Anatomia upadku


5 kwietnia 2013 Anatomia upadku

Poniedziałkowy mecz Wisły Kraków z Lechią Gdańsk wyglądał niczym spotkanie o trzecie miejsce w turnieju szkolnym rozgrywanym na topornym betonowym boisku – idealnie adekwatnym do poziomu starcia w Gdańsku, nadmieńmy. Człowiek po zjedzeniu dobrego świątecznego obiadu i obejrzeniu pasjonującej powtórki ćwierćfinału Pucharu Anglii pomiędzy Chelsea i Manchesterem United zasiada przed telewizorem, aby uraczyć się naszą rodzimą ekstraklasą. Co dostaje? Zamiast pięknej gry – młóckę, zamiast dryblingów – nieudolne kopanie się w czoło, następnie pojawiają się mdłości, a zjedzony obiad sukcesywnie z siłą huraganu cofa się z powrotem w górę, na świat. Obecna gra Wisły Kraków idealnie wpisuje się w degrengoladę cechującą naszą rodzimą piłkę.


Udostępnij na Udostępnij na

Można przetrzeć oczy ze zdumienia. Oto bowiem Paweł Buzała, napastnik – delikatnie mówiąc – średniej klasy, mający ze 20 goli w ekstraklasie na całą karierę, jeździ po obrońcach Wisły niczym Messi po stoperach, dajmy na to, Betisu Sewilla (np. po Damienie Perquisie). Sytuacja, w której Buzała trzykrotnie zakręcił Jovanoviciem, była dla Serba tak żenująca, że obrońca „Białej Gwiazdy” od razu chwycił się za nogę i upadł niby z kontuzją, żeby nie było, że ktoś go tak perfidnie obtańcował. Buzała i Mateusz Machaj sieją spustoszenie w szeregach Wisły, a ta nieudolnie próbuje kreować akcje.

Ivica Iliew
Ivica Iliew (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Cięcia, cięcia, cięcia. Wiadomo – Cupiał przez lata dokładał do pieca, ale chleba z tego nie było. Przynajmniej w skali międzynarodowej, w naszym lokalnym grajdołku Wisła stała bowiem się monopolistą, jeśli chodzi o smaczne piłkarskie bułeczki. Wszyscy pamiętamy Szymkowiaka, Kalu Uche, Żurawskiego i Frankowskiego – siali postrach i walczyli jak równy z równym przeciwko Lazio czy Schalke. Wiślacy zakrzywiali wtedy rzeczywistość, pokazując niedowiarkom, że polski piłkarz z ekstraklasy może być jednak dobry i nie ustępować potentatom z Zachodu. Wiślacy wypromowali się i szybko pouciekali do lepszych lig, do ziemi obiecanej.

Poziom naszej rodzimej ligi doskonale obrazuje kazus Kamila Kosowskiego. Nie zrozumcie mnie źle, bardzo tego piłkarza cenię i lubię – zarówno za jego grę, jak i osobowość. W latach świetności był jak na polską skalę skrzydłowym unikalnym, a i takim pozytywnym kolorowym ptakiem, który dodatkowo nigdy nie bał się mówić tego, co myśli. Gdy szalał na lewej flance Wisły w pamiętnych meczach przeciwko Schalke, na jego punkcie zwariowali różnego rodzaju menedżerowie i skauci. Sam piłkarz jak najszybciej chciał się wyrwać do lepszego świata i ostatecznie chybcikiem wybrał Kaiserslautern, klub zdecydowanie za słaby jak na jego ówczesne możliwości.

Kariery „Kosa” nie zrobił tam wybitnej, ale nie o to teraz chodzi. Po latach, będąc już cieniem tego dawnego błyskotliwego skrzydłowego, na koniec znów zakotwiczył w Wiśle. W klubie, który gra adekwatnie do Kosowskiego – niegdyś był przebojowy i groźny, dzisiaj jest wolny i straszy niemocą w każdej sferze piłkarskiego życia. W myśl zasady biblijnej: siedem lat grubych, siedem lat chudych. Nie dziwią reakcje Cupiała – jeśli tak wybitne pokolenie jak to z „Żurawiem” i „Frankiem” nie sforsowało bram z napisem „Liga Mistrzów – Ziemia Obiecana”, trudno wymagać, aby zrobili to ich następcy, talentem i klasą piłkarską wyraźnie ustępujący swoim poprzednikom.

Wisła, w obliczu cięć w klubie (dostało się nawet sprzątaczkom), staje przed dylematem ostatecznym: co dalej? Z piedestału spaść łatwo, a przykłady klubów z Europy pokazały, że jak już raz się odpuści, to z górki idzie bardzo szybko – vide przykład Leeds czy Villarrealu. Fani „Białej Gwiazdy” nie mogą zatem spać spokojnie. Piłkarzy się sprzedaje, dziury łata się wychowankami lub grajkami sprowadzanymi za grosze. Emmanuel Sarki wygląda na sympatycznego chłopaka, ale oprócz efektownej fryzury nie pokazał nic w poniedziałkowym meczu. Reszta na jego tle nie wypadła dużo lepiej.

Sergej Pereiko
Sergej Pereiko (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Maor Melikson był ostatnim piłkarzem, który robił w Wiśle różnicę, potrafiąc dołożyć coś ekstra, samemu wykreować akcję, strzelić gola lub zaliczyć asystę. Po jego sprzedaży do francuskiego Valenciennes próżno szukać magika mogącego wyczarować w Wiśle coś z niczego. Wilk to dobry zawodnik, ale typowy defensywny pomocnik, prochu na boisku nie wymyśli. Tak samo jak Sobolewski, który potrafi dołożyć od siebie coś ekstra z przodu, ale latka lecą i szybkość już nie ta, choć paradoksalnie na wiosnę na tle partnerów prezentuje się nieźle. Boguski stara się bardzo, ale kontuzje pozostawiły sporo śladów, przede wszystkim mentalnych. Rafał boi się sytuacji stykowych, gra bardzo miękko, drży przed jakimkolwiek kontaktem ze stoperami, stał się piłkarzem niemalże eterycznym.

Cwetan Genkow zniknął gdzieś w otchłani ławki rezerwowych, chociaż nie można odmówić mu waleczności oraz umiejętności. Kosowskiego już opisałem, a przykładu Daniela Sikorskiego nie ma nawet sensu komentować. Jedyny jasny punkt tej drużyny to Małecki, ale on sam meczu nie wygra. Widać, że chłopak okrzepł w Turcji i na boisku powoli wraca do dawnej formy, ale piłka to gra zespołowa, w pojedynkę nie da się wygrać meczu. Cieniem samego siebie jest za to Łukasz Garguła. To nie jest już ten sam playmaker, który lata temu obsługiwał idealnymi podaniami, niemalże na nos, Radosława Matusiaka.

Tomasz Kulawik stara się łatać skład wychowankami, spośród których najbliżej do wyjściowego składu jest Michałowi Chrapkowi, Łukaszowi Burlidze oraz Michałowi Czekajowi. Nie są to jednak chłopcy – mogę się oczywiście mylić – którzy zawojują ekstraklasę jak Arkadiusz Milik czy Łukasz Teodorczyk. W Wiśle nie jest za wesoło, a ostatnie „dobre” wyniki (nie licząc meczu w Gdańsku) to rezultat raczej szczęścia i walki aniżeli przewagi czysto sportowej. Bądźmy obiektywni – trudno patrzeć na grę wiślaków w ostatnim czasie. Długie lata oglądania Żurawskiego czy Szymkowiaka przyzwyczaiły jednak widzów do wyższych standardów.

Wisła w meczu z Lechią nie potrafiła rozegrać dwóch płynnych akcji z rzędu, wymienić kilkunastu – tfu! – kilku podań. Przypominało to modlitwę farmerów o deszcz podczas suszy. O obecną sytuację w obozie „Białej Gwiazdy” postanowiłem spytać specjalistę od naszej rodzimej ligi, Grzegorza Ignatowskiego. Oto, co autor bloga Oddech Futbolu miał do powiedzenia na temat aktualnej kondycji wiślaków:

Marko Jovanović
Marko Jovanović (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Dzisiejsza Wisła to efekt złego zarządzania klubu przez wiele lat. Żeby znaleźć powody obecnego stanu rzeczy, musimy się cofnąć do czasów, kiedy „Biała Gwiazda” odnosiła sukcesy, i przeanalizować transfery, jakich później dokonano. Najczęściej byli to piłkarze średniej jakości lub tacy, którzy byli już po drugiej stronie rzeki. Ci, którzy mieli papiery na granie, wpasowali się w tę rzeczywistość zgodnie z przysłowiem: z kim przystajesz, takim się stajesz.

Grzegorz Ignatowski odniósł się także do postawy Małeckiego, Sobolewskiego oraz… Sikorskiego:

Żeby właściwie ocenić obecną dyspozycję Wisły, trzeba spojrzeć na obecną sytuację z szerszej perspektywy, bo jeszcze ktoś powie, że wiosenne wyniki są sygnałem nadejścia lepszych czasów. Gdyby nie 36-letni Sobolewski i powracający z tureckich wojaży Małecki, Wisła przypominałaby reprezentację krakowskich domów starców. Na dodatek tą reprezentacją kierował człowiek, który z uporem maniaka stawiał na szpicy Daniela Sikorskiego, wystawiając na pośmiewisko piłkarza i samego siebie. Gołym okiem widać, że jeśli gdzieś można tego piłkarza wcisnąć, to na pewno nie do ataku. Sobolewski i Małecki są elementami, które znacznie podnoszą jakość stetryczałej wiślackiej maszyny, ale na krótką metę, bo za chwilę również oni staną się ofiarą popularnego przysłowia.

Przed „Białą Gwiazdą” przyszłość bynajmniej nie maluje się w różowych barwach, kolorystyka to raczej czerń, z dominującym odcieniem szarości. Czy krakowski widz, wychowany na wielkiej Wiśle, a obecnie zdegustowany obecną grą krakowskiej drużyny, ma prawo wymagać więcej? A może po prostu zmieniły się realia, przyszły nowe czasy i to, nad czym tak pomstują fani klubu, jest zwyczajnie wyznacznikiem nowych standardów? Może obecna kondycja finansowa oraz pozycja „Białej Gwiazdy” w lidze stanie się normą, a pasmo sukcesów jedynie wspomnieniem czasów odległych, bardzo mglistych? Losy Wisły wciąż się ważą i nic nie jest jeszcze przesądzone. Czas pokaże.

Artykuł ukazał się także na Bloody Football! Blog

Komentarze
~xddd (gość) - 11 lat temu

to co pan napisal jest mocno przesadzone!!!Wisla w
tej rundzie nie gra zle a Buzala nie zakrecil
Jovanoviciem 2 razy xp moze i mecz w Gdansku nie byl
dobry w wykonaniu Bialej Gwiazdy ale trzeba tez
przypomniec zasade jak nie umiesz meczu wygrac to
zremisuj ;d widma spadku nie widac wiec juz nie
przesadzajmy xd nie lubi pan Wisly to widac ale
przesada to niezdrowa rzecz :D pozdrawiam

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Pisałem artykuł całkowicie obiektywnie, bez
jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego, sympatii
bądź antypatii :) Chodziło mi bardziej o szerszy
wydźwięk, o to, iż w porównaniu z czasami
minionymi gra Wisły pozostawia wiele do życzenia.
Dawniej "Biała Gwiazda" zmiatała rywali, dziś bije
się o remis. Oczywiście, że Wisła nie spadnie -
ba, ma nawet szansę dźwignąć się w tabeli, ale w
szerszym kontekście może stać się po prostu
średniakiem ligowym, co kiedyś było nie do
pomyślenia. A w samym meczu była akurat taka akcja,
że Buzała wziął ze 3 razy Jovanovicia na zamach
:) Pozdrawiam!

Odpowiedz
~ninja (gość) - 11 lat temu

Nie oglądam regularnie polskiej piłki ale
widziałem ten mecz i tak czułem że coś jest nie
tak ;) hahaha Faktycznie, nie dało się na to
patrzeć. Hmm.. czyli nie tylko ja zwróciłem na to
uwagę.. Pozdrawiam.

Odpowiedz
~!!! (gość) - 11 lat temu

Kiedyś jeden z lepszych klubów Ekstraklasy - teraz
jeden ze słabszych

I choć nie kocham Wisły to jednak trzeba przyznać
,że ciekawiej było jak i ona grała...

Odpowiedz
~Jose981 (gość) - 11 lat temu

Pan redaktor naprawdę jest jakoś źle nastawiony do
Wisły. Pamiętam jak po meczu z Podbeskidziem,
pisaliście że spadek im grozi mimo że nie zagrali
złego meczu i należał im się w 100% karny...
później były dwa dobre mecze teraz jeden słabszy
i już o spadku piszecie ..

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Ale ja tu o żadnym spadku nie piszę. Jestem
obiektywny - gra Wisły raczej na kolana nie powala w
obecnym sezonie.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze