Jeszcze kilka lat temu zażarcie walczyli o mistrzostwo Niemiec. Zmagania zespołów prowadzonych przez obu szkoleniowców były esencją niemieckiej Bundesligi. Swoistą wizytówką ligi. Po objęciu angielskich drużyn obecnie toczą bój o zwycięstwo w Premier League, dominując w bieżącym sezonie nad resztą stawki. Pep Guardiola i Jürgen Klopp – szkoleniowcy, których sportowa rywalizacja wykroczyła poza granice państw.
Rzadko się zdarza, by to trener był jedną z największych gwiazd zespołu. A jednak tym mianem trzeba określić szkoleniowców dwóch drużyn znajdujących się obecnie na czele Premier League. Sami zapewne negowaliby podobne stwierdzenie. Jednak mimo panteonu piłkarskich gwiazd w kadrach zarówno Pep Guardiola, jak i Jürgen Klopp są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych postaci odpowiednio Manchesteru City i Liverpoolu.
A można by nawet pójść dalej i pokusić się o bardziej ryzykowne stwierdzenie, według którego obaj szkoleniowcy są prawdziwą wizytówką prowadzonych przez siebie zespołów oraz całej Premier League. Futbol, jak i cała angielska liga ewoluowały. Emocje nie kończą się już w momencie, gdy sędzia idzie do domu. Obecnie media, ale także i na równi kibiców interesuje, co na pomeczowej konferencji powie Pep Guardiola, a co powie Jürgen Klopp.
Zgadza się, zanim obaj szkoleniowcy pomyśleli o podboju Wysp, kontrowersyjnymi opiniami w mediach brylował Jose Mourinho. Jednak właśnie te kontrowersje się przejadły. Dzisiaj pomeczowe konferencje z udziałem Portugalczyka przypominają zrzędzenie starego dziada. Miesza fantastykę z narzekaniem, co dawno przestało zachwycać, a zaczęło żenować. Tym właśnie różnią się Pep Guardiola i Jürgen Klopp od Jose Mourinho. Owszem, ich pomeczowe konferencje prasowe to też show, jednak w przeważającej mierze podparte merytoryką. Dlatego gdy mówią, słuchają wszyscy. Portugalczyka nie chce słuchać już praktycznie nikt.
Kończąc wątek konferencji prasowych, należy podkreślić, że mimo wieloletniej rywalizacji obaj szkoleniowcy wypowiadają się o sobie w superlatywach. W zmaganiach trenerów nie ma żadnej złej krwi. Rywalizują wyłącznie na płaszczyźnie sportowej.
Rywalizacja ponad granicami państw
Efektem sportowych zmagań szkoleniowców jest znaczne podniesienie poziomu rozgrywek. Przede wszystkim rywalizacji o tytuł. Gdy obaj pracowali w niemieckiej Bundeslidze, spotkaniami Bayernu Monachium z Borussią Dortmund zachwycała się cała Europa. Mecze między tymi drużynami miały swoistą magię. Emocjonowały, pasjonowały, a wynik zawsze był sprawą otwartą. Wraz z objęciem przez Jürgena Kloppa i Pepa Guardiolę (kolejność chronologiczna) angielskich zespołów ta cudowna magia pojawiła się w Premier League.
Od momentu przeniesienia rywalizacji na boiska angielskiej ekstraklasy obaj szkoleniowcy mierzyli się wielokrotnie. Starcia Liverpoolu z Manchesterem City stały się już wydarzeniem sezonu, okraszonym trudną do zmierzenia dawką emocji. W nowych klubach dysponując większym budżetem i lepszymi zawodnikami, obaj trenerzy jeszcze sprawniej wkomponowali swoją filozofię gry. Oczywiście w wielu aspektach odmienne. Każda z nich ma jednak jeden wspólny mianownik – zespół ma atakować i strzelać bramki.
Dzięki takiemu nastawieniu na boiskach Premier League zagościła radość i ofensywny futbol. Zarówno mecze Manchesteru City, jak i Liverpoolu ogląda się z lekkością, podziwiając oba zespoły za dążenie do zdobywania kolejnych goli. W dobie futbolu nastawionego przeważnie na obronę własnej bramki drużyny Pepa Guardioli i Jürgena Kloppa prezentują coś odmiennego, wnosząc polot i finezję.
Europa jakby pozazdrościła tego rarytasu Anglikom i w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów skojarzyła w losowaniu oba zespoły. Ćwierćfinałowe starcia Liverpoolu z Manchesterem City były czymś niesamowitym. Spektaklem, od którego nie można było się oderwać. Posiadając wówczas wiedzę, że to dopiero początek, radość z oglądania zapewne byłaby jeszcze większa.
W obecnym sezonie obaj szkoleniowcy przechodzą najśmielsze wyobrażenia. Rywalizując o tytuł mistrza Anglii, zespoły Liverpoolu oraz Manchesteru City popełniają minimalną liczbę błędów. W lidze hiszpańskiej czy niemieckiej którakolwiek z drużyn prowadziłaby w tabeli ze sporą przewagą. Tego komfortu nie mają w Premier League, gdzie jakakolwiek strata punktów może okazać się całkowicie zgubna.
Najlepsi z najlepszych
W zażartym wyścigu o mistrzostwo Anglii liczą się tylko zespoły Jürgena Kloppa i Pepa Guardioli. Reszta stawki już teraz odstaje, a z biegiem czasu odstawać będzie jeszcze bardziej. Rywalizując o końcowe zwycięstwo, Liverpool oraz Manchester City będą bić kolejne rekordy i łamać, wydawałoby się, dotąd granice nie do pokonania. Dlaczego? I jedni, i drudzy wiedzą, że bez tego szansa na sukces może zostać zaprzepaszczona. Czasy, gdy 90 punktów gwarantowało tytuł, już prawdopodobnie bezpowrotnie minęły. Obecnie w dobie Premier League dominuje perfekcjonizm. W przypadku jego braku marzenia o tytule można odstawić na półkę tuż obok „Baśni z tysiąca i jednej nocy”.
Sportowa (podkreślę jeszcze raz) rywalizacja drużyn Pepa Guardioli oraz Jürgena Kloppa stała się nową wizytówką rozgrywek Premier League. Oknem wystawowym angielskiej ekstraklasy. Obaj szkoleniowcy są dla ligi niezbędni. Niezbędni są także dla siebie nawzajem. Rywalizacja między trenerami sprawia, że obaj wnoszą się cały czas na jeszcze wyższy poziom. Poziom dla zdecydowanej większości szkoleniowców nieosiągalny. Na efektach zmagań Pepa Guardioli oraz Jürgena Kloppa korzystają prowadzone przez nich zespoły. Korzystają rozgrywki, a także cały futbol. Oby tak dalej.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Stało się. Cierpliwość na Old Trafford się skończyła, a Jose Mourinho został zwolniony. Porażka w derbach Anglii z Liverpoolem, a przede wszystkim żenujący styl gry przelały czarę goryczy. Teraz przed Manchesterem United nowy etap. „Red Devils” tracą do czwartego miejsca już jedenaście punktów, więc niezbędna jest seria zwycięstw. Ze zwolnienia Portugalczyka na pewno cieszy się kilku zawodników. Paul Pogba będzie mógł zdjąć w końcu kurtkę i pokopać piłkę. Jedno jest pewne. Gorzej zespół z Old Trafford prezentować się raczej już nie będzie.
W normalnych okolicznościach to taki gość jak mistrz świata przy 1:2 już by się od dawna grzał (inna sprawa, ze grałby w I składzie), a nie siedział w kapturze… pic.twitter.com/jG4jNl9vSs
— Jarosław Koliński (@JareKolinski) December 16, 2018
- Z dala od zgiełku batalii o czołowe miejsca od kilku tygodni swoją pozycję w tabeli buduje West Ham United. Seria czterech zwycięstw z rzędu pozwoliła „The Hammers” włączyć się do walki o szóstą lokatę w lidze. Projekt tworzony przez Manuela Pellegriniego wygląda coraz ciekawiej. Widać pierwsze efekty pracy szkoleniowca, ale na podsumowanie trzeba jeszcze trochę poczekać.