Były trener Stilonu Gorzów to bardzo ciekawa postać, która pierwsze kroki w trenerskiej karierze stawiała w Salosie Szczecin. Jako grający trener reprezentował Vinete Wolin, a później współpracował ze szczecińską Pogonią. Obecnie Adam Gołubowski prowadzi własną szkółkę piłkarską KS Sztorm i trenuje ekstraligową Olimpię Szczecin.
Skąd zainteresowanie i miłość do bycia trenerem?
Piłka nożna od zawsze była moją pasją. Po latach gdy spotykam kolegów z podwórka, przypominają mi, jak bardzo bali się wyjść na dwór, gdy wiedzieli, że będę tam ja. Nie mieli lekko i niestety automatycznie musieli trenować. Tak do końca nie wiem, skąd to się wzięło. Jako młody chłopak trafiłem do Pogoni Szczecin. Gdy w wieku 25 lat dostałem kontuzji, stwierdziłem, że to odpowiedni czas, aby zawiesić buty na kołku. To była dobra decyzja, gdyż mogłem skupić się w pełni na prowadzeniu Vinety, już tylko jako trener.
Adam Gołubowski jako trener posiada dość ciekawe CV. Od czego to się zaczęło?
Najpierw był Salos Szczecin, który jest moim oczkiem w głowie. Później przyszedł czas na Vinetę Wolin w roli grającego trenera. Duży krok naprzód to Pogoń Szczecin. Spędziłem w niej siedem lat. Jadłem tam chleb z niejednego pieca, od scoutingu po Młodą Ekstraklasę. Dalej to już Stilon Gorzów, z którym przeżyłem ciekawą, lecz burzliwą przygodę. Aktualnie rozwijam swój projekt, czyli szkółkę piłkarską KS Sztorm, do tego działam w B-klasowym Bezrzeczu Wołczkowo i jestem trenerem ekstraligowej Olimpii Szczecin.
Co tak naprawdę wydarzyło się w Stilonie Gorzów i jak to się zakończyło?
Ta sprawa jeszcze się nie zakończyła. Oddałem do sądu osoby związane z klubem i sam klub. Działalność sportowa zakończyła się w czerwcu w momencie mojej rezygnacji. Podsumowanie tego wszystkiego przyjdzie, kiedy zakończą się wszystkie rozprawy, a osoby oskarżone będą musiały przeprosić mnie i moją rodzinę za próbę zrobienia ze mnie kogoś, kim nie jestem.
Czy przez to, co się wydarzyło, odczuwa Pan żal do Gorzowa?
Trudno powiedzieć, że żałuję, bo poznałem tam kilka fantastycznych osób. Aczkolwiek nie wiem, czy było to wszystko tyle warte. Straciłem przez Stilon mnóstwo zdrowia, moja rodzina również. To był naprawdę trudny okres. Po raz kolejny zawiodłem się na ludziach mi bliskich. W Stilonie od lat są problemy, a ci sami ludzie ciągle się tam przewijają. Najbardziej bolało, gdy dowiedziałem się, że zawodnicy, których znałem od dziecka, uwierzyli w każde złe słowo na mój temat. Niemniej jednak teraz już wiedzą, że było to nieprawdą. Dla mnie to spore doświadczenie.
Co Pan jako trener uważa o obecnym szkoleniowcu Pogoni oraz jej dyspozycji?
Liga jest na takim poziomie, że trener Kosta spokojnie może powalczyć o mistrzostwo. Mogę się nawet założyć o to, że będą w pierwszej czwórce. To bezkompromisowy trener, który stara się robić swoje. Wygląda na faceta bez żadnych kompleksów. Wiem z szatni, że to sympatyczny i sprawiedliwy człowiek. Słabo wyglądają Lech i Legia, nie stawiałbym Korony czy Cracovii w gronie faworytów. Ciekawie prezentuje się Piast, który pod wodzą trenera Fornalika gra porządny futbol.
Z tego co wiemy, współpracuje Pan z klubami z Bundesligi. Na czym to polega i jak do tego doszło?
W pewnym momencie ubiegałem się o pracę w różnych klubach. Rozesłałem swoje CV, jednakże nie udało mi się otrzymać pracy na pełen etat. Niemniej jednak zdarzają się sytuacje, kiedy drużyna z Bundesligi prosi mnie o raport dotyczący danego zawodnika z Polski. Wszystko działo się na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, więc być może to ma być ta droga do wielkiej piłki. Dla mnie to czysta przyjemność pozostawać w kontakcie z topowymi klubami. W jednym z nich byłem nawet na stażu, podczas którego miałem okazję poznać głównego szefa i sporo z nim porozmawiać.
Jak ustosunkuje się Pan do opinii, że powinniśmy uczyć się jak najwięcej z Bundesligi, która kreuje świetnych piłkarzy, a kluby są świetne zarządzane?
Miałem okazję przebywać w Borussii Dortmund, SC Freiburg i kilku innych klubach. Jeśli chodzi o stronę sportową, jaką jest szkolenie młodzieży, to jak najbardziej powinniśmy czerpać od Niemców. Tam od najmłodszych lat się „pali”. Nikogo nie trzeba motywować do pracy, wszyscy nastawieni są na rozwój. Nikt nie boi się popełniać błędów, bo wiedzą, że najważniejszy jest cel nadrzędny, a po drodze takowe mogą się zdarzać. W Polsce panuje krótkowzroczność, skupiamy się na danej rundzie czy meczu i unikamy jakichkolwiek błędów, co często nie zdaje egzaminu. Niemniej jednak trudno mi się wypowiadać o stronie organizacyjnej. Ostatnio Eintracht Frankfurt pokonał Inter, będąc lepszym zespołem, a to już coś świadczy o Bundeslidze.
Złote rady dla młodych trenerów w Polsce to?
Przede wszystkim wytrwałość i cierpliwość. Kontakt z osobami, które są doświadczone, a swoje tezy popierają argumentami – to jest klucz do rozwoju. Natomiast długa jest droga, jeśli chodzi o utrzymanie się z trenerki, choć jest realna. Wiara w siebie, brak kompleksów oraz chęci na pewno w tym pomogą, gdyż pomimo względnej trudności jest to praca z potencjałem.
Pracował Pan z wieloma zawodnikami w Pogoni i nie tylko. Który z nich najbardziej Pana zaskoczył, biorąc pod uwagę jego dotychczasową karierę?
W Salosie bardzo wyróżniał się rocznik ’91, z którego na jednym z turniejów dostrzegłem m.in. Filipa Starzyńskiego. Miałem przyjemność pracować z całkiem fajnymi nazwiskami, jak: Sebastian Kowalczyk, Adrian Benedyczak czy Sebastian Murawski, dla którego sam debiut w ekstraklasie to już coś, biorąc pod uwagę pułap, z jakiego startował, gdy mieliśmy okazję współpracować. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Sebastian Rudol, który udowodnił, że ciężką pracą można bardzo wiele osiągnąć, i ma u mnie za to wielki szacunek. Pomimo że nie dawałem mu wiele szans na grę w ekstraklasie, pokazał mi, jak bardzo się myliłem. To dla mnie także dobra lekcja pokory, bo gdy teraz myślę o kimś, że nie ma szans na debiut, od razu mam przed oczyma właśnie Sebastiana.
Wiemy również, że zna Pan osobiście innego wychowanka Pogoni Szczecin, a teraz nawet reprezentanta Polski, doskonale wszystkim znanego Kamila Grosickiego. Często na Twitterze można było zobaczyć między Wami jakąś interakcję. Jak nawiązał się kontakt między Wami?
Kamila znam od dziecka. Gdy pracowałem w Salosie, Kamil grał wtedy w roczniku ’88 w Pogoni. Były to chłopaki, od których byłem starszy ledwie parę lat, więc nawet zwracali się do mnie po imieniu. Rywalizowałem z jego zespołem przez cztery albo pięć lat. Tamta młodzieżowa drużyna Pogoni była jedną z najlepszych w Polsce, a Kamil zawsze dawał nam o sobie znać, często strzelał bramki w decydującym momencie. Później często pojawiał się na meczach rezerw czy pierwszej drużyny. Zachwalał styl gry młodych chłopaków, a co do mojej osoby to wyraził swoją opinię, że robię po prostu dobrą robotę, którą docenia.
Szkółka Pogoni jest aktualnie jedną z najlepszych w Polsce. Jakie jest Pana zdanie?
Lech Poznań, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin. To moim zdaniem zespoły, które mają szkolenie młodzieży na wysokim poziomie. Śmiem twierdzić, że Pogoń jest aktualnie numerem jeden. Za trenera Kosty debiutowało już kilku młodych graczy, co pokazuje, że nie boi się na nich stawiać. Mimo wszystko to wciąż za mało, aczkolwiek to jest problem ogólnopolski. Przejście z juniora do seniora wciąż stanowi kłopot w polskiej piłce. Niemniej jednak szkolenie w Pogoni zmierza ku dobremu.
Oprócz prowadzenia szkółki KS Sztorm pod Pana wodzą znajduje się ekstraligowa Olimpia Szczecin. Jak to wygląda z perspektywy szatni kobiecej?
Pierwsza różnica to taka, że muszę pukać do drzwi, pytając, czy mogę wejść już do szatni (śmiech). Jadąc na pierwszy trening, zadawałem sobie pytanie: „Co ty, chłopie, robisz?”. Później było już tylko lepiej. To naprawdę świetne dziewczyny. Podobnie jak w ekstraklasie rozgrywają mecze w całej Polsce. Różnica jest taka, że grają za kilkaset złotych. One nie kalkulują. Tak jak panowie również uwielbiają Neymara, PS4 i Fifę. Życzyłbym sobie, żeby takie były moje córki (śmiech). Problem stanowią wcześniej wspomniane zarobki. Większość z moich zawodniczek wciąż się uczy. Po zakończeniu szkoły trudno myśleć o grze na takim poziomie, gdyż za takie pieniądze nierealne jest się utrzymać. Poza tym aby zrozumieć, o czym mówię, trzeba przyjść na mecz i to poczuć. Serdecznie zapraszam.
Co dała Panu zmiana ligi z męskiej na żeńską?
Przede wszystkim mogę skupić się na swojej pracy i spełniać się jako trener. Na tym poziomie dziewczyny tak samo potrafią grać jeden na jeden, odegrać z pierwszej piłki czy wyjść na pozycję. Ponadto miałem dosyć klubów, w których na barkach trenera spoczywa znacznie więcej niż sam trening i prowadzenie drużyny. Z racji tego, że znałem już dużo wcześniej osoby zarządzające klubem, mogłem im po prostu śmiało zaufać. Wierzę też w to, że wiele nauczę się od dziewczyn, a one również ode mnie.
Kto jest dla Pana trenerskim autorytetem?
Powiem tak, mnie ukształtował świętej pamięci Włodzimierz Obst. Pokazał mi, jak postępować i być człowiekiem. Nauczył mnie, jak pracować, i pokazał, czym jest ciężka praca. Natomiast polskim mentorem jest trener Garbarni Kraków Bogusław Pietrzak. To osoba, która pokazała mi zupełnie inny świat, jeżeli chodzi o trening. Zawsze potrafi zaskoczyć mnie jakimś spostrzeżeniem lub wskazówką. Jeżeli chodzi o świat, to prawdziwym autorytetem jest dla mnie Pep Guardiola. W każdej wolnej chwili staram się śledzić jego wypowiedzi czy sposoby trenowania. Dla mnie jest obecnie najlepszym trenerem na świecie.
Gdzie trener widzi siebie za pięć lat?
Aktualnie staram się o licencję UEFA PRO, ale się nie udało. Z pewnością spróbuję po raz kolejny za półtora roku, a drugie tyle będę ją zdawał. Czyli w najlepszym przypadku za trzy lata będę mógł wystartować w drugiej lidze. Mogliby to być Błękitni Stargard, z którymi chciałbym zrobić awans o klasę wyżej. Reasumując, za pięć lat widzę siebie w I lidze.
Bardzo dziękujemy za poświęcony czas. To była spora dawka wiedzy i ciekawych informacji. Życzymy powodzenia w rozwijaniu dalszych projektów. Do zobaczenia w I lidze.
Mnie również było niezmiernie miło poznać młodych pasjonatów piłki nożnej. Miejmy nadzieję, że tak będzie i spotkamy się w zupełnie innym miejscu.