Angielska herbata: a po co mi transfery?


Czołówka Premier League z marzeniami o tytule, lecz bez zimowych wzmocnień

5 lutego 2019 Angielska herbata: a po co mi transfery?

Styczniowe okno transferowe przebiegło w Anglii nadspodziewanie spokojnie. Kluby z Premier League kupowały mało i za względnie niewysokie sumy. To zaskakujące. Tym bardziej że wiele zespołów, głównie tych z czołówki, ma spore problemy kadrowe. Mimo iż bierność na rynku może kosztować utratę szansy na tytuł, nikt z nich portfela nie wyciągnął. Ryzykowny plan czy jednak strzał w stopę?


Udostępnij na Udostępnij na

Jeszcze podczas pracy w Arsenalu Arsene Wenger często mawiał, że w styczniu kupują jedynie desperaci. Zaliczyłeś falstart sezonu? Wyciągasz portfel. Zespół nie strzela bramek? Kupujesz napastnika. Może i przez podobne działania przemawia desperacja. Jednak też pokazuje, że styczniowe okno transferowe jest swego rodzaju kołem ratunkowym. Oczywiście warto nadmienić, iż może z niego skorzystać tylko klub dysponujący odpowiednimi środkami finansowymi.

Choć często debatowano nad sensem istnienia zimowego okna transferowego (jednym z orędowników jego usunięcia był Arsene Wenger), to ono pozostanie. Sama świadomość (gdy wyniki nie są zadowalające), że w styczniu można będzie zrobić roszady w składzie, wiele daje. Zarówno szkoleniowcom, jak i kibicom. To w skrajnych przypadkach wręcz boja na otwartym morzu. Taka, za którą można się chwycić i mieć nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Gorzej, gdy klub/szkoleniowiec/osoba decyzyjna w sprawach transferów odpycha boję i jest zdeterminowana, by odrzucić wszelką pomoc. Nawet w obliczu niekorzystnej sytuacji.

Tak pokrótce można określić sytuację, jaka w styczniu miała miejsce w zespołach z czołówki Premier League. Zarówno Liverpool, Manchester City, jak i Tottenham Hotspur dotknęły problemy kadrowe. Żaden z zespołów nie sięgnął jednak do portfela. O tym, by głębiej pogrzebać, szukając dziesiątek milionów, już nie wspominając. Tak jakby wszystkim przewodziła popularna w naszym kraju myśl – jakoś to będzie. „Jakoś” na pewno. Tylko czy przypadkiem nie bez tytułu?

Jakoś to będzie

Z braku zakupów teoretycznie najłatwiej może obronić się Pep Guardiola. Problemy z kontuzjami w większości już w drużynie Hiszpana minęły. W zespole „The Citizens” nadal są jednak słabe punkty. Punkty, które wychodzą na wierzch w obliczu urazów niektórych graczy. Leciwy już jak na piłkarza Fernandinho nadal pozostaje bez zmiennika. Gdy Brazylijczyk jest na L4, dzieją się rzeczy niestworzone. Manchester City rozdaje punkty. Z drugiej linii zespołu Pepa Guardioli, czyli ściany, momentami robi się autostrada. To zauważyli już rywale i starają się wykorzystać. Tego obawiają się kibice „The Citizens”. Jednak jak na razie Fernandinho nie narzeka na zdrowie, a temat zakupu gracza o podobnym profilu ucichł.

Lewa strona defensywy Manchesteru City generuje podobny problem. Benjamin Mendy więcej się leczy, niż gra. Na próżno w kadrze zespołu z Etihad Stadium szukać zawodnika o podobnej klasie. Wystawianie młodego Oleksandra Zinchenko lub Fabiana Delpha na lewej stronie obrony gwarantuje obniżenie poziomu. To w porównaniu do rywali nie są jednak najwidoczniej problemy, które zdecydowanie zmuszają do sięgnięcia po portfel. Zresztą pokazało to styczniowe okno. Jakoś to będzie.

Łatwe, choć smutne usprawiedliwienie bierności na rynku ma także Mauricio Pochettino. Przy czym zaznaczyć trzeba, że nie ma w tym raczej winy szkoleniowca. Wzrok trzeba kierować bardziej w stronę Daniela Levy’ego.

– Dlaczego nie kupujesz?

– Bo nie mam.

– A dlaczego nie masz?

– Bo budujemy stadion. Prawie dziesięć lat.

Tu temat można by zakończyć. Tyle tylko, że ofensywa „Spurs” się posypała. Wyniki i tak wyglądają jakby ponad stan. A jednak apetyty rosną w miarę jedzenia. Dodatkowo nie wiadomo, jak długo zespół grający na Wembley będzie w stanie wygrywać bez Harry’ego Kane’a i Dele Alliego. Jedyne, co pozostaje kibicom Tottenhamu Hotspur, to trzymać kciuki za szybki powrót kontuzjowanych graczy. Ponadto za dalszą świetną dyspozycję Son Heung-mina. Jakoś to będzie.

Jurgen, a czemu Ty nie kupujesz?

Najmniejsze pole manewru w sferze usprawiedliwienia braku transferów ma zdecydowanie Jurgen Klopp. W grudniu i styczniu wręcz posypała się połowa defensywy „The Reds”. Kontuzji doznali Joe Gomez oraz Trent Alexander-Arnold. Gdy media i eksperci spekulowali, kogo sprowadzi niemiecki szkoleniowiec, Liverpool nie zakontraktował nikogo. Ba, po tygodniach deklaracji o szybkim powrocie Joe Gomeza na początku lutego Jurgen Klopp przekazał, że będzie potrzebna operacja. Niefortunny zbieg okoliczności? Może, ale teorii spiskowych nie brakuje. Okno transferowe się zamknęło, a Niemiec musi teraz kleić defensywę taśmą izolacyjną.

W zespole z Anfield Road na czasie jest teraz loteria. Każdy zawodnik może wygrać miejsce na prawej stronie defensywy. Wśród zwycięzców był już dwukrotnie James Milner, a niedawno wygrał też Jordan Henderson. Rywale zacierają ręce, bo taka okazja na ogranie Liverpoolu długo może się nie powtórzyć. Jurgen Klopp robi natomiast dobrą minę (do dosłownie) złej gry. Prędzej od Joe Gomeza najprawdopodobniej na boisku zamelduje się Alex Oxlade-Chamberlain. Trent Alexander-Arnold na szczęście dla „The Reds” wrócił już do treningów. Jednak nawet mimo tego faktu sympatycy Liverpoolu zachodzą w głowę, jak Niemiec mógł podjąć tak duże ryzyko.

W obliczu największej od lat szansy na tytuł woli wystawiać pomocników w defensywie, niż poszerzyć w styczniu skład o jednego czy dwóch graczy. Szczególnie że pieniądze od dawna w Liverpoolu nie są już problemem. Pytania jeszcze bardziej spotęgował brak zwycięstw w meczach z Leicester City i West Hamem United. Trudno znaleźć wytłumaczenie dla zachowania Niemca. Trudno nawet stwierdzić, czy zna je Jurgen Klopp. Jakoś to będzie?

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • W końcu w Premier League obiema nogami wszedł Gonzalo Higuain. Argentyńczyk zanotował dwa trafienia w meczu z Huddersfield Town. Głosy dezaprobaty, które dobiegały po transferze gracza, na razie umilkły. Najbliższe spotkania pokażą na jak długo. Fakt jest jednak taki, że Eden Hazard w końcu nie musi grać na środku ataku. Ponadto ma także zawodnika, z którym może zainicjować szybką akcję ofensywną. To spory kapitał dla zespołu Maurizio Sarriego.

  • Rewanżowe serie spotkań wydatnie pokazują dotąd, ile pracy w Arsenalu czeka jeszcze Unaia Emery’ego. Kompromitacja na Anfield Road oraz wysoka porażka w ostatniej kolejce z Manchesterem City pokazały „The Gunners” miejsce w szeregu. Wydaje się, że nie jest ono obecnie nawet w drugim rzędzie. Przebudowa zespołu musi jednak trwać. Skutkiem ubocznym są niekoniecznie miłe spotkania z zespołami kompletnymi bądź na wyższym etapie budowy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze