AH: Duży koń rozpędza się do galopu


16 lutego 2014 AH: Duży koń rozpędza się do galopu

Dokładnie trzynaście dni minęło od intrygującego starcia pomiędzy Manchesterem City a Chelsea, kiedy to goście postanowili zaskoczyć wszystkich dookoła swoim nastawieniem na tamto spotkanie, wykorzystując doskonale braki personalne w linii pomocy „The Citizens” i wyjeżdżając z niebieskiej części miasta z zasłużonym zwycięstwem. Dwanaście dni to całkiem długi czas w futbolu, jednakże wczoraj dwa takie same zespoły stanęły naprzeciw siebie ponownie w V rundzie Pucharu Anglii. Tym razem gospodarze znowu zaczęli cwałować, gdyż na boisku wyłonili się nowi bohaterowie.


Udostępnij na Udostępnij na

Manuel Pellegrini, przez niektórych zbyt wychwalany, udowodnił, że nigdy nie jest się za starym, aby nauczyć się nowych sztuczek. W tym przypadku Chilijczyk odrobił wszystkie lekcje. Z małą liczbą kluczy w swojej skrzynce, inżynier utworzył świetnie działający motor o kolorze nieba, świetnie pracujący, jakby był taki od nowości. Praktycznie przez 90 minut nie dało się usłyszeć żadnej czkawki przy gazowaniu jednośladowca. Barcelona, która już widnieje na horyzoncie, może szykować się na wielkie męczarnie, bo duży koń ze stajni na Etihad ponownie zaczyna nabierać rozpędu.

Mourinho został choć na chwilę uciszony przez Pellegriniego
Mourinho został choć na chwilę uciszony przez Pellegriniego (fot. Skysports.com)

Co się zmieniło przez ostatnie dwa tygodnie, że po takim okresie tym razem Manchester City zdominował pojedynek? Przede wszystkim należy mieć tu na względzie mistrzowski duet na środku obrony z sezonu 2011/2012 – Vincenta Kompany’ego i Joleona Lescotta, którzy powrócili do codziennego kieratu. Wielu ludzi ze względu na wyborną formę Nemanji Nastasicia zapomniało, jak skutecznym defensorem za dawnych czasów był właśnie były zawodnik Evertonu obok belgijskiego kapitana. Dawne czasy tak jakby na chwilę miały powrócić.

Kolejno na środku pola również doszło do roszady. Niedotrzymujący kroku rywalom z Londynu w ostatnim ligowym meczu Martin Demichelis został zastąpiony przez Javiego Garcię, którego praca na placu boju była dosyć zauważalna. Był efektywny przy odbiorach piłki, solidny przy markowaniu rywali, dokładny przy wykonywaniu podań. Moim zdaniem Hiszpan zagrał jak do tej pory najlepsze spotkanie w koszulce „Obywateli”. Również należy tutaj przyklasnąć Stevanovi Joveticiowi, który był bardzo ruchliwy i niebezpieczny, krążąc od linii pomocy w głąb pola karnego „The Blues”. Jego gra prowadzona w ataku wraz z Edinem Dżeko była doskonałą okazją do tego, aby Pellegrini na przyszłość był dla niego ufny jak ojciec i częściej pozwalał mu występować w takich meczach.

Tym razem kwintet pomocników Jose Mourinho stracił na blasku. I to sporo. Ramires musiał zostać zmieniony, bo kompletnie nie dawał sobie rady. Zresztą już od dłuższego czasu jest jak jeździec bez głowy – może i stwarza chaos, ale sam się w nim gubi. Eden Hazard, który na początku lutego niejednokrotnie czarował swoimi ruchami, tym razem nie znalazł żadnej przestrzeni na to, aby zabawić się w maga i pomimo wszelkich starań jego zagrania nie okazały się zbawienne. Zaś Willian, który ostatnio używa zwykłych baterii zamiast tych od Duracell, był regularnie wypierany przez Pablo Zabaletę, Jamesa Milnera i Javiego. Jeżeli chcielibyście szybki ogląd na ten mecz to wystarczy, że włączycie sobie 35. minutę meczu. Wtedy Ramires napotkał przed sobą wolną przestrzeń i spoglądał, co może dalej zrobić z piłką. Szukał podaniem swoich partnerów, jednak ostatecznie piłka znalazła Davida Silvę, który doskonale, przede wszystkim czysto, odebrał ją Brazylijczykowi. Odwrócenie ról po niespełna dwóch tygodniach mogło się nieziemsko spodobać sympatykom gospodarzy.

Do trzech razy sztuka! Manuel Pellegrini w końcu znalazł sposób na Chelsea
Do trzech razy sztuka! Manuel Pellegrini w końcu znalazł sposób na Chelsea (fot. as.com)

W tym całym wirze usytuowana była także człowiecza bestia w postaci Yayi Toure, który krążył po boisku, jakby niedawno miał przejść skomplikowaną fizjoterapię po upadku z konia. Na boisku wykonywał takie piruety, że nie potrzeba mu było stogu siana, aby zasiadł na chwilę na odpoczynek. Był tu i tam, zabawiał się z Willianem i Mohamedem Salahem. Prawdziwie królewski występ ze strony „słonia z Bondoukou”, grającego w parze z Garcią, stanowił wielką barierę dla Chelsea, której ta nie mogła przejść.

Gole padały po ładnych akcjach. Najpierw będący żwawy i w formie Jovetić zadziwił i wyminął defensywę rywala w pięknym stylu, z wielką werwą i polotem. Ale to również zasługa pomocników grających za nim i samego Dżeko. Później wejście Samira Nasriego wskrzesiło grę w pomocy na drugą część gry. Po ładnej akcji z Silvą, francuski zawodnik wyśmienicie wykończył akcję i nie pozostawił żadnych złudzeń, kto w tym meczu jest zdecydowanie górą. Manuel Pellegrini i tak jeszcze starał się bardziej zniechęcić „The Blues”, wprowadzając na boisko Jesusa Navasa i Alvaro Negredo. I to się udało.

Małe kucyki portugalskiego menedżera wyglądały w tym spotkaniu na bardzo wychudzone i tylko kłusowały po zejściu z boiska po ostatnim gwizdku sędziego, gdyż duży koń znowu zaczął się rozpędzać. Powstał w dobrym momencie po poprzednich dwóch potknięciach. Ostatnie dwanaście dni zrobiło wielką różnicę. Być może też dzięki temu, że przemęczone ogiery Chilijczyka zdążyły już dobrze odpocząć.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze