Angielska herbata: Dwóch takich, którzy (po)biją się o tytuł(y)


Pierwsza runda obecnego sezonu dla Ivana Drago. Czy Rocky Balboa zdoła odpowiedzieć?

6 sierpnia 2019 Angielska herbata: Dwóch takich, którzy (po)biją się o tytuł(y)
http://dailypost.ng

Jeśli ktoś zasnął podczas pierwszej połowy starcia o Tarczę Wspólnoty, to nie mógł żałować. Chyba że się nie wyspał lub nie obudził na samym początku drugiej odsłony. Wtedy zaczęły się emocje, wtedy wrócił futbol rodem z Premier League. Było pięknie, widowisko, dramatycznie, a trofeum ostatecznie zdobył Manchester City. Tarcza Wspólnoty jest już w gablocie „The Citizens”, jednak czy świadczy o rzeczywistej przewadze nad Liverpoolem?


Udostępnij na Udostępnij na

Nowy sezon zaczął się zaskakująco ospale. Zawodnicy obu drużyn w pierwszej połowie spotkania o Tarczę Wspólnoty wyglądali, jakby dopiero wstali z kanapy. Do tego po tygodniowym maratonie filmowym, przerywanym jedynie konsumpcją fast foodów. Zapewne olbrzymia w tym zasługa ciężkich przygotowań do sezonu, lecz efektu „polskiej ekstraklasy” naprawdę trudno było się wyzbyć sprzed oczu. Niecelne podania, problemy z przyjęciem piłki, nagminne marnowanie doskonałych sytuacji strzeleckich. To ujma dla tak wielkich klubów. Nawet biorąc pod uwagę, iż była to dopiero inauguracja sezonu.

Jednak na szczęście smutne obrazki bezradności minęły po przerwie. Po gwizdku arbitra wznawiającym grę wszystko przyspieszyło. Tak, jakby ktoś zaczął przewijać taśmę do przodu. Była też niespodzianka, bo tak trzeba nazwać drugą odsłonę w wykonaniu Liverpoolu.

Tak, „The Reds” przegrywali, więc musieli ruszyć do przodu. Jednak chyba mało kto spodziewał się, że zaczną okładać Ivana Drago (jak określił rok temu Manchester City Jürgen Klopp) w najlepsze. I tak ten niski Rocky Balboa (kolejne stwierdzenie Niemca – tym razem dotyczące Liverpoolu) tłukł oponenta z każdej możliwej strony. Lewą, prawą, prostym, sierpowym – kombinacjom nie było końca. Ivan Drago próbował oddawać, ale bez większego efektu.

Mimo że momentami chwiał się niczym w rytm muzyki disco polo, to przetrwał jednak nawałnicę ciosów. Po czym wyprowadził jedno uderzenie, które przesądziło o rezultacie. Manchester City po rzutach karnych wygrał z Liverpoolem. Kolejny raz „The Reds” musieli obejść się smakiem. Na pocieszenie gołym okiem widzieli, że tak blisko zwycięstwa nad oponentem nie byli od dawna. Pocieszenie marne, ale w dłuższej perspektywie dające do myślenia.

Kiedy ponownie zabije gong

Jedno spotkanie to marny wyznacznik. Po dziewięćdziesięciu minutach rywalizacji oraz konkursie „jedenastek” trudno przewidywać przebieg nadchodzącej kampanii. Jest to wręcz niemożliwe. Zbyt wiele zmiennych, na czele z późniejszymi powrotami niektórych graczy, by wywróżyć przebieg rywalizacji. Jednak patrząc na poprzednią kampanię oraz obecne okno transferowe, można założyć z wielkim prawdopodobieństwem, że walka o tytuł znów rozegra się między Manchesterem City a Liverpoolem. Zespołami, które na dzień dobry zmierzyły się w spotkaniu o Tarczę Wspólnoty. Mimo naprawdę interesujących wzmocnień pozostałych czołowych ekip nie ma co oczekiwać zmian. Oczywiście jeśli chodzi o dwie pierwsze lokaty.

Wyścig o tytuł w obecnym sezonie będzie jeszcze ciekawszy. Dlaczego? Miedzy innymi dlatego, że mimo iż to trochę irracjonalne, to oba zespoły wygrały trofea, które nie były dla nich największym priorytetem. Owszem, były ważne, ale nie najważniejsze. I tak Liverpool w poprzednim sezonie triumfował w Lidze Mistrzów. Powszechnie jednak wiadomo, że na Anfield Road chcą przede wszystkim mistrzostwa Anglii. Na Etihad Stadium na odwrót – tam łakną i pragną zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Mistrzostwo Anglii ucieszyło kibiców zespołu Pepa Guardioli, ale jakby nie do końca.

Dlatego wielce prawdopodobne, że zarówno Manchester City, jak i Liverpool skupią się na priorytetowych dla nich rozgrywkach, co w przypadku „The Reds” potwierdził nawet właściciel klubu. Ponadto Liverpool z racji obecnie wąskiej kadry (a trzeba było kupować…) raczej nie będzie w stanie rywalizować z powodzeniem na wszystkich frontach. Nikt z kibiców z czerwonej części Merseyside nie wyleje morza łez. Oczywiście jedynie w przypadku, gdy podopieczni Jürgena Kloppa w końcu zdobyliby mistrzowski tytuł.

Presja na wygranie trofeów, których obu ekipom nie udało się zdobyć w poprzedniej kampanii, jest ogromna. Dlatego na siłę wróżąc z fusów, kawy i herbaty, istnieje możliwość, że oba kluby ponownie zajmą dwie najwyższe lokaty w lidze, lecz zamienią się miejscami. Jednak to nie znaczy, że nie będzie emocji. W rywalizacji między Manchesterem City a Liverpoolem, w rywalizacji między Pepem Guardiolą a Jürgenem Kloppem nikt nie odpuści. Priorytety priorytetami, ale walka będzie trwać w najlepsze. Kiedy ponownie zabije gong, Ivan Drago oraz Rocky Balboa ruszą na siebie, wymieniając lawinę ciosów, by pokonać oponenta. Stworzą kolejną odsłonę niepowtarzalnego widowiska.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Nie było to szczególnie pasjonujące letnie okno transferowe w Anglii. Nie zabrakło jednak rekordów i interesujących transakcji. Harry Maguire, dołączając do Manchesteru United za 80 milionów funtów, stał się najdroższym obrońcą świata. Kto by pomyślał? Jeszcze trzy lata temu wspierał reprezentację Anglii na francuskim Euro jedynie z trybun. Futbol pisze jednak piękne scenariusze. Nadzieję na podobne opowiadanie pełne optymizmu mają także na Emirates Stadium. Kupując Nicolasa Pépé, Arsenal sprawił, że Święty Mikołaj do północnego Londynu zajechał wcześniej. Niebawem okaże się, czy reprezentant WKS jest rzeczywiście (modną obecnie) elektryczną hulajnogą czy jedynie drogą rózgą.

W dwa lata od kibica do mistrza świata?

  • W Anglii intensywnie debatują nad tym, czy Aston Villa podzieli los Fulham. W Birmingham tak się ucieszyli z awansu, że wydali grubo ponad 100 milionów funtów na transfery, podobnie jak rok temu „The Cottagers” przeprowadzając minirewolucję i zaskakując kilkoma fajerwerkami. Wydaje się jednak, że na Villa Park, w przeciwieństwie do Fulham, nikomu palców nie urwie.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze