Końca dobiegł niezwykle trudny dla wszystkich rok 2020, który chcielibyśmy jak najprędzej oddzielić grubą kreską. Przepełniony bolesnymi i nieprzewidywalnymi wydarzeniami, ale tak jak każdy, będący także w niemałym stopniu groteskowy i absurdalny. I naturalnie futbol, choć mocno odmieniony przez pandemię koronawirusa, także pod wieloma względami nadał kolorytu ostatnim 12 miesiącom.
Rzecz jasna, w różnym wymiarze. Absurdy, wydarzenia niecodzienne, dziwne zachowania piłkarzy, niezrozumiałe decyzje władz – wszystkiego było pod dostatkiem. I choć głównie rok 2020 zapamiętamy w piłce nożnej jako czas koniecznych zmian i trudnych prób, to można z niego wyciągnąć cząstkę absurdu pozwalającego zapomnieć o bezprecedensowości zdarzeń.
Hazard = pieniądze w błoto
To, że przez hazard można stracić niemałą sumę pieniędzy, wiedzą nie tylko bardziej doświadczeni i zaprawieni w bojach gamblerzy, ale też działacze Realu Madryt. Kontraktując Edena Hazarda, „Królewscy” mieli załatać dziurę po Cristiano Ronaldo. Jaki efekt? No, delikatnie rzecz ujmując odbiegający od oczekiwań. Belg w klubie ze stolicy Hiszpanii zamiast goli kolekcjonuje kontuzje, a te wyjątkowo dały mu się we znaki w ubiegłym roku.
Eden Hazard przez cały 2020 rok nie rozegrał ani jednego meczu w pełnym wymiarze czasowym. Ani jednego! Nie zdarzyło się, aby Belg wybiegał pełne 90 minut spotkania czy to w klubie, czy w reprezentacji. Statystyka absurdalna, biorąc pod uwagę rolę, jaką Hazard miał odgrywać na Estadio Santiago Bernabeu, i oczekiwania wobec niego. Jak jednak doskonale wiadomo, oczekiwania i rzeczywistość lubią od siebie znacznie odbiegać.
82 minuty na Etihad Stadium w spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów to najwięcej, ile skrzydłowy Realu Madryt spędził w zeszłym sezonie na boisku. Piorunujący wynik. Łącznie Belg w 2020 roku opuścił przez kontuzje aż 29 (!!!) meczów „Królewskich”, ponad połowę ze wszystkich spotkań. Grał ledwie przez 20 procent wszystkich możliwych do rozegrania minut. Niewiarygodna sytuacja.
Rok bez zwycięstwa w lidze
Schalke 04 to klub dla niemieckiej piłki ponadprzeciętnie zasłużony. Siedem mistrzostw kraju, lata gier z sukcesami w Lidze Mistrzów. Krótko mówiąc, marka w Europie bardzo uznana. Ale mimo wszystko, jak każdy inny klub, podatna na kryzysy. A takowy dopadł Schalke w lidze w 2020 roku z niezwykłą siłą. Zespół z Gelsenkirchen przechodzi ogromne katusze i czeka już niemal równy rok na przełamanie w Bundeslidze.
17 stycznia 2020 – Schalke pokonuje u siebie Borussię Moenchengladbach 2:0 w 18. kolejce Bundesligi i o żadnym przestoju nie ma mowy. Drużyna w lidze przegrała tylko trzy razy, radzi sobie z poważnymi rywalami i może śmiało myśleć o europejskich pucharach. Zatem tego, co dzieje się później, nie mógł przewidzieć nikt. Obrót spraw o 180 stopni, diametralna zmiana i od tego czasu Schalke w lidze do końca roku już nie wygra.
Co się wydarzyło, trudno racjonalnie wytłumaczyć. OK, może trafić się słabsza seria, trwająca nawet kilkanaście spotkań. Ale brak zwycięstwa w lidze przez rok? Schalke rok 2020 kończy na ostatnim miejscu w Bundeslidze z czterema punktami w dorobku i siedmiopunktową stratą do bezpiecznego miejsca. I przede wszystkim z głową wypchaną zmartwieniami.
Prezent na gwiazdkę? Zwolnienie!
Rok szalony, to i końcówka musiała dla niektórych być huczna. Paris Saint-Germain, pierwszy raz od czasu przejęcia przez szejków w 2011 roku, bardzo poważnie zaistniało na europejskich boiskach. Francuski klub prowadzony przez Thomasa Tuchela rozprawił się na lizbońskich boiskach z Atalantą oraz RB Lipsk i awansował do finału Ligi Mistrzów po raz pierwszy w swojej historii.
I choć w nim lepszy okazał się już Bayern, to wreszcie działacze nie mogli mieć do drużyny większych zastrzeżeń. PSG wystawiło nos poza Francję i godnie zaprezentowało się w najważniejszych europejskich rozgrywkach. Nie powtórzyły się już podobne historie jak z Barceloną czy Manchesterem United w 1/8 finału. W teorii zatem powodów do zmartwień i roszad nie było.
W teorii, bo działacze paryskiego klubu mieli inne plany. Niewłaściwe wypowiedzi w mediach, konflikt z dyrektorem sportowym Leonardo – za to wszystko Thomas Tuchel zapłacił posadą w klubie. I choć oficjalne oświadczenie PSG wystosowało 29 grudnia, to informacje o zwolnieniu niemieckiego trenera nadeszły jeszcze w święta Bożego Narodzenia. Cóż, jak widać, magia świąt nie wszystkim się udziela.
Urlop przymusowy Arkadiusza Milika
Z władzami lepiej nie mieć na pieńku. Przekonał się o tym trener Thomas Tuchel, ale znacznie wcześniej także Arkadiusz Milik. W letnim okienku transferowym Polak domagał się odejścia z Napoli, będąc w bardzo złych stosunkach z prezesem klubu Aurelio de Laurentiisem. Ostatecznie nie pojawiła się oferta satysfakcjonująca obie strony i Milik zmuszony był do pozostania w Neapolu.
I wsparcia ze strony władz nie mógł niestety oczekiwać. 26-latek nie został zgłoszony do żadnych rozgrywek i jedyną szansą na grę w oficjalnych meczach były dla niego zgrupowania reprezentacji Polski. W Napoli został niejako zawieszony w prawach gracza. Sytuacja absurdalna i bardzo trudna dla Polaka, któremu z piłkarskiego życia zostało wyjętych kilka miesięcy.
Nie dziwi zatem też fakt, że Milik za wszelką cenę chce opuścić Neapol już przy najbliższej okazji. Bardzo duże zainteresowanie wykazuje Atletico Madryt, z którym kontrakt rozwiązał niedawno Diego Costa. Polak miałby być w takiej sytuacji jego naturalnym następcą. Jeśli ustalona zostanie korzystna dla obu klubów kwota transferu, to Milik już zimą powinien wydostać się z bagna i wrócić do normalnego futbolowego funkcjonowania.
Popis hiszpańskiej ochrony
Maseczki, płyny dezynfekujące, odległości między sztabem a zawodnikami z ławki i przede wszystkim brak kibiców. Pierwszy mecz po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa to oczywiście masa przygotowań, aby możliwie jak najbardziej zadbać o bezpieczeństwo wszystkich na stadionie. Z pozoru standard? No, w Hiszpanii niekoniecznie.
Skala absurdu sięgnęła apogeum w meczu 28. kolejki La Liga Santander pomiędzy Mallorcą a Barceloną. Dobiega końca pierwsza część spotkania, a na boisku pojawia się kibic, któremu zamarzyło się zdjęcie z Leo Messim. Możliwe do zrozumienia, gdy kibice jeszcze normalnie byli na trybunach. Ale w czasie pandemii? Gdy w teorii piłkarze mają być możliwie jak najbardziej odizolowani od świata zewnętrznego?
W rozmowie z hiszpańską Marcą ów kibic wyjaśnił, że aby dostać się na murawę, musiał „jedynie” pokonać dwumetrowe ogrodzenie, a później ochroniarza na swojej drodze już nie spotkał. Zdjęcie z idolem zrobić się udało, ale po interwencji policji musiało zostać usunięte. Cóż, najważniejszej pamiątki może co prawda nie ma, ale osiągnięcie to tak czy inaczej niemałe. A przy tak działającej hiszpańskiej ochronie trudno o wiarę w pełne bezpieczeństwo sportowców.
Absurdy pozaboiskowe
W piłce nożnej w zeszłym roku działo się bardzo dużo i to nie zawsze na samym boisku. Pozaboiskowe zdarzenia też na długo zapiszą się kibicom w pamięci, a w 2020 roku było ich niemało. Jak to z 1/8 finału Pucharu Ligi Angielskiej, gdy Eric Dier przez problemy żołądkowe potrzebował natychmiastowej wizyty w toalecie i pod koniec drugiej części meczu, przy zdziwieniu wszystkich, zbiegł z murawy w trakcie gry. Chwilowa absencja Anglika nie wpłynęła znacząco na grę Tottenhamu, który ostatecznie po rzutach karnych pokonał drużynę Chelsea i awansował do dalszej fazy rozgrywek. A sam Dier został nawet uznany MVP meczu.
🚹Chelsea maçında Tottenham'da Mourinho tuvalete giden Eric Dier'ın peşinden soyunma odasına indi.
🗣️ Mourinho: "Bir futbolcunun 48 saat içinde yeni maça çıkması yasaklanmalı. Dier maçın ortasında tuvalete gitmek zorunda kaldı." pic.twitter.com/7hVNHtoTJO
— VTR Spor (@vtrspor) September 29, 2020
Po meczach piłkarze mają do odbębnienia jeszcze obowiązek rozmowy z dziennikarzami. A w tej materii przypadkiem wyjątkowym jest Erling Haaland. Szukając wytłumaczenia frazy: „Człowiek czynów, a nie słów”, wystarczy podać przykład Norwega. I tak, w jego przypadku określenie „obowiązek” w odniesieniu do wywiadów jest jak najbardziej trafne. Na boisku zawsze robi swoje, a w strefie mieszanej ogranicza się do minimum.
Robert Lewandowski był bez cienia wątpliwości najlepszym piłkarzem 2020 roku. I potwierdzają to trofea, statystyki i nagrody indywidualne. Ale nie wszystkie. Magazyn „France Football” w połowie lipca podjął decyzję o nieprzyznawaniu Złotej Piłki za rok 2020 ze względu na wyjątkowe okoliczności. I oczywiście, sytuacja była niecodzienna, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wymagająca aż takich decyzji. Ostatecznie Złota Piłka w ręce Polaka nie trafiła, ale wszystkie inne trofea indywidualne już tak. Zresztą jakie to ma znaczenie? Każdy wie, kto zdominował światowy futbol w 2020 roku.