się na zajęciu bezpiecznego miejsca, gwarantującego utrzymanie. Jak wyglądały sezony Arki?

Sezon 2016/2017 i zderzenie z ekstraklasą

Powrót do ekstraklasy był dla Arki Gdynia był o tyle wyjątkowy, że nastąpił dopiero po pięciu latach posuchy i tułania się po zapleczu polskiej ligi. Gdyński zespół wchodził do najwyższej klasy rozgrywkowej jako zwycięzca I ligi, dlatego w porównaniu z drugim beniaminkiem, Wisłą Płock, miał większe podstawy do lepszego zaprezentowania się po upragnionym powrocie.

Niestety w przypadku gdynian kazus beniaminka nie zadziałał. Niemal cały sezon 2016/2017 okazał się niezwykle trudny. Jedynie dwa punkty nad strefą spadkową, 5.miejsce w grupie spadkowej, z bilansem 10 zwycięstw oraz 18 porażek wskazywał na ciężką walkę w następnej kampanii. Choć wydaje się, że w pierwszych 12 miesiącach dla gdyńskich kibiców najważniejsze było utrzymanie, to zwycięstwo w finale Pucharu Polski sprawiało, iż apetyty na kolejną kampanię były większe niż 14. miejsce w tabeli końcowej.

https://twitter.com/DariuszHarley/status/859451352036061184

Kolejny sezon, kolejna walka

Mówiąc o kolejnym sezonie, należy pochylić się nad osobą Leszka Ojrzyńskiego. Dla wielu był to najlepszy trener w nowożytnej historii Arki, gdyż patrząc na to, co znalazło się w gablocie, po prostu nie mógł mieć sobie równych. Niespodziewany triumf w finale Pucharu Polski, krótka, bo krótka, ale niezapomniana przygoda w eliminacjach europejskich pucharów zdecydowanie przyczyniły się do zwiększenia oczekiwań przed nadchodzącym okresem ligowym. Wymagania i kibiców, i właścicieli zdawały się wybiegać dalej niż dolna ósemka.

Ale czy te wymagania były uzasadnione? Śmiało można stwierdzić, że drużynę Arki Gdynia ograniczał przeciętny materiał ludzki – w końcu najlepszym strzelcem i ówczesną gwiazdą zespołu był ponad 30-letni Rafał Siemaszko, więc rozgrywanie ponad 30 meczów musiało odbić się na wynikach drużyny. Poza tym nie od dziś wiadomo, że ekipy trenera Ojrzyńskiego preferują raczej wyrachowany styl gry, dlatego o pięknym czy efektownym poziomie raczej mowy być nie mogło.

Nowy trener, nowe nadzieje?

Władze Arki chciały jednak czegoś więcej, dlatego postanowiły nie przedłużać umowy z charyzmatycznym trenerem. Nowym szkoleniowcem nadmorskiego zespołu został Zbigniew Smółka pracujący wcześniej w Zawiszy Bydgoszcz. W tym przypadku o efekcie nowej miotły mogliśmy mówić jedynie przez pewien czas. Choć gra poprawiła się, i to dość wyraźnie, to jednak nie poszły za tym lepsze wyniki. Trener Smółka stworzył przede wszystkim drużynę zdolną do gromadzenia większej liczby punktów na własnym stadionie, gdyż wśród ekip z dolnej ósemki Arka Gdynia ustąpiła jedynie Śląskowi Wrocław.

Ta statystyka w kwestii wyników była jedyną pozytywną rzeczą, jeśli chodzi o zespół trenera Smółki. Przeciętne występy w spotkaniach wyjazdowych pozwoliły powtórzyć wynik z poprzedniej kampanii i utrzymać się w ligowej rzeczywistości. Kibiców mógł także cieszyć komfort, z jakim nastąpiło pozostanie w lidze, ponieważ prawie dziesięć punktów przewagi dało spokój na końcowe mecze sezonu.

Nowy strażak na pokładzie

Wydawało się, że Zbigniew Smółka jest zdolny do tego, by w Gdyni stworzyć drużynę zdolną powalczyć choćby o górną część ligowej tabeli. Rzeczywistość okazała się niestety całkowicie inna. Gdynianie z mecz na mecz grali coraz gorzej, co przekładało się także na słabe wyniki zespołu. Katastrofalna i niezrozumiała seria bez wygranej spowodowała w końcu, że właściciel Dominik Midak zdecydował o zwolnieniu dotychczasowego szkoleniowca. Jednak sposób, w jaki nastąpiło pożegnanie, do dziś wydaje się co najmniej dziwny. Trener Smółka o końcu swojego etapu w Gdyni dowiedział się za pomocą Twittera na godzinę przed derbowym starciem z Lechią Gdańsk. Ostatni mecz na gdyńskiej ławce dla Smółki zakończył się bezbramkowym remisem, co oczywiście nie mogło zmienić podjętej już wcześniej decyzji.

https://twitter.com/DominikMidak/status/1113132267155714048

Zapowiadane w internetowej wiadomości zmiany dotyczyły, jak się okazało, wprowadzeniu na stanowisko pierwszego szkoleniowca Arki Jacka Zielińskiego, czyli byłego trenera Cracovii czy Lecha Poznań. Wydaje się, że mistrz Polski z 2010 roku zna każde warunki pracy w ekstraklasie. We wspomnianych wcześniej „Pasach” pracował dwa lata, podczas których przechodził wiele wzlotów i jeden spektakularny upadek. Pod jego wodzą krakowianie byli jedną z największych rewelacji ostatnich lat, jednak jego projekt w Krakowie zakończyły słabe wyniki w kolejnym sezonie. Do tego doszła praca w walczącym o utrzymanie Ruchu Chorzów. W jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce przetrwał rok, a jego pracę zakończyła dymisja po wstydliwej porażce z Jagiellonią Białystok (0:6).

Jacek Zieliński dostał misję, którą wykonał bardzo szybko. Utrzymanie w ekstraklasie Arki Gdynia niewątpliwie stanowiło duże wyzwanie, ale po kilku niezłych meczach udało się to bez większych przeszkód. Wydaje się, że gdynianie zamykają najtrudniejszy sezon po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Po wielu turbulencjach, niespotykanym zwolnieniu Zbigniewa Smółki w Gdyni powinno być już tylko lepiej. Tylko czy z trenerem Zielińskim w przyszłym sezonie doczekają się czegoś więcej niż spokojne pozostanie w lidze? Odpowiedź na to pytanie chcieliby znać wszyscy, łącznie z młodym właścicielem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze