Afera korupcyjna w Hiszpanii sięga gigantycznych rozmiarów. Tym razem na celowniku Osasuna i Betis


18 lutego 2015 Afera korupcyjna w Hiszpanii sięga gigantycznych rozmiarów. Tym razem na celowniku Osasuna i Betis

Ostatnie dni na Półwyspie Iberyjskim zdominował jeden temat. Wbrew pozorom nie był to powrót najbardziej prestiżowych rozgrywek na świecie i związane z tym występy Realu, Atletico i Barcelony. Chodzi o sprawę zupełnie inną i o wiele poważniejszą. Sprawę, która może wywrócić piłkarską Hiszpanię do góry nogami.


Udostępnij na Udostępnij na

Kilka miesięcy temu po raz pierwszy usłyszeliśmy oficjalnie, że niektóre mecze rozgrywane w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii mogły zostać zmanipulowane. Podobny wniosek można było wysnuć już podczas oglądania niektórych spotkań, bo ewidentnie było widać, że coś jest nie tak. Być może wpływ na nasze postrzeganie miała afera korupcyjna, która jeszcze kilka lat temu pustoszyła Polskę. Dlatego trudno nam było uwierzyć, że niespotykane zwroty akcji w wielu pojedynkach miały charakter wyłącznie przypadkowy i jedynymi czynnikami, jakie miały na to wpływ, były aspekty sportowe. Nie było jednak pewności, że nasze domysły są słuszne, bo cały czas nie było potwierdzenia.

To nadeszło kilkanaście tygodni temu, gdy prasa w Hiszpanii poinformowała, że prokuratura wzięła pod lupę mecz Levante – Real Saragossa, który został rozegrany pod koniec sezonu 2010/2011. Wówczas na boisku padł wynik 2:0, który pozwolił tym drugim utrzymać się w Primera Division. Od razu, gdy afera zaczęła docierać do środków masowego przekazu, rozpoczęły się przesłuchania piłkarzy, którzy mieli okazję występować w tamtym pojedynku. Najbardziej znane nazwiska – Uche oraz Gabi – obrały nieco różną taktykę. Ten pierwszy, który obecnie reprezentuje barwy Villarrealu, od początku zaprzeczał, że podczas tamtej rywalizacji działo się coś podejrzanego.

Ikechukwu Uche
Ikechukwu Uche zapewnia o swojej niewinności. Czy mówi prawdę? (fot. marca.com)

Zupełnie inny kierunek wybrał obecny gracz Atletico, który przyznał się do udziału w sprzedanym meczu i zapowiedział, że będzie ściśle współpracował z organami ścigania. Mimo daleko sięgającego śledztwa jeszcze nikomu nie zostały postawione zarzuty. Dopiero lada dzień ma ruszyć proces, który ma dotyczyć 42 osób. Jedyną ukaraną do tej pory osobą jest Javier Aguirre, który podczas tego feralnego pojedynku zasiadał na ławce trenerskiej Realu Saragossa. Federacja Japonii, która była jego obecnym pracodawcą, uznała, że widmo rychłego uznania za winnego wyklucza jego dalszą pracę na stanowisku selekcjonera kadry narodowej.

Od razu, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o podejrzanym pojedynku z sezonu 2010/2011, padły słowa, że może to być tylko wierzchołek góry lodowej i należy się spodziewać, że za jakiś czas będą się pojawiać informacje o kolejnych podejrzanych spotkaniach. Bardzo poważne śledztwo rozpoczęła we wtorek „Marca”, która na swojej okładce pisze o „skandalu, który zatrzęsie hiszpańską piłką”.

Wtorkowa okładka Marca
Wtorkowa okładka Marca (fot. kiosko.net)

Chodzi konkretnie o końcówkę poprzedniego sezonu i rozpaczliwą próbę uratowania się przed spadkiem, którą podjęła Osasuna. Zespół z Pampeluny, a właściwie jej prezes, był tak zdesperowany, że według madryckiego dziennika chciał przeznaczyć 1,5 miliona euro na załatwienie utrzymania poza drogą sportową. Gazeta zaznacza jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. Otóż łącznie na celowniku śledczych miały się znaleźć aż cztery mecze z finiszu poprzednich rozgrywek.

Ostatecznie ekipa z El Sadar nie zdołała się utrzymać w Primera Division, ale śledczych i tak zainteresowało kilka kwestii. Można podać tutaj dwa przykłady, na które warto zwrócić uwagę przy badaniu całego wątku pod kryptonimem „Osasuna”. Chodzi konkretnie o zaskakujący ruch na kontach bankowych włodarzy zespołu oraz wynik rywalizacji z Espanyolem Barcelona. Padł wówczas remis 1:1, który pozwolił ekipie z Katalonii na utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii. Kto wie, może decydenci z Pampeluny uznali w końcu, że utrzymanie i tak graniczy z cudem, więc może nie warto przeznaczać na nie dodatkowej kwoty, a lepszym wyjściem będzie pogodzenie się z losem i przyjęcie dodatkowej „motywacji” finansowej? A może było inaczej. Osasuna rzeczywiście przelała pieniądze na konta rywali, którzy mieli pomóc w utrzymaniu, a mimo to nie udało się go osiągnąć?

W środę dziennik „El Pais” odpalił kolejną bombę, pisząc o umoczonym po łokcie Betisie Sevilla. Wszystko wskazuje na to, że dwóch graczy zespołu z Andaluzji, Antonio Amaya oraz Jordi Figueiras, zorganizowało w zespole nielegalny proceder sprzedawania meczów. Dlatego bardzo prawdopodobny wydaje się scenariusz, że drużyna, w której w zeszłym sezonie występował Damien Perquis, postanowiła, że skoro i tak nie ma szans na pozostanie w Primera Division, to warto zarobić dodatkowe pieniądze, które mogą się okazać bezcenne w przyszłości. Konkretnie miało chodzić o spotkania z Rayo Vallecano i Almerią. Oba pojedynki zostały rozegrane pod koniec zeszłego sezonu i oba zostały przez Betis przegrane.

Te spekulacje spowodowały, że wszyscy zawodnicy, który w poprzedniej kampanii reprezentowali Betis, a czynią to także w tym sezonie – na czele z Rubenem Castro czy Jorge Moliną – zostali wezwani na poważną rozmowę z decydentami klubu, a dopiero później wzięli udział w normalnych zajęciach z całym zespołem.

Cała sprawa jest bardzo złożona i rozległa, dlatego możemy spodziewać się w kolejnych dniach informacji o innych zespołach, które w zeszłym sezonie walczyły o utrzymanie i – jak coraz więcej wskazuje – robiły to w sposób niezgodny z przepisami. Ale mimo wszystko pozostaje nam mieć nadzieję, że szybko doczekamy się odpowiedzi na wszystkie  nurtujące nas pytania, a winni zostaną przykładnie i surowo ukarani. Tak, aby już nikomu w europejskim futbolu, bez względu w jakiej lidze, nie przyszło do głowy, aby rywalizował w sposób nieczysty i haniebny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze