Przed obecnym sezonem oba kluby dokonały zmian na stanowisku menedżera. Nowi szkoleniowcy mieli odbudować podupadłą pozycję Arenalu oraz Chelsea. Jednak seria dobrych rezultatów już na początku bieżącej kampanii podziałała na wyobraźnię kibiców. Sukcesu zaczęto oczekiwać już teraz, nakładając tym samym niemałą presję na obu menedżerów. Po ponad połowie sezonu wiadomo jednak, że proces odbudowy Arsenalu i Chelsea musi potrwać.
Łaska kibica na pstrym koniu jeździ. To fakt. Dzisiaj klaszczą i skandują nazwisko szkoleniowca. Za tydzień (w skrajnych przypadkach) po porażce machają białymi chusteczkami, a czasami uraczą trenera nawet epitetami. Tymi głównie niecenzuralnymi. Równie gwałtownie sympatycy zmieniają także oczekiwania co do osiągnięć zespołu. Wystarczy seria kilku zwycięstw, by wyobraźnia zrobiła resztę (porażek też to dotyczy). Walka o trofea? Czemu nie. Jest dobrze, to przecież może być lepiej. Gra się w końcu, żeby wygrać. Czekać raczej nikt nie lubi. Tym bardziej czekać na sukces, bo to gwarantuje, że wcześniej nadejdzie porażka, niepowodzenie. Tyle że w tej całej euforii spowodowanej wspomnianą już serią zwycięstw nierzadko gubią się fakty i życiowe prawdy (też te dotyczące futbolu).
Londyn w przebudowie
Dasz palec, to wezmą całą rękę. To przysłowie idealnie obrazuje sytuację w obu klubach z Londynu. Letnie roszady na ławkach trenerskich Arsenalu i Chelsea miały dać nowy impuls zespołom z Londynu. Przywrócić na właściwe tory. Tory sukcesu. Z zatrudnieniem Unaia Emery’ego i Maurizio Sarriego wiązano wielkie nadzieje. I słusznie, bo obaj to szkoleniowcy wysokiej klasy. Wypowiedzi o długofalowych projektach słuchano z zaciekawieniem i nikt raczej cudów w debiutanckim sezonie od nich nie oczekiwał. Przynajmniej nie powinien. Wszystko zmienił jednak początek bieżącego sezonu.
Swego rodzaju efekt nowości, nowa filozofia gry dodała skrzydeł obu zespołom. Chelsea przez pewien czas była nawet liderem Premier League. Arsenal notował za to serię spotkań bez porażki. Zaskakująco dobre rezultaty sprawiły, że ambicje nagle wzrosły. Myśli o projektach długofalowych kibice (i także niektórzy przedstawiciele mediów) odsunęli na bok. Sukcesu zaczęto wymagać już w obecnym sezonie. Skoro przecież jest tak dobrze to, czemu nie powalczyć o trofea? Zgadza się, ale nikt z marzycieli nie zdawał sobie sprawy, że wcześniej czy później nadejdzie nieuniknione. Zapach nowego lakieru w końcu wywietrzał. Premier League nabrała w grudniu tempa. Zawrotna prędkość sprawiła, że ciuchcie z emblematami odpowiednio Arsenalu oraz Chelsea się wykoleiły. Efektem wypadku jest spora strata do lidera tabeli i już realne (przynajmniej u większości kibiców) spojrzenie na stan faktyczny.
Niezaprzeczalna prawda jest taka, że budowa każdego zespołu wymaga czasu. Zarówno Arsenal, jak i Chelsea wymagają przebudowy. To pochłonie niemało czasu. Ile? W tej chwili nie wiadomo, ale na pewno więcej niż obecny sezon. Nawet Manchester City po zasileniu petrodolarami musiał parę lat czekać na zdobycie mistrzostwa Anglii. W obu londyńskich klubach nowi szkoleniowcy dopiero wprowadzają własną filozofię gry. Latem zdecydują się zapewne na spore zakupy. Tak, by stworzyć zespół według własnego uznania. Wcielić wizję w życie. Swoistym przekleństwem dla Unaia Emery’ego i Maurizio Sarriego jest jednak fakt, że zaczęli tak dobrze.
Czas i cierpliwość
Po udanym początku musiał nadejść kryzys. Projekty realizowane w obu klubach są zbyt świeże, by mogło być inaczej. Jednak pierwsza połowa obecnej kampanii może napawać optymizmem sympatyków Arsenalu i Chelsea. Mimo że realna walka o mistrzostwo w obecnym, a najprawdopodobniej nawet i w kolejnym sezonie jest mało prawdopodobna, to w obu klubach idzie ku lepszemu. Coraz łatwiej zauważyć piętno, jakie szkoleniowcy odcisnęli na grze londyńskich klubów. Unai Emery i Maurizio Sarri wpajają graczom własną filozofię, którą z lepszym bądź gorszym skutkiem piłkarze wcielają w życie. Z czasem powinno być tylko lepiej.
Istotną kwestią jest także cierpliwość. Zarówno ze strony władz klubów, jak i samych kibiców. Niepowodzenia na pewno będą wystawiały na próbę poziom wsparcia dla szkoleniowców. Wymaganie sukcesu na teraz tylko jeszcze bardziej utrudni pracę zarówno Unaiowi Emery’emu, jak i Maurizo Sarriemu. Pytanie, czy w obu klubach wytrzymają presję i dadzą szkoleniowcom niezbędny czas do realizacji zmian w zespołach. Pytanie, czy władze obu klubów odznaczą się cierpliwością i wyrozumiałością. Cechami niezbędnymi do budowy czegoś wielkiego, a tak rzadko spotykanymi w obecnym futbolu.
Mniej istotne, ale też ciekawe
- Stało się. Liverpool poniósł pierwszą porażkę w obecnym sezonie Premier League. Przegrana w meczu na szczycie z Manchesterem City zagwarantowała jeszcze większe emocje w batalii o tytuł mistrza Anglii. Teraz przed „The Reds” chwila prawdy. W najbliższych kolejkach okaże się, jak zareaguje zespół Jürgena Kloppa. Powrotem na zwycięską ścieżkę czy kryzysem, który może pogrzebać marzenia o sukcesie. Przewaga czterech punktów nad „The Citizens” to niewiele. Szczególnie że do końca sezonu pozostało aż siedemnaście spotkań.
- Na drugim biegunie tabeli powoli do Championship zmierza Huddersfield Town. Zespół Davida Wagnera osiadł na dnie i niewiele wskazuje na to, by miał się podnieść. Przegrana w istotnym dla dołu tabeli meczu z Burnley jeszcze bardziej skomplikowała sytuację „The Terries”. Osiem punktów straty do bezpiecznego miejsca to w tym przypadku bardzo dużo. Dlaczego? Huddersfield Town do tej pory wygrało zaledwie dwa ligowe spotkania…