Burnley w ostatnim czasie wypromowało Danny'ego Ingsa, który dobrymi występami w Championship, a potem po awansie do Premier League przykuł uwagę topowych angielskich zespołów i przeszedł do Liverpoolu. Aktualnie jest o nim cicho z powodu kontuzji, jednak wiele wskazuje na to, że w następnym sezonie sporo szumu może narobić inny snajper z hrabstwa Lancashire.
„The Clarets” na finiszu sezonu są na dobrej drodze, by wywalczyć awans, lecz sami mogą sobie skomplikować sytuację na własne życzenie. Podopieczni Seana Dyche’a tracą bowiem dwa punkty do liderującego Middlesbrough, jednak na ogonie siedzi im Brighton, które ma tyle samo „oczek” na koncie. Burnley może więc albo wygrać ligę, albo spaść na trzecie miejsce i zmusić się do walki o awans w fazie play-off. Czy będą musieli drżeć do końca o promocję na wyższy szczebel rozgrywkowy, wiele zależy od ich najskuteczniejszego napastnika, Andre Graya.
Kiedy wszyscy zachwycali się Jamie Vardym, który jeszcze kilka lat temu łączył pracę piłkarza-amatora z budowlańcem, Gray powoli budował swoją markę na zapleczu Premier League. Historia dwójki napastników przeplata się, bowiem droga Graya na szczyt również nie należała do najłatwiejszych.
Człowiek z blizną
Na życie wpływ ma wiele zdarzeń. Gdyby sześć lat temu cios nożem, jaki otrzymał Gray, był bardziej precyzyjny, to dzisiaj zajmowałbym się czymś innym i nie pisał tekstu na jego temat. Mówi się, że „jak cię widzą, tak cię piszą”, a Gray nie wygląda na przyjemniaczka. W jego przypadku wygląd wiele mówi o tym, jakim jest człowiekiem. Anglik wychował się w Wolverhampton, gdzie należał do jednego z gangów. Kiedy miał osiemnaście lat, pocięto mu twarz, a bliznę po tym zdarzeniu ma do dzisiaj.
– To było na ulicy po wyjściu z klubu. Znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Następnego dnia wstałem i nie martwiłem się zbytnio tym, że mam potężną ranę na twarzy. Pomyślałem, że mogli trafić w moje oko lub szyję. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że muszę zrobić coś ze swoim życiem i skupić się na piłce nożnej – wspomina.
Gray pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Wolverhampton, jednak kiedy miał 13 lat trenerzy stwierdzili, że nie warto inwestować w rozwój tego chłopaka. Andre nie zrezygnował z kopania futbolówki i przeniósł się do Shrewsbury, gdzie nie wiodło mu się najlepiej, więc zdecydowano się go wypożyczyć do Hinckley United i Telford. Tam zarabiał 200 funtów tygodniowo, więc nie dziwi, że będąc „chłopakiem z osiedla”, dalej kręcił się z młodymi wilkami niekoniecznie skupionymi na futbolu. – Wciąż znam się z tymi samymi ludźmi. Niektórzy z nich siedzą w więzieniach, inni są na wolności. Tak toczy się życie. Jedni wciągnęli się w narkotyki i do dzisiaj nie mogą sobie z tym poradzić. Mi pomogła gra w piłkę nożną, miałem alternatywę – mówi w wywiadzie dla „Daily Mail”.
Powoli na szczyt
Talent Graya został dostrzeżony przez skautów Luton Town i Brentford. W pierwszym z tych klubów wpakował 55 goli i naturalną koleją rzeczy były przenosiny do Championship. „The Bees” na sprowadzeniu go do siebie ubili świetny interes. Kupiony za 300 tysięcy funtów strzelił 20 bramek w 52 meczach i za 6 milionów trafił do Burnley. Na 24-latka spadła ogromna presja, ponieważ kwota, jaka została przelana na konto Brentford, była dla Burnley rekordowa. Nigdy nie zapłacili więcej za pojedynczego zawodnika. „Czas pracować ciężej niż kiedykolwiek”, napisał na Twitterze po ogłoszeniu transferu i jak się okazało, nie były to puste słowa.
Kibice polubili Graya niemal od razu. Nie tylko dlatego, że jest charakternym chłopakiem, ale ze względu na jego solidne wejście w sezon. W pierwszych dwóch kolejkach zanotował dwa gole i dwie asysty. Do tej pory strzela regularnie, bez dłuższych przerw i z 24 trafieniami na koncie przewodzi klasyfikacji strzelców. Najsłabszy okres Andre miał na przełomie listopada i grudnia, kiedy nie udało mu się wpisać na listę strzelców przez cztery kolejki z rzędu. Wówczas jednak cała drużyna grała słabo i nie wygrała żadnego ze spotkań.
Ostatni weekend dla Graya był szczególnie udany. Strzelił zwycięskiego gola w starciu z Birmingham na wyjeździe, a do tego otrzymał nagrodę zawodnika roku w Championhip. – Ludzie tacy jak Danny Ings czy Charlie Austin pokazują, że wszystko jest możliwe. To oni wytoczyli mi drogę. Jamie Vardy również jest dla mnie wspaniałą inspiracją. Moim marzeniem jest gra w reprezentacji Anglii. W życiu zawsze stawiałem sobie cele i starałem się je osiągnąć – powiedział, odbierając nagrodę.
Po młodocianym gangsterze nie ma już śladu. Gray skupia się na futbolu, nie chcąc zmarnować tego, co udało mu się osiągnąć do tej pory. Po incydencie z nożem piłkarz kompletnie zmienił swoje myślenie. Aktualnie opiekuje się swoim przyrodnim bratem Codym, którego ojciec zmarł półtora roku temu. Lider klasyfikacji strzelców Championship ma nadzieję, że jego historia będzie czymś, czym dla niego były wyczyny Lamberta i Vardy’ego. Gray bujał się nocami po klubach z niewłaściwymi osobami, ale potrafił to rzucić i walczyć o swoje marzenia. – Wiele widziałem. Przeszedłem przez wiele rzeczy, o których czasem lepiej nie wspominać, ale doszedłem tutaj, gdzie jestem. Patrząc na to, jak zaczynałem, nie było to łatwe.
W 2012 roku przy niespełna 4,5 tysięcznej publiczności w składach Fleetwood Town i Luton grali Vardy i Gray. Mierzyli się na poziomie 4. ligi, a jesienią mogą spotkać się na murawach Premier League. Football, bloody hell!