Angielska Premier League uznawana jest przez wielu za najlepszą ligę piłkarską na świecie. Negując tą tezę – argumentów nie trzeba daleko szukać – wynik sportowy w europejskich pucharach jest z roku na rok coraz gorszy. W Lidze Mistrzów, drugi finał z rzędu odbywać się będzie bez udziału angielskiego klubu. Żeby jednak móc trafnie ocenić poziom – trzeba „dotknąć” Premier League. Ja taką okazję miałem.
Swoją prawdziwą przygodę z angielską piłką zacząłem w Londynie. Celem była stacja Arsenal – podróżowanie po tym mieście jest wbrew pozorom bardzo łatwe. Świetnie rozwinięta komunikacja miejska i przede wszystkim metro. Właśnie tym drugim środkiem transportu najłatwiej jest podróżować po stolicy Anglii. Każda linia metra ma swój kolor. Dotarcie do celu umożliwiła mi Piccadilly Line oznaczona kolorem ciemnoniebieskim. Po niedługiej podróży wreszcie znalazłem się na stacji Arsenal. Celem oczywiście było zwiedzenie Emirates Stadium położonego w północnym Londynie obiektu, znajdującego się w dzielnicy Islington. Stadion jest drugim, co do wielkości obiektem w Premier League. Przechodząc przez kładkę, którą kibice tłumnie przychodzą na stadion, wreszcie jest – ogromny kolos, robiący równie ogromne wrażenie.

Pierwsze plany budowy Emirates Stadium powstały na początku lat dziewięćdziesiątych. Ówczesny obiekt Arsenalu, Highbury, był za mały, przez co często nie mógł pomieścić wszystkich chętnych do obejrzenia meczu. Ten problem do dzisiaj dotyka wiele klubów PL. Sytuacje te poważnie odbijały się na finansach klubu. Dochód z biletów wynosił ok. 28 mln funtów, a wpływy ze sprzedaży praw telewizyjnych ok. 52 mln funtów. Większość tej sumy przynosiła sprzedaż meczów Ligi Mistrzów. Działacze „Kanonierów” pragnęli zwiększyć dochody ze sprzedaży wejściówek oraz uniezależnić się od Ligi Mistrzów. Wkrótce zapadła decyzja o budowie nowego obiektu, mogącego pomieścić 60 tys. widzów.
Żeby zacząć zwiedzanie stadionu, należy kupić bilet i następnie udać się do miejsca, gdzie cała podróż się rozpoczyna. Po otrzymaniu stylowych smyczy z logiem Arsenalu, przechodzimy przez podziemny parking, a następnie schodami do góry pniemy się po kolejnych szczeblach stadionu, jednego z najlepszych klubów w Premier League. Mijamy skromne gablotki z różnorodnymi pucharami, po wejściu trochę wyżej znajdujemy się w sali, w której są niewielkie pomniki wielkich ludzi, którzy zasłużyli się dla Arsenalu. Znalazł się tam m.in. pomnik Arsena Wengera obecnego szkoleniowca „Kanonierów”. Kontynuując trasę, znajdujemy się w ekskluzywnej stadionowej restauracji, która prowadzi na lożę VIP. Kiedy siada się na niezwykle wygodnym fotelu i patrzy na trybuny Emirates Stadium, przez całe ciało przechodzą ciarki. Następnym punktem zwiedzania jest jazda windą, która prowadzi nas trochę niżej i wysiadamy w najbardziej ekskluzywnym miejscu całego obiektu. Stamtąd tylko przez szybę można podziwiać miejsca siedzące m.in. Diego Maradony.

Ponownie zjeżdżamy windą, i tam według mnie, zaczyna się największa atrakcja całego zwiedzania. Otóż mamy możliwość wejścia i dotknięcia szatni piłkarzy. Ta gości różni się znacznie od gospodarzy, ponieważ jest mniej wyposażona. Jest to niezwykłe uczucie usiąść na miejscu Wojtka Szczęsnego i spoglądać na całą szatnię. Po wyjściu przechodzimy przez czerwony tunel, który prowadzi nas na murawę Emirates Stadium. Siadamy na ławce rezerwowych i w jednej chwili czujemy się jak piłkarze walczący o zwycięstwo w Premier League. Kolejne atrakcje to sala konferencyjna, na której można usiąść na miejscu Arsena Wengera i pomieszczenie dla dziennikarzy czekających w dobrych warunkach na pomeczową konferencję prasową. Wychodząc żegnają nas uśmiechy dostojnie ubranej obsługi.
Po zobaczeniu pięknego obiektu wreszcie można udać się do klubowego muzeum. Widowiskowa galeria Arsenalu obecnie jest otwarta w Northern Triangle, które należy do kompleksu budynków Emirates Stadium. Kibice „Kanonierów” mogą podziwiać w nim przeróżne wystawy zawierające m.in. buty Michaela Thomasa z meczu na Anfield 89-tego roku, czy koszulkę Charliego George z finału Pucharu Anglii w 1971 roku. Niedawno wystawa powiększyła się o wiele cennych pamiątek, darowanych przez byłych graczy „The Gunners”. Wśród nich znajdują się takie rzeczy, jak koszulki noszone przez strzelców bramek, Jona Sammelsa i Alana Smitha, w finale pucharu Fairs Cup w 1970 roku, a także medale i koszulki ze zwycięstwa w finale Pucharu Zdobywców Pucharów w 1994. Dodatkowo obejrzeć można czapki należące niegdyś do Davida O’Leary’ego, Lee Dixona, Briana Marwooda i wiele innych ciekawych eksponatów. Ekspozycja zawiera także replikę trofeum FA Premier League z sezonu 2003/2004, kiedy drużyna Arsenalu była niepokonana w tych rozgrywkach. Jest też dużo interaktywnych atrakcji – naprawdę polecam.

3 maja odbył się mecz pomiędzy West Ham United a Tottenham Hotspur. Miałem niebywałą okazję zobaczyć to spotkanie z wysokości trybun. Klimat piłkarskiego święta można było poczuć już od stacji metra Upton Park – tłumy kibiców podążających na Boleyn Ground. Pierwsze, co rzuciło się w oczy przy przejściu bramek – nikt, ale to nikt nie przeszukiwał mnie przed wejściem na trybuny. Na Lechii zostałbym przeszukany i obmacany wnikliwie dwa razy. Kultura kibiców odwiedzających stadiony w Anglii a tych, którzy przychodzą na mecze w Polsce są różne, jak sam poziom. Przed samym meczem na murawie pojawiła się orkiestra. Kolejna „inność”, niż to, co widzimy w Polsce. Kiedy piłkarze wychodzili na murawę, usłyszeć można było hymn West Hamu „Forever Blowing Bubbles” śpiewany przez kibiców. Niesamowite uczucie, coś pięknego. Może nie dopingują cały mecz, nie tworzą pięknych opraw, ale to jak reagują na wydarzenia boiskowe – nieprawdopodobne.
Porównując ten mecz do choćby meczy Lechii na PGE Arenie, wniosek jest dość przykry. Wyszkolenie techniczne piłkarzy bije z samego ich poruszania się po murawie, efektowność i efektywność zagrań, myślenie na boisku – przez pierwsze 10 minut meczu bawiłem się lepiej niż przez cały mecz w Gdańsku (zdarzają się wyjątki). Do tego dochodzą wspaniali kibice, z którymi aż chce się utożsamiać. Mecz był pod dyktando „Młotów”, którzy skutecznie tłamsili „Koguty” – czerwona kartka dla piłkarza Tottenhamu i szybki gol na 1:0, ustawiły mecz. West Ham wygrał 2:0 i po ostatnim gwizdku miałem jedynie uczucie żalu, że już koniec tego meczu.
Premier League to przede wszystkim wspaniali kibice, ogromne stadiony i prawdziwa kultura, która jest po prostu – piękna. Pod ocenę poziomu rozgrywek w Anglii należy wziąć kilka czynników. W mojej opinii poziom PL jest nadal wysoki i kwestią czasu jest, kiedy Angielskie kluby wrócą na szczyt.
Chciałbym podziękować osobom, które umożliwiły mi spełnienie marzeń.
Z Londynu – Michał Kujawiński /Igol.pl
Dobry artykuł. Widziane z perspektywy 3 osoby.
Ciekawe czy autor opisze kolejne pobyty na
Londyńskich stadionach: White Heart Lane, Loftus
Road, Stamford Bridge, Selhurst Park, The Den, Craven
Cottage
Bardzo dobry, interesujący artykuł. Słuszne uwagi
dotyczące różnic pomiędzy Ekstraklasą a Premier
Leauge. :)
Bardzo dobry, interesujący artykuł. Słuszne uwagi
dotyczące różnic pomiędzy Ekstraklasą a Premier
Leauge. :)
Bardzo mi się to podoba. Gratuluje.