Kontynuujemy maraton wszelkiego rodzaju zestawień i przedstawiamy ranking najbardziej nieudanych transferów tego roku w Hiszpanii.
Po najlepszej i najgorszej jedenastce rundy, jedenastce odkryć oraz najbardziej udanych transferach teraz czas na te najgorsze. Poniżej lista dziesięciu najmniej trafionych transferów AD 2011.
10. Sergio Sanchez (Sevilla – Malaga)
Malaga przeprowadziła w te wakacje wiele bardzo udanych transferów, wśród których na pewno trzeba wymienić pozyskanie Cazorli, Joaquina, Isco, Toulalana czy Mathijsena. Jednak pośród tych wielu trafnych wzmocnień na naszą listę trafiły trzy, które się nie sprawdziły. Pierwszy z nich to Sergio Sanchez, który kosztował Malagę ok. 3 milionów euro. Przypadek Sancheza był podobny co innych sprowadzonych graczy – oprócz wzmocnienia składu miał on był osłabieniem przeciwników rywalizujących o europejskie puchary. Identyczny zabieg dotyczył Valencii (Joaquin, Isco), Villarrealu (Cazorla), w przypadku Sevilli miało paść na Sancheza, który w rundzie wiosennej wyrobił sobie w miarę dobrą renomę w defensywie klubu ze stolicy Andaluzji. Jeśli spojrzymy na obecną formę piłkarza, włodarze z Sanchez Pizjuan chyba cieszą się, że udało im się pozbyć Sergio. Tylko raz udało mu się zachować czyste konto (w spotkaniu z Rayo), a z nim w składzie Malaga tylko trzykrotnie kończyła spotkanie zwycięska. Jedno jest pewne – Demichelis i Mathijsen mogą spać spokojnie.
9. Antonio Barragan (Valladolid – Valencia)
Wychowanek Sevilli profesjonalną karierę zaczynał w Liverpoolu, skąd bez żalu oddano go jako juniora do Deportivo La Coruna, a stamtąd do Valladolid. Ubiegły sezon, spędzony na drugoligowych boiskach, miał fantastyczny, zatem latem postanowiono sprowadzić gracza do Walencji, gdzie miał być uzupełnieniem bloku defensywnego. Niestety, jego umiejętności plasują go nawet za bezpośrednim rywalem o miejsce, Miguelem, który sam nie ma najlepszej rundy. Mimo iż nikt jeszcze o tym nie mówi, pozyskanie przez „Nietoperzy” nowego prawego obrońcy może być jednym z priorytetów podczas zimowego okienka transferowego, bo gdyby nie grający na prawej stronie Pablo Hernandez, ta strona boiska prezentowałaby się niezwykle słabo.
8. Daniel Pacheco (Liverpool – Atletico Madryt – Rayo Vallecano)
Chyba sam zawodnik nie wie, czyim graczem obecnie jest. Oficjalnie prawa do niego posiada Liverpool, który w te wakacje wypożyczył go do Atletico, a madrycki klub… natychmiast wypożyczył go do Rayo, z opcją pierwokupu na koniec sezonu, który spędzi w innym klubie. Mimo 20 lat zawodnik od kilku lat jest obecny w profesjonalnej piłce, co podkreślił w zeszłym roku na mistrzostwach Europy U-19, podczas których otrzymał nagrodę dla najskuteczniejszego gracza. Swój talent miał teraz potwierdzić w Hiszpanii, jednak trudno jednoznacznie stwierdzić, czy spełnił pokładane w nim nadzieje. Do tej pory wystąpił w ośmiu spotkaniach, za każdym razem wchodził na boisko jako dżoker, jednak ani razu nie potrafił wpłynąć na losy spotkania.
7. Ruben Micael (FC Porto – Atletico Madryt – Real Saragossa)
Pozyskanie Micaela było częścią umowy pomiędzy „Los Colchoneros” a FC Porto, której głównym punktem było pozyskanie Falcao. Pomocnik miał być uzupełnieniem transferu, jednak w Atletico zrobiło się za tłoczno po pozyskaniu Gabiego Fernandeza i natychmiast wypożyczono Micaela do Realu Saragossa. Tam oczekiwano go niczym zbawiciela, który uratuje sezon dla najsłabszej obecnie drużyny Primera Division. Cudu nie było, Rubena presja chyba przerosła i zamiast spodziewanych sukcesów, na razie jest dramat, a zdobywca potrójnej korony w zeszłym sezonie ze „Smokami” pokazał, że bez swoich bardziej utalentowanych kolegów nie jest już tak cennym zawodnikiem.
6. Javier Camunas (Osasuna – Villarreal)
Trudno stwierdzić, dlaczego włodarze klubu z El Madrigal uważali, że zawodnik pokroju Camunasa może zastąpić Cazorlę, reprezentanta kraju i jednego z najlepszych graczy „Żółtej Łodzi Podwodnej” w ostatnich latach. Camunas, co by tu nie mówić, miał bardzo dobry sezon w słabej Osasunie, zagrał w 31 meczach i był wyróżniającym się graczem swojej drużyny. Jak pokazują wyniki, odejściem Camunasa w Pampelunie nikt się nie przejął, a Osasuna jest obecnie, obok Levante, największą niespodzianką i zajmuje wysokie, piąte miejsce. A Villarreal? Też jest niespodzianką, ale tą negatywną. 17. pozycja w Primera Division, odpadnięcie z europejskich pucharów w kompromitującym stylu, tragiczna forma całej drużyny, wyrzucony Juan Garrido… Trudno zwalić wszystko na jednego gracza, ale na pewno spodziewano się po nim dużo więcej.
5. Diego Buonanotte (River Plate Buenos Aires – Malaga)
Niski pomocnik miał w River Plate pozycję niemal półboga. Nie wiadomo, co skłoniło go do spróbowania swoich sił w Europie, jednak już dziś na pewno musi żałować swojej decyzji. 23-letni gracz chyba przeliczył swoje możliwości, bo niepodważalną pozycję w zespole mają Cazorla, Joaquin i Toulalan, a przed nim w rankingu trenera Pellegriniego jest nawet 31-letni Duda czy młodszy o dwa lata Ignacio Camacho. Jak tak dalej pójdzie, złoty medalista igrzysk olimpijskich w Pekinie stanie się kolejnym piłkarzem rodem z Ameryki Południowej, który zupełnie nie sprawdził się na Starym Kontynencie. Powoli wywalcza sobie miejsce w składzie, a pierwszym krokiem ku temu był jego gol w Pucharze Króla, który pozwolił Maladze awansować do kolejnej rundy.
4. Daniel Guiza (Fenerbahce – Getafe)
Po średnio udanym pobycie w tureckim Fenerbahce Getafe wyciągnęło pomocną dłoń po Hiszpana i na zasadzie wolnego transferu wzbogaciło się o, wydawałoby się, wartościowego gracza. Tymczasem Daniel w niczym nie przypomina już króla strzelców Primera Division sprzed czterech lat i mistrza Europy. W barwach klubu z przedmieść Madrytu zagrał w 14 spotkaniach (ale tylko dwukrotnie pełne 90 minut), w których zdobył zaledwie dwie bramki. Obecnie reprezentacja Hiszpanii ma poważny problem z napastnikami, jednak z obecną formą nawet w żartach nikt nie zasugerowałby Vicente del Bosque ponownie sięgnąć po 31-letniego gracza.
3. Daniel Parejo (Getafe – Valencia)
Ostatni Daniel na naszej liście. Do klubu z Estadio Mestalla przyszedł za ok. 6 milionów euro i razem z Sergio Canalesem oraz wspomnianym poniżej Pablo Piattim mieli łatać dziurę po odejściu Juana Maty i Joaquina. Nic z tego nie wyszło, gdyż Parejo nie prezentuje już tego, co jeszcze pół roku temu w Getafe, a dużo ważniejszą rolę od nowego gracza mają wciąż niezastąpieni Tino Costa, Pablo Hernandez czy nawet cofający się często Jonas. Rozegrał do tej pory zaledwie osiem spotkań, a w połowie z nich wchodził z ławki i nie pokazał dosłownie nic. W pozostałych czterech, kiedy rozpoczynał spotkanie w wyjściowym składzie, zawsze był ściągany przed końcem, nie dostał nawet ani jednej żółtej kartki. Kiedy w końcu dostał prawdziwą szansę i kilkadziesiąt minut w rewanżowym meczu Pucharu Króla z Cadizem, zastąpił Jonasa i zagrał tak, że chyba tylko zmiennik Soldado, Aduriz, był gorszy. Jeśli Parejo jest za słaby na zmęczonego i słabiutkiego drugoligowca, to co dopiero mówić o jego grze na poziomie Primera Division?
2. Pablo Piatti (Almeria – Valencia)
Ale dyspozycja Parejo to i tak nic przy tym, co stało się z innym nabytkiem „Nietoperzy”. Wielu hiszpańskich działaczy patrzyło na Valencię z zazdrością, kiedy udało jej się za bezcen (tak wtedy uważano) pozyskać z Almerii Piattiego i Diego Alvesa. Jednak to tylko bramkarz zaprezentował świetną formę i skutecznie rywalizuje z Guaitą, natomiast Piatti, mimo iż wciąż dostaje kolejne szanse, prezentuje się nadzwyczaj bezbarwnie. Zagrał w tym sezonie 18 razy (14 w lidze, cztery w Lidze Mistrzów) i przez prawie 800 minut na boisku, zanotował… zero goli i jedną asystę, a przypomnijmy, że wciąż mówimy o napastniku. Mimo iż jest czasem motorem akcji napędowych, po których swoje sytuacje wypracowuje sobie Jonas z Soldado, to dużo więcej się po nim spodziewano. Dla porównania, w zeszłym roku w słabiutkiej Almerii (która z hukiem spadła do Segunda Division) strzelał gola w co czwartym meczu. Gdyby miał teraz choćby podobne statystyki co w drużynie z Andaluzji, nie znalazłby się w tym zestawieniu. Tak się jednak nie stało, a takiego zawodnika rozlicza się z wyników, bramek i asyst, w związku z tym otrzymał od nas wysokie miejsce na podium.
1. Ruud Van Nistelrooy (HSV – Malaga)
Jak już pisaliśmy wcześniej, klub z Andaluzji był jednym z królów polowania podczas letniego okna transferowego. Za stosunkowo niewielkie pieniądze sprowadzał naprawdę wartościowych graczy, a wisienką na torcie miało być pozyskanie na zasadzie wolnego transferu z HSV bramkostrzelnego Holendra. Miało być, bo pozyskanie „Van Gola” nie przyniosło spodziewanych wyników – Ruud zapomniał, jak się strzela gole. Najbardziej smutno było patrzeć na twarz siedzącego na ławce zawodnika podczas starcia Malagi z Realem, które Andaluzyjczycy sromotnie przegrali 0:4, a Holender nawet na minutę nie pojawił się na boisku, aby zagrać przeciwko swoim byłym kolegom. 35-letni napastnik powinien brać przykład z rok młodszego Raula, który fantastycznie prezentuje się w Schalke. 14 meczów, dwa gole (oba przeciwko Getafe, najpierw w lidze, a później Pucharze Króla) to dużo za mało, aby można mówić o Van Nistelrooyu jako o przynajmniej przeciętnym zawodniku. Zwolennicy jego talentu wspominają, że musi otrzymywać więcej szans i dostawać więcej piłek, jednak inną koncepcję ma Manuel Pellegrini. Pierwszą część rundy to on wybiegał w wyjściowym składzie, jednak ostatnie mecze to już tylko rola zmiennika Rondona, w dodatku odciętego od piłek.
Zobacz też: TOP 10 transferów TME, TOP 10 transferów Premiership.
Van nisterloy dobry gracz szkoda ze mu slabo idize
Z innej beczki to zapraszam na nowo powstały blog o
piłce nożnej. Nie ma tam suchych statystyk tylko
osobiste ciekawe refleksje autora na różne tematy.
zapraszam :)
a gdzie on jest ten blog^^?
dlacZego nie ma falcao
oczekiwania były większe wobec niego
a zapłacono za niego przecież 40 mln ojro
dobra reflesksja jak sie nazywa ten blog XD?
jak sie nazywa ten blog?
Co to za blog? bo chętnie bym zobaczył coś nowego
:]
mówi o blogu a nie podaje linku O.O
Ja mam link do tego blogu !!