Pierwszy mecz w barwach nowego klubu to zawsze duże wyzwanie. Presja nierzadko sprawia, że zawodnik gra znacznie poniżej własnych możliwości. W rozgrywkach angielskiej Premier League dochodzi do tego jeszcze niesamowita intensywność spotkania. To sprawia, że zadebiutowanie w dobrym stylu jest zadaniem bardzo trudnym. Szczególnie dla bramkarzy, których każdy błąd widać jak na dłoni. W najnowszej historii angielskiej ekstraklasy są jednak golkiperzy, którzy zanotowali fantastyczne debiuty.
Dobry początek w nowym klubie jest bardzo istotny dla każdego zawodnika, a szczególnie dla bramkarza. W przypadku nieudanego debiutu kibice oraz media rozpoczną spekulowanie, czy nowy golkiper rzeczywiście będzie realnym wzmocnieniem zespołu. Z kolei jeśli zagra na wysokim poziomie, nikt nie będzie powątpiewać w jego kwalifikacje. Jeszcze lepiej, gdy zaprezentuje się fantastycznie, będąc ostoją zespołu i gwarantując drużynie zdobycz punktową. W ostatnich latach w Premier League nie brakowało golkiperów, którzy właśnie w tak spektakularny sposób rozpoczęli przygodę z nowymi klubami. Zachwycili już w pierwszym spotkaniu, zjednując sobie sympatię kibiców oraz zasługując na szacunek partnerów z nowego klubu. Co interesujące, wśród nich znajdują się głównie gracze, po których raczej mało kto spodziewał się podobnego wyczynu.
Bohater (prawie) ostatniej akcji
Latem 2013 roku Liverpool rozpoczął poszukiwania nowego bramkarza. Według władz klubu dotychczasowy golkiper, Pepe Reina, nie gwarantował odpowiedniego poziomu i zarabiał stanowczo za dużo. Następcą utytułowanego Hiszpana miał być zawodnik zdecydowanie młodszy i głodny sukcesów. W medialnych spekulacjach dominowały dwa nazwiska – Simon Mignolet i Asmir Begović. Ostatecznie wybór padł na Belga, którego namaszczono na nowy numer jeden w bramce Liverpoolu. 25-letni wtedy golkiper miał być gwarancją jakości między słupkami. Imponował w barwach Sunderlandu, a transfer do klubu z Anfield Road, czyli drużyny zdecydowanie lepszej, wydawał się naturalnym krokiem. Nadzieje związane z nowym golkiperem były w czerwonej części Merseyside spore. Wystarczył jednak zaledwie jeden mecz, by urosły do astronomicznych rozmiarów.
W pierwszej ligowej kolejce sezonu 2013/2014 Liverpool na własnym boisku mierzył się ze Stoke City. „The Reds” długo nie potrafili sforsować dobrze zorganizowanej defensywy rywali. Dopiero kilka minut przed przerwą zdołali wyjść na prowadzenie. W obliczu braku zawieszonego Luisa Suareza ofensywa Liverpoolu nie potrafiła jednak podwyższyć rezultatu. To zemściło się w samej końcówce. Po błędzie Daniela Aggera Stoke City stanęło przed szansą na wyrównanie. Wtedy Simon Mignolet rozpoczął swój kilkusekundowy spektakl.
– To był debiut, o jakim można marzyć. Miałem nadzieję na coś takiego, ale tak naprawdę nie myślisz, że coś podobnego się wydarzy. Obrona rzutu karnego w pierwszym meczu dla Liverpoolu… – mówił po zakończeniu spotkania Simon Mignolet.
Pochwał po fantastycznym występie nowemu zawodnikowi „The Reds” nie szczędzili: media, rywale oraz ówczesny menedżer Liverpoolu, Brendan Rodgers. Belg stał się bohaterem dnia, w imponującym stylu zaczynając przygodę z „The Reds”.
– Kupiliśmy go [Simona Mignoleta], ponieważ jest czołowym, naprawdę czołowym golkiperem [świata], który zapewnił nam dzisiaj trzy punkty. Bardzo go cenimy – chwalił po meczu zawodnika Irlandczyk z Północy.
Choć po latach słowa obecnego szkoleniowca Celticu zostały brutalnie zweryfikowane przez kolejne sezony, to jednego Belgowi odmówić nie można. Początek przygody Simona Mignoleta z Liverpoolem był fantastyczny.
Człowiek znikąd
Po jednorocznym pobycie w Championship od Newcastle United w sezonie 2017/2018 oczekiwano znacznie więcej niż od innych beniaminków Premier League. „The Magpies” przegrywali seriami, tracąc niemało bramek. Rotacja między słupkami niewiele pomogła zespołowi Rafaela Beniteza. Zarówno Rob Elliot, jak i Karl Darlow zawodzili, notując nieudane występy okraszone czasem nawet samobójczym trafieniem. Dlatego już zimą hiszpański menedżer musiał sprowadzić nowego golkipera. Jednym z głównych celów według medialnych doniesień miał być gracz Paris Saint-Germain, Alphonse Areola. Gdy wszyscy oczekiwali głośnego transferu, Rafael Benitez wyciągnął z rękawa Martina Dubravkę.
– Dubravka jest golkiperem reprezentacji Słowacji, kimś posiadającym spore doświadczenie. Będzie musiał szybko się przystosować [do wymogów Premier League], ponieważ jest zawodnikiem z zagranicy, ale jest bardzo zwinny i potrafi grać nogami – komplementował bramkarza dla klubowych mediów po ogłoszeniu transferu hiszpański szkoleniowiec.
Golkiper wypożyczony ze Sparty Praga na szansę debiutu w nowym klubie i w Premier League musiał poczekać. Spotkanie z Crystal Palace przesiedział na ławce rezerwowych. Kolejne, i jakże prestiżowe, przeciwko Manchesterowi United, rozpoczął już w podstawowym składzie. Debiut w barwach „The Magpies” śmiało można określić najlepszym spotkaniem Martina Dubravki od momentu dołączenia do Newcastle United. Słowacki golkiper bronił w nieprawdopodobnych okolicznościach. Natomiast gdy nie nadążał z kolejnymi interwencjami, z pomocą przychodzili partnerzy z zespołu. Po spektakularnym występie golkipera zespół „The Magpies” pokonał Manchester United 1:0. Tym samym jeszcze bardziej osładzając debiut Martinowi Dubravce.
– Może dzisiaj kupić los i wygrać na loterii. Wkomponował się [do zespołu] i dał pewność drużynie – chwalił nowego podopiecznego po meczu Rafael Benitez.
Udany debiut był początkiem przygody golkipera z angielskim futbolem. Do końca sezonu ligowego Martin Dubravka regularnie już bronił bramki „The Magpies”. Tym samym zapracowując na definitywny transfer. W obecnej kampanii nadal jest numerem jeden w zespole Newcastle United i niewiele wskazuje na to, by sytuacja miała ulec zmianie.
Lepiej późno niż wcale
Po letnim transferze na St. Mary’s Stadium Angus Gunn od początku obecnego sezonu pełnił jedynie funkcję rezerwowego. Kolejne zawirowania w Southamptonie związane ze słabymi rezultatami i zmianą na stanowisku szkoleniowca działały jednak na korzyść angielskiego golkipera. Pięć straconych przez „The Saints” bramek w meczach z West Ham United i Manchesterem City otworzyło w końcu drogę do pierwszego składu Angusowi Gunnowi. Tym bardziej, że we wspomnianych spotkaniach nie bez winy był dotychczasowy numer jeden – Alex McCarthy.
W ten sposób angielski golkiper zadebiutował w nowym zespole w rozgrywkach Premier League dopiero w 21. kolejce bieżącego sezonu. W meczu przeciwko Chelsea zawodnik zagrał jednak wręcz perfekcyjnie. Ze spokojem przy interwencjach i niesamowitym opanowaniem. Bardzo dobrze wprowadzał piłkę do gry. Kolejne obronione strzały potęgowały wątpliwości graczy Chelsea co do możliwości odniesienia zwycięstwa. Angus Gunn stworzył mur, przez który zespół „The Blues” nie był się w stanie przebić. Świetna postawa golkipera zagwarantowała Southamptonowi wywiezienie cennego punktu ze Stamford Bridge.
– Najważniejszą rzeczą jest pierwsze czyste konto, od kiedy objąłem zespół. Być może dlatego, że Gunn po raz pierwszy bronił od początku, a wykonał fantastyczną pracę – chwalił podopiecznego po meczu szkoleniowiec Southamptonu, Ralph Hasenhüttl.
Po spektakularnym występie przeciwko Chelsea przed Angusem Gunnem pojawiła się olbrzymia szansa, by na dobre zagościć między słupkami bramki Southamptonu. Najbliższe mecze pokażą, czy angielski golkiper wykorzysta świetny (choć opóźniony) start w nowym klubie.
***
Tak pokrótce wyglądają historie jednych z najlepszych debiutów golkiperów w najnowszej historii Premier League. Niezwykle udane pierwsze spotkania zagwarantowały zawodnikom kredyt zaufania ze strony kibiców oraz sztabu szkoleniowego. To pokazuje, że w futbolu jak i w codziennym życiu pierwsze wrażenie jest niezwykle istotne.