Angielska herbata: Nic dwa razy się nie zdarza


Huddersfield Town na autostradzie zwanej degradacją

15 stycznia 2019 Angielska herbata: Nic dwa razy się nie zdarza

Ponad rok temu opowieść o piłkarskim Kopciuszku walczącym niczym lew o uniknięcie degradacji z angielskiej ekstraklasy miała szczęśliwe zakończenie. Huddersfield Town w heroicznym boju przeciwko Chelsea zagwarantowało sobie utrzymanie w Premier League. W obecnym sezonie „The Terriers” również żyją niczym w baśni. Problem w tym, że „Kopciuszka” zastąpiła „Dziewczynka z zapałkami”.


Udostępnij na Udostępnij na

W dobie internetu i tak łatwego dostępu do informacji wydaje się to praktycznie niemożliwe. Każdy kolejny sezon utwierdza jednak w przekonaniu, że element zaskoczenia jest w futbolu od lat najsilniejszą bronią wykorzystywaną przez beniaminków. Głównie dlatego, iż drużyny stawiające pierwsze kroki na wyższym poziomie rozgrywkowym są lekceważone. Prawda stara jak świat. Większość zawodników nie potrafi zmobilizować się w równym stopniu na mecz z beniaminkiem, co na spotkanie z obrońcą tytułu. Zachowanie być może i nieprofesjonalne, ale bardzo wśród piłkarzy powszechne.

Lekceważące podejście rywali wykorzystują beniaminkowie. Przynajmniej powinni. Bardzo częstą sytuacją jest, że na początku sezonu beniaminek notuje świetne rezultaty. Nierzadko po kilku kolejkach plasuje się nawet w czubie tabeli. Szok. Niedowierzanie. Konsternacja. Efekt zaskoczenia z biegiem czasu mija i na wierzch wychodzi rzeczywista siła zespołu. Podobnie przedstawiała się sytuacja Huddersfield Town w poprzednim sezonie.

Oblężona twierdza, która upad(ł)a

Przed sezonem zespół Davida Wagnera był skazywany na pożarcie. Nikt „The Terriers” nie dawał większych szans na utrzymanie. Huddersfield Town miało z hukiem spaść z ligi, a wcześniej pełnić rolę dostarczyciela punktów. Wszystkie niepochlebne opinie amerykański szkoleniowiec wykorzystał na korzyść drużyny z John Smith’s Stadium. Syndrom oblężonej twierdzy tak ochoczo wykorzystywany przez trenerów słabszych zespołów świetnie sprawdził się w Huddersfield Town. Ekipa Davida Wagnera w maju po heroicznym boju z Chelsea utrzymała się w Premier League, grając na nosie ekspertom. Tyle że teraz wiadomo, iż były to dobre złego początki.

Brak jakościowych wzmocnień na poziomie wymaganym w angielskiej ekstraklasie zrobił swoje. Element zaskoczenia dawno przepadł, a nowego pomysłu na grę nikt w sztabie „The Terriers” nie wymyślił. To, co pozwoliło zagwarantować utrzymanie w poprzedniej kampanii, przestało wystarczać. Rywale znaleźli sposób na rozmontowanie (już nie tak dobrze jak rok temu) zorganizowanej defensywy Huddersfield Town. Jak padła obrona, to oczy zwrócono na atak. Tam niestety dla zespołu Davida Wagnera było i jest jeszcze gorzej. Opieranie gry głównie na Aaronie Mooyu było zbyt przewidywalne. Drużyna „The Terriers” została przeczytana przez rywali. Efekt? Tylko dwa ligowe zwycięstwa w obecnym sezonie. Przewidywania ekspertów się sprawdziły. Tyle że z jednosezonowym opóźnieniem. Huddersfield Town jest obecnie czerwoną latarnią ligi. A widoki na przyszłość nie są lepsze.

Z drużyną za porozumieniem stron pożegnał się David Wagner. Amerykański szkoleniowiec i wszyscy na John Smith’s Stadium jeszcze wierzą, że nowy impuls na ławce trenerskiej może coś zmienić. Tylko że to „może” jest bardzo wątpliwe. Do końca sezonu „The Terriers” rozegrają jeszcze mecze ze wszystkimi przedstawicielami czołowej szóstki. Reszta terminarza też wcale nie jest łatwiejsza. Everton czy West Ham United punktów rozdać raczej nie będą chcieli. To sprawia, że sytuacja Huddersfield Town przedstawia się w dość ciemnych barwach.

Wagner z wozu, „The Terriers” lżej?

Teraz na John Smith’s Stadium rozpocznie się szukanie ratownika. Najlepiej takiego z doświadczeniem, zaprawionego w boju. Niekoniecznie z sukcesami. Sam Allardyce oraz David Moyes już przebierają nóżkami. Jest szansa na kolejną posadkę. Tylko warto zadać pytanie, czy to coś zmieni? Każdy ze szkoleniowców wspomnianego (wątpliwego) poziomu zapewne sięgnie po syndrom oblężonej twierdzy. Syndrom, który raz zadziałał i już nie zadziała w takim stopniu jak wcześniej. Brutalny jest fakt, że zapewne w najbliższych tygodniach zespół Huddersfield Town przekona się o tym na własnej skórze.

Z pewnością każdy pasjonujący się futbolem lubi podobne historie. Kopciuszek, w którego nikt nie wierzy, zaskakuje i osiąga upragniony sukces. Baśniowy scenariusz staje się rzeczywistością. Pewna monotonia zostaje przerwana, a kibice oraz media dostają coś nowego. W obecnym sezonie Huddersfield Town zderza się jednak z rzeczywistością i faktami. Hasło „nic dwa razy się nie zdarza” w przypadku „The Terriers” jest jak najbardziej adekwatne.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Raczej nikt nie przewidywał, że aż takie problemy z utrzymaniem będzie miało Newcastle United. „The Magpies” stale balansują między bezpiecznym miejscem a strefą spadkową. Zespół Rafaela Beniteza na pewno stać na dużo więcej. Przedsezonowym celem było miejsce w środku tabeli. Celem jak najbardziej realnym. Drużyna z północno-wschodniej Anglii jest jednak bliska powtórki z kampanii, kiedy dramatycznie walczyła o utrzymanie. Bez powodzenia. W tym sezonie tak drastycznie może i nie będzie, ale sympatycy „The Magpies” cieszyć się na razie nie mają z czego.

  • Jak się nie wygrywa, to się spada w tabeli. Arsenal ponosząc kolejną porażkę, znacznie utrudnia sobie walkę o miejsce w czołowej czwórce tabeli. Strata sześciu punktów to może i niedużo. Jednak tylko lepszym bilansem bramkowym „The Gunners” wyprzedzają rozpędzony Manchester United. Podopieczni Unaia Emery’ego muszą w końcu wrócić na właściwe tory. W innym przypadku czwartkowe noce z Ligą Europy staną się standardem na Emirates Stadium.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze