Widzimy ostateczne efekty ich wysiłku, a oni sami często pozostają gdzieś z tyłu. Piłkarscy agenci to ludzie, których praca pochłania w stu procentach i często działają 24 godziny na dobę. Poznajmy jednego z nich. Młodego człowieka z pasją, który pracuje w kilku europejskich krajach, a jego zapał przynosi efekty. Daniel Sobis - menadżer między innymi zbierającego dobre recenzje w opolskiej Odrze Ivana Martina, a także szef agencji „Sobis Team”. Zapraszamy na rozmowę!
To, co widzimy na boiskach, oglądając piłkarskie spotkania to nie wszystko. Obserwujemy ostateczną wersję planu, którego przygotowaniem zajmuje się ogromna rzesza różnego rodzaju fachowców. Na formę prezentowaną przez zawodników wpływają ich trenerzy, mogą pomagać im pracownicy z klubów czy rodziny i grono innych związanych z nimi osób.
Piłkarze decydują zazwyczaj o tym, co dzieje się na murawach, jednak poza nimi swoje kariery w większości przypadków powierzają specjalistom. Wiedzą, że odpowiednio przygotowani ludzie mogą stać się trampolinami ich przyszłości, a często też najlepszymi życiowymi pomocnikami czy doradcami – mowa o piłkarskich agentach.
Menadżer to słowo, które może kojarzyć się różnie. Wcześniej niezbyt dobrze, jednak obecnie dzięki wykształconym i elokwentnym przedstawicielom tej profesji pogląd ten ewoluuje i na myśl „agent” nikt nie tworzy w głowie wizji hieny czekającej na swoją okazję. Oczywiście jak wszędzie i w tym fachu zdarzają się patologie, ale większość zdecydowanie je potępia i skupia się na rzetelnym wykonywaniu swojej roboty.
Jednym z przedstawicieli nowego pokolenia jest mieszkający od 13 lat w Hiszpanii Daniel Sobis, twórca agencji „Sobis Team”, reprezentujący interesy kilku zawodników występujących w polskich ligach. To właśnie z nim postanowiliśmy porozmawiać. O pracy agenta, wyzwaniach, trudnych momentach i wielu innych sprawach. Z nieukrywaną przyjemnością zapraszamy na rozmowę!
***
Powiedz Daniel o genezie tego wszystkiego. Jak stałeś się piłkarskim agentem?
Musiałem mieć pretekst przed żoną, aby móc oglądać mecze 24 godziny na dobę (śmiech). Poważnie mówiąc futbol od zawsze był obecny w moim życiu, trochę amatorsko grałem i w Polsce, Anglii i Hiszpanii. Zresztą w Hiszpanii wiele lat zajmowałem się rynkiem nieruchomości, więc kompletnie nie bylem związany z branżą. Oczywiście piłka nożna zawsze była obok, ale tylko hobbystycznie. Moja przygoda z “menadżerka” zaczęła się prozaicznie.
Przypadek?
Mam znajoma, która dopiero po paru latach znajomości przyznała się, że jest mistrzynią Hiszpanii i Europy w Darty, poprosiła mnie, czy nie mógłbym jej pomóc w znalezieniu sponsorów w marketingu, generalnie w organizacji jej kariery. Udało nam się, a w międzyczasie pomogłem znaleźć kluby kilku piłkarzom futsalu, który jest bardzo popularnym sportem w Hiszpanii. I tak krok po kroku doszliśmy do futbolu.
Jesteś agentem, a w niektórych kręgach funkcjonuje przekonanie, że taka osoba to największe zło piłki. Jak się do tego odniesiesz?
Jeśli to prawda to ja jestem tym wyjątkiem potwierdzającym regułę (śmiech).
Oczywiście jak w każdej branży, tak i tutaj mamy ludzi dobrych i złych, tych dobrze wykonujących swoja prace i tych, którzy jak to mawiają czasami piłkarze – pojawiają się i znikają. Ten rynek jest bardzo duży, wielokrotnie przynoszący duże profity, a wszędzie tam, gdzie są pieniądze pojawia się wiele opinii, często te negatywne niestety…
A szkoda, bo przecież nie można generalizować… Jesteś właścicielem agencji „Sobis Team”. Zdradzisz jakie są Wasze główne kierunki działania?
Jakie są główne kierunki działania? Nie ukrywam, że naszymi rynkami jest ten hiszpański i polski. I tu w tej chwili mamy najwięcej pracy, ale w żaden sposób się nie ograniczamy. W zeszłym tygodniu podpisaliśmy umowę z młodym i utalentowanym reprezentantem Ukrainy U23 – Ilya Kornevem, który grał i strzelał bramki w tamtejszej ekstraklasie już jako 18-latek, ale na pól roku wykluczyła go z gry kontuzja. Teraz wraca i takie sytuacje to największe wyzwanie dla menedżera.
Jednym słowem: lubicie trudne przypadki?
Coś w tym jest. Mam inny przykład. Kamil Sabillo, który odbijał się od Rakowa, Zagłębia czy Widzewa. Nagle znalazł się w czwartoligowej Unii Skierniewice, gdzie strzelał gola za golem. W zimie 2017, trochę w ramach nagrody, a trochę jako dodatkowy motywator, wysłaliśmy go na testy do Ontinyent CF, mocno walczącego o awans do LaLiga 2. Mógł z bliska zobaczyć różnice w jednostkach treningowych oraz zapoznać się ze specyfiką kraju. Blisko cztery miesiące później, trochę już namolnie polecałem go prezesom Wigier i dopięliśmy swego. Myślę, że żadna ze stron nie zaluje.
Podasz jeszcze inne ciekawe przykłady?
Dawid Kedra, bramkarz, który był rezerwowym w trzecioligowej Lechii Tomaszów, a który już w zimie 2017 trafił do Olimpic Xativa, grającej aktualnie w Tercera División, ale mającej bogatą historię w Segunda B. Zagrał kapitalną rundę, dostał nowy kontrakt na ten sezon i jest filarem drużyny będącej liderem w swojej grupie i walczącej o awans do Segunda B. Dodatkowo zaaklimatyzował się tutaj kapitalnie.
A twoim zdaniem polscy zawodnicy mają szansę na poważnie zaistnieć w wyższych hiszpańskich ligach?
Wielu przykładów, póki co – chodzi o tych którym się udało – w Hiszpanii nie mamy. Ale na przykład Jan Urban czy Roman Kosecki byli wiodącymi piłkarzami w swoich klubach. Jest to trudne, ale możliwe.
Dlaczego tak się dzieje? Zbyt wysoki poziom tej ligi, jak myślisz?
Jest to liga specyficzna, do której nie każdy potrafi się zaadoptować, bo abstrahując od umiejętności czysto piłkarskich, dochodzi jeszcze wiele innych aspektów, niekoniecznie stricte piłkarskich, jak nauka języka – sprawa fundamentalna – adaptacja w środowisku czy styl życia, który jest kompletnie inny od polskiego.
Wróćmy do niższych lig. Porównałbyś jakoś te z Półwyspu Iberyjskiego do tych polskich?
Nie można ich porównywać i nie powinno się tego robić. To dwa różne światy, zarówno pod względem sportowym jak i organizacyjnym, może z małymi wyjątkami. Jak popatrzymy na Segunda B, to jest to poziom najbardziej monitorowany przez polskie kluby. I absolutnie nie jest to bledem. To kopalnia świetnych piłkarzy, przede wszystkim kapitalnie wyszkolonych technicznie, którzy mają wszystko, aby stać się liderami czy wręcz gwiazdami polskiej ligi. Jednak nie tylko umiejętności piłkarskie odgrywają tutaj ważną role, ale także nauka języka, aklimatyzacja, specyfika gry, etc.
Barierą mogą być różnice kulturowe, mentalne?
Tak. Widziałem to bardzo dokładnie na przykładzie naszego Ivana Martina, który co prawda miał wejście smoka w 1 lidze, ale tylko dzięki genialnej pracy i zaufaniu ze strony Odry Opole – począwszy od trenerów, przez dyrektora marketingu a na prezesach kończąc. Od pierwszego dnia czuł się jak w domu, brakowało tylko jamona i wina (śmiech). Ale wiem, że nie zawsze piłkarze otrzymują takie wsparcie, co niestety przekłada się później na to, co widzimy na boisku.
W Polsce prowadzisz zawodników od 1 ligi w dół. Może czas już na kogoś w ekstraklasie, tym bardziej że niektórzy z nich prezentują się obiecująco?
Nie mamy jeszcze piłkarza w Ekstraklasie, ale myślę, że w najbliższych miesiącach się to zmieni. Ivan Martin i Kamil Sabillo grają w 1 Lidze, Damian Niedojad i Martin Klabnik są w 2 Lidze. Mamy grupę bardzo utalentowanych graczy, którzy ogrywają się teraz na trzecioligowych boiskach jak Kuba Bator, Tomek Kolus, Kais Al-Ani czy Krzysiek Sendorek. W Wiśle Puławy walczącej o powrót do 2 Ligi są Jakub Mażysz, król strzelców z poprzedniego sezonu czwartej ligi i Karol Barański, obaj mający doświadczenie już na poziomie centralnym. Są jeszcze młode wilki jak Franek Wróblewski, wychowanek Wisły, aktualnie w Rakowie Częstochowa II, walczący o wejście do pierwszej drużyny czy Mateusz Tomaszewski w Wiśle Płock II. Michał Sadowski z rocznika 2002 mający za sobą już debiut w reprezentacji Polski U15, jest kapitanem w Lechii Gdańsk i jej wiodącą postacią. Poza tym myślę, że w najbliższych dwóch okienkach transferowych polska liga zobaczy nowe twarze z Sobis Team.
Prowadzisz też młodszych zawodników. Co myślisz na temat agentów kręcących się przy powiedzmy 10,11,12-latkach?
Myślę, że 10-latkowi kompletnie nie jest potrzebny agent. Taki chłopiec, nadal dziecko, potrzebuje przede wszystkim rodziców, bo nie zapominajmy, że dla tych chłopców piłka ma być zabawą, oderwaniem od lekcji, szkoły, etc. Nie może być tak, że wpaja się tak młodej osobie do głowy tylko obowiązkowość.
To dla nich czas zabawy…
Dokładnie. Można szkolić, uczyć, ale wszystko musi być w formie zabawy. Sam jestem rodzicem 6-latka i mój syn też jest w akademii piłkarskiej. Co jest dla mnie ważne, to to, że jest tam uczony koleżeństwa, empatii, przyjacielstwa. Czyli mega istotnych wartości. Powiedz, gdzie jest miejsce dla agenta w życiu 10 czy nawet 12 latka? Jaka byłaby jego rola? Dobrego wujka? Każdy rodzic wie, co jest najlepsze dla jego dziecka, a jeśli chodzi o aspekt sportowy, to wiedzę mają trenerzy, którym rodzice zaufali.
Czasem też rodzice mają zbyt wybujałe wyobrażenia…
Jeśli dziecko ma talent i predyspozycje do gry na wysokim poziomie, profesjonalnym, to większość dużych klubów ma rozwiniętą siatkę skautingowa, więc prędzej czy później trafi w odpowiednie miejsce.
Jak określiłbyś ten idealny wiek do rozpoczęcia współpracy na linii piłkarz-agent?
Jeśli musimy postawić jakąś granicę, to myślę, że 16-17 lat jest odpowiednim wiekiem do posiadania menedżera piłkarskiego.
Chciałem wrócić do twojej osoby. Jak wygląda twój najnormalniejszy dzień? Wiele osób to pewnie interesuje?
Wszystko zależy od miesiąca, od tego czy aktualnie jest okienko transferowe czy nie. Przede wszystkim nie jest to praca od 8-16, tylko raczej 24 h na dobę 7 dni w tygodniu. Ciężko wiec mówić tu o normalnych dniach, bo każdy jest inny. Przeciętny człowiek na słowo menedżer piłkarski widzi tylko przewijające się banknoty przed oczami po danym transferze, ale ta praca wymaga mega dużego poświecenia. Częste wyjazdy, oglądane mecze na żywo czy w tv, spotkania w klubach, z zawodnikami, inStat, maile, telefony od piłkarzy o 3 nad ranem…A doba ma tylko 24 godziny. Powiem Ci tak, zająłem się tym zawodem parę lat temu i od kiedy wszedłem do pracy, to jeszcze z niej nie wyszedłem (śmiech).
Jak widzisz funkcjonujący stereotyp „piłkarza-idioty”? Myślisz, że to się zmienia? Zawodnicy zaczynają dbać na przykład o wykształcenie?
Takie stereotypy zawsze będą występować, gdyż piłkarze wywodzą się z wielu grup społecznych. Uważam, że łatka idioty jest bardzo krzywdząca. Zresztą coraz więcej piłkarzy dba o swoje wyksztalcenie, kończą uniwersytety, robią kursy, dokształcają się w innych dziedzinach. Przede wszystkim zaczynają myśleć o swojej przyszłości, o życiu po piłce.
A Ty ich jakoś nakierowujesz?
Oczywiście. Jednym z działów w naszej agencji jest profesjonalne doradztwo finansowe.
To ważna kwestia… powiedz Daniel, czy uważasz, że duże sumy zarabiane w młodym wieku mogą działać destrukcyjnie na gorące głowy zawodników?
Jasne, że tak. To jest indywidualna sprawa oczywiście, ale niestety życie pokazuje, że kiedy nastolatek, który jest kompletnie nieprzygotowany, widzi coraz więcej zer na koncie oraz coraz większą popularność, to wariuje. Pojawiają się koledzy, drogie ubrania, luksusowe samochody, a tak naprawdę chłopak jest na początku swojej piłkarskiej walki o tron. I tu ważna jest rola osób z otoczenia takiego zawodnika – menedżera, trenera, rodziców, przyjaciół, dziewczyny. Oczywiście są także przypadki niereformowalne.
Czy nie uważasz zatem, że młodzi gracze zarabiają obecnie zdecydowanie za dużo?
Zarabiają tyle, na ile ich ktoś wycenia. Należy pamiętać, że kariera piłkarza to około 10-15 lat, jeśli po drodze nie wydarzy się żadna kontuzja. Wiec logiczne jest, że walczy o jak najwyższy kontrakt. A jeśli jest klub, który chce tyle zapłacić? Umówmy się, piłkarzy ascetów jeszcze nie spotkałem (śmiech).
Mówiłeś o przypadkach niereformowalnych. Spotykasz w swojej pracy jakieś trudne lub ekstremalne sytuacje? Mógłbyś coś na ten temat opowiedzieć?
Rozumiem, że masz na myśli coś poza sprawami czysto sportowymi. Myślę, że ekstremalne sytuacje jeszcze przede mną (śmiech).
Kilka mniejszych mogę znaleźć, jak na przykład piłkarz będący na testach dzwoniący o drugiej w nocy, że nie ma pieniędzy na śniadanie, a klub tylko zapewnił obiady i kolacje. Pożyczanie pieniędzy na prezent dla narzeczonej, prośba o telefon do szkoły i podanie się za rodzica, załatwianie pracy dla dziewczyny, porady sercowe to tylko niektóre z przykładów…
A problemy typu hazard, uzależnienia, używki? Widywałeś je?
Nie, w naszej agencji nie spotkałem się z takimi przypadkami, ale wiem, że występują. Bardzo ciężki temat. Dorzuciłbym jeszcze depresję, o której coraz głośniej i odważniej mówi się w świecie sportu. Zdecydowanie takim ludziom należy pomoc i już nie mowie tu, o tym, aby ratować ich kariery, ale coś bardziej cennego – ich życie.
Z Twoich wypowiedzi wynika, że musisz rozwiązywać wiele trudnych spraw…
Generalnie jestem osobą, która lubi pomagać, ale też piłkarze musza znać granice. Słyszałem o ekstremalnych przypadkach nietypowej pomocy, ale w naszej agencji jeszcze nie miały miejsca. Jak widać współpracujemy z naprawdę fajną grupa.
Wracając do wcześniejszych wątków… namawiasz swoich graczy do nauki języków? Na przykład polskiego, bo angielski to w dzisiejszym świecie mus?
(Śmiech) Oczywiście. Powiem ci tak, że biorąc pod uwagę, to ze nie ograniczamy się do pracy w jednym kraju, to jak rozmawiam z piłkarzem, którego chcemy mieć w naszej agencji – jednym ze standardowych moich pytań jest, czy znają języki obce. Uważam, że znajomość przynajmniej języka angielskiego to w tej chwili podstawa! Każdy piłkarz, który marzy o dużej karierze, o wyjeździe za granicę, musi zdać sobie sprawę z tego, że bez języka – prędzej czy później nie poradzi sobie. Przecież oprócz tego, co widzimy na boisku, jest jeszcze codzienność klubowa – szatnia, treningi, wyjazdy. Dostrzegam to bardzo przy piłkarzach, których sprowadzamy do Hiszpanii.
Co masz na myśli?
Vashiko Dixon, wychowanek Manchesteru United, kiedy przyjechał do Zamora, to zajęło mu bardzo długo czasu zaaklimatyzowanie się w szatni, gdzie niestety zaledwie dwóch piłkarzy mówiło po angielsku. Teraz ma dwa razy w tygodniu lekcje hiszpańskiego, więc widać duży progres. Zresztą Ivan Martin z Odry Opole co tydzień ma lekcje języka polskiego.
Chciałem zapytać o relacje agent-klub. Dostrzegasz jakieś różnice w pracy lub kontaktach z klubami polskimi a tymi z innych krajów?
Tak, rozmawiamy w innym języku (śmiech). Każdy kraj ma swoja specyfikę pracy. Bardzo cenię sobie pracę z hiszpańskimi klubami, dyrektorami sportowymi czy trenerami. Aczkolwiek w tym przypadku bardzo dużą rolę odgrywa znajomość języka. Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem większych przeszkód we współpracy z polskimi klubami. Generalnie myślę, że w Polsce dużo się zmieniło. Wymagania stawiane przez kluby są dużo większe. Lepsza organizacja pracy i przygotowanie.
Nie zdarza się tak, że wchodzicie sobie z klubami „pod nogi”? Wasze podobne interesy nie kolidują ze sobą?
Absolutnie nie. Mamy jeden wspólny punkt odniesienia – interesują nas dobrzy piłkarze. Wiesz, działy skautingu działające w klubach współpracują z menadżerami, bo tak naprawdę mamy te same cele. Jeśli mój piłkarz będzie dobrze grał, a dodatkowo jeszcze drużyna osiągnie sukces, to wszyscy są szczęśliwi.
Powiedz mi jeszcze jakie stawiasz sobie cele. Jakieś specjalne kierunki rozwoju?
Zawsze stawiamy sobie wysokie cele. Nie chcemy być przeciętną agencja, mamy ambitne plany i jestem przekonany, że je osiągniemy. Oczywiście na wszystko potrzeba czasu, ale kierunek, który sobie obraliśmy, myślę, że jest bardzo dobry. Presji nie mam. Chcę, aby piłkarze, którzy decydują się współpracować w Sobis Team przede wszystkim czuli, że o nich dbamy, że ich interes jest naszym interesem, że wspólnie nakreślamy plany ich kariery. Nie jesteśmy sprzedawcami, reprezentujemy zawodników.
Na koniec opowiedz jeszcze jak widzisz relacje agent-klub przypuśćmy za 10 lat?
To dużo czasu w piłce. Wszystko zależy czy FIFA nie zmieni przepisów, etc. Ale ja uważam, że kluby i menedżerowie powinni ze sobą blisko współpracować, że tak naprawdę, jak już wcześniej powiedziałem mają te same cele – aby piłkarze grali dobrze. Weryfikacja jest zawsze na boisku.
foto: Daniel Sobis/Sobis Team
Daniel PDW