Absurdy 2020 roku. Co najdziwniejszego zadziało się w futbolu przez ostatnie 12 miesięcy?


Kto i czym zapisał się w nietypowy sposób w zeszłym roku na kartach historii piłki nożnej?

1 stycznia 2021 Absurdy 2020 roku. Co najdziwniejszego zadziało się w futbolu przez ostatnie 12 miesięcy?
Foto: Pablo Moreno / Marca / SIPA / Pressfocus

Końca dobiegł niezwykle trudny dla wszystkich rok 2020, który chcielibyśmy jak najprędzej oddzielić grubą kreską. Przepełniony bolesnymi i nieprzewidywalnymi wydarzeniami, ale tak jak każdy, będący także w niemałym stopniu groteskowy i absurdalny. I naturalnie futbol, choć mocno odmieniony przez pandemię koronawirusa, także pod wieloma względami nadał kolorytu ostatnim 12 miesiącom.


Udostępnij na Udostępnij na

Rzecz jasna, w różnym wymiarze. Absurdy, wydarzenia niecodzienne, dziwne zachowania piłkarzy, niezrozumiałe decyzje władz – wszystkiego było pod dostatkiem. I choć głównie rok 2020 zapamiętamy w piłce nożnej jako czas koniecznych zmian i trudnych prób, to można z niego wyciągnąć cząstkę absurdu pozwalającego zapomnieć o bezprecedensowości zdarzeń.

Hazard = pieniądze w błoto

To, że przez hazard można stracić niemałą sumę pieniędzy, wiedzą nie tylko bardziej doświadczeni i zaprawieni w bojach gamblerzy, ale też działacze Realu Madryt. Kontraktując Edena Hazarda, „Królewscy” mieli załatać dziurę po Cristiano Ronaldo. Jaki efekt? No, delikatnie rzecz ujmując odbiegający od oczekiwań. Belg w klubie ze stolicy Hiszpanii zamiast goli kolekcjonuje kontuzje, a te wyjątkowo dały mu się we znaki w ubiegłym roku.

Eden Hazard przez cały 2020 rok nie rozegrał ani jednego meczu w pełnym wymiarze czasowym. Ani jednego! Nie zdarzyło się, aby Belg wybiegał pełne 90 minut spotkania czy to w klubie, czy w reprezentacji. Statystyka absurdalna, biorąc pod uwagę rolę, jaką Hazard miał odgrywać na Estadio Santiago Bernabeu, i oczekiwania wobec niego. Jak jednak doskonale wiadomo, oczekiwania i rzeczywistość lubią od siebie znacznie odbiegać.

82 minuty na Etihad Stadium w spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów to najwięcej, ile skrzydłowy Realu Madryt spędził w zeszłym sezonie na boisku. Piorunujący wynik. Łącznie Belg w 2020 roku opuścił przez kontuzje aż 29 (!!!) meczów „Królewskich”, ponad połowę ze wszystkich spotkań. Grał ledwie przez 20 procent wszystkich możliwych do rozegrania minut. Niewiarygodna sytuacja.

Rok bez zwycięstwa w lidze

Schalke 04 to klub dla niemieckiej piłki ponadprzeciętnie zasłużony. Siedem mistrzostw kraju, lata gier z sukcesami w Lidze Mistrzów. Krótko mówiąc, marka w Europie bardzo uznana. Ale mimo wszystko, jak każdy inny klub, podatna na kryzysy. A takowy dopadł Schalke w lidze w 2020 roku z niezwykłą siłą. Zespół z Gelsenkirchen przechodzi ogromne katusze i czeka już niemal równy rok na przełamanie w Bundeslidze.

17 stycznia 2020 – Schalke pokonuje u siebie Borussię Moenchengladbach 2:0 w 18. kolejce Bundesligi i o żadnym przestoju nie ma mowy. Drużyna w lidze przegrała tylko trzy razy, radzi sobie z poważnymi rywalami i może śmiało myśleć o europejskich pucharach. Zatem tego, co dzieje się później, nie mógł przewidzieć nikt. Obrót spraw o 180 stopni, diametralna zmiana i od tego czasu Schalke w lidze do końca roku już nie wygra.

Co się wydarzyło, trudno racjonalnie wytłumaczyć. OK, może trafić się słabsza seria, trwająca nawet kilkanaście spotkań. Ale brak zwycięstwa w lidze przez rok? Schalke rok 2020 kończy na ostatnim miejscu w Bundeslidze z czterema punktami w dorobku i siedmiopunktową stratą do bezpiecznego miejsca. I przede wszystkim z głową wypchaną zmartwieniami.

Prezent na gwiazdkę? Zwolnienie!

Rok szalony, to i końcówka musiała dla niektórych być huczna. Paris Saint-Germain, pierwszy raz od czasu przejęcia przez szejków w 2011 roku, bardzo poważnie zaistniało na europejskich boiskach. Francuski klub prowadzony przez Thomasa Tuchela rozprawił się na lizbońskich boiskach z Atalantą oraz RB Lipsk i awansował do finału Ligi Mistrzów po raz pierwszy w swojej historii.

I choć w nim lepszy okazał się już Bayern, to wreszcie działacze nie mogli mieć do drużyny większych zastrzeżeń. PSG wystawiło nos poza Francję i godnie zaprezentowało się w najważniejszych europejskich rozgrywkach. Nie powtórzyły się już podobne historie jak z Barceloną czy Manchesterem United w 1/8 finału. W teorii zatem powodów do zmartwień i roszad nie było.

W teorii, bo działacze paryskiego klubu mieli inne plany. Niewłaściwe wypowiedzi w mediach, konflikt z dyrektorem sportowym Leonardo – za to wszystko Thomas Tuchel zapłacił posadą w klubie. I choć oficjalne oświadczenie PSG wystosowało 29 grudnia, to informacje o zwolnieniu niemieckiego trenera nadeszły jeszcze w święta Bożego Narodzenia. Cóż, jak widać, magia świąt nie wszystkim się udziela.

Urlop przymusowy Arkadiusza Milika

Z władzami lepiej nie mieć na pieńku. Przekonał się o tym trener Thomas Tuchel, ale znacznie wcześniej także Arkadiusz Milik. W letnim okienku transferowym Polak domagał się odejścia z Napoli, będąc w bardzo złych stosunkach z prezesem klubu Aurelio de Laurentiisem. Ostatecznie nie pojawiła się oferta satysfakcjonująca obie strony i Milik zmuszony był do pozostania w Neapolu.

I wsparcia ze strony władz nie mógł niestety oczekiwać. 26-latek nie został zgłoszony do żadnych rozgrywek i jedyną szansą na grę w oficjalnych meczach były dla niego zgrupowania reprezentacji Polski. W Napoli został niejako zawieszony w prawach gracza. Sytuacja absurdalna i bardzo trudna dla Polaka, któremu z piłkarskiego życia zostało wyjętych kilka miesięcy.

Ciao Italia! Milik lada moment może zmienić klub!

Nie dziwi zatem też fakt, że Milik za wszelką cenę chce opuścić Neapol już przy najbliższej okazji. Bardzo duże zainteresowanie wykazuje Atletico Madryt, z którym kontrakt rozwiązał niedawno Diego Costa. Polak miałby być w takiej sytuacji jego naturalnym następcą. Jeśli ustalona zostanie korzystna dla obu klubów kwota transferu, to Milik już zimą powinien wydostać się z bagna i wrócić do normalnego futbolowego funkcjonowania.

Popis hiszpańskiej ochrony

Maseczki, płyny dezynfekujące, odległości między sztabem a zawodnikami z ławki i przede wszystkim brak kibiców. Pierwszy mecz po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa to oczywiście masa przygotowań, aby możliwie jak najbardziej zadbać o bezpieczeństwo wszystkich na stadionie. Z pozoru standard? No, w Hiszpanii niekoniecznie.

Skala absurdu sięgnęła apogeum w meczu 28. kolejki La Liga Santander pomiędzy Mallorcą a Barceloną. Dobiega końca pierwsza część spotkania, a na boisku pojawia się kibic, któremu zamarzyło się zdjęcie z Leo Messim. Możliwe do zrozumienia, gdy kibice jeszcze normalnie byli na trybunach. Ale w czasie pandemii? Gdy w teorii piłkarze mają być możliwie jak najbardziej odizolowani od świata zewnętrznego?

W rozmowie z hiszpańską Marcą ów kibic wyjaśnił, że aby dostać się na murawę, musiał „jedynie” pokonać dwumetrowe ogrodzenie, a później ochroniarza na swojej drodze już nie spotkał. Zdjęcie z idolem zrobić się udało, ale po interwencji policji musiało zostać usunięte. Cóż, najważniejszej pamiątki może co prawda nie ma, ale osiągnięcie to tak czy inaczej niemałe. A przy tak działającej hiszpańskiej ochronie trudno o wiarę w pełne bezpieczeństwo sportowców.

Absurdy pozaboiskowe

W piłce nożnej w zeszłym roku działo się bardzo dużo i to nie zawsze na samym boisku. Pozaboiskowe zdarzenia też na długo zapiszą się kibicom w pamięci, a w 2020 roku było ich niemało. Jak to z 1/8 finału Pucharu Ligi Angielskiej, gdy Eric Dier przez problemy żołądkowe potrzebował natychmiastowej wizyty w toalecie i pod koniec drugiej części meczu, przy zdziwieniu wszystkich, zbiegł z murawy w trakcie gry. Chwilowa absencja Anglika nie wpłynęła znacząco na grę Tottenhamu, który ostatecznie po rzutach karnych pokonał drużynę Chelsea i awansował do dalszej fazy rozgrywek. A sam Dier został nawet uznany MVP meczu.

Po meczach piłkarze mają do odbębnienia jeszcze obowiązek rozmowy z dziennikarzami. A w tej materii przypadkiem wyjątkowym jest Erling Haaland. Szukając wytłumaczenia frazy: „Człowiek czynów, a nie słów”, wystarczy podać przykład Norwega. I tak, w jego przypadku określenie „obowiązek” w odniesieniu do wywiadów jest jak najbardziej trafne. Na boisku zawsze robi swoje, a w strefie mieszanej ogranicza się do minimum.

Robert Lewandowski był bez cienia wątpliwości najlepszym piłkarzem 2020 roku. I potwierdzają to trofea, statystyki i nagrody indywidualne. Ale nie wszystkie. Magazyn „France Football” w połowie lipca podjął decyzję o nieprzyznawaniu Złotej Piłki za rok 2020 ze względu na wyjątkowe okoliczności. I oczywiście, sytuacja była niecodzienna, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wymagająca aż takich decyzji. Ostatecznie Złota Piłka w ręce Polaka nie trafiła, ale wszystkie inne trofea indywidualne już tak. Zresztą jakie to ma znaczenie? Każdy wie, kto zdominował światowy futbol w 2020 roku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze