Do końca sezonu Premier League 2012/2013 zostało jeszcze parę meczów, lecz walka o tytuł mistrza Anglii została już rozstrzygnięta. Manchester United przez cały sezon pewnie zmierza po kolejny w swej historii triumf i zdecydowanie pokonuje wszystkich kolejnych rywali. Jak to się stało? Przepis na sukces jest bardzo prosty i, w zasadzie, tylko jeden – zdobywanie trzech punktów. Brzmi śmiesznie, prawda?
Największymi atutami drużyny prowadzonej przez sir Aleksa Fergusona są: konsekwencja, charakter i doświadczenie. Teraz pewnie znowu pomyślicie, że nic nowego nie napisałem, bo przecież Liverpool czy Arsenal to równie doświadczone zespoły, które zdobywały już tytuł mistrza Premiership, a przez ostatnie lata zaskakują nas swoją kiepską grą. W czym tkwi więc tajemny sekret Manchesteru United? Walka, moi drodzy, walka.
Po 31 rozegranych spotkaniach „Czerwone Diabły” zanotowały zaledwie dwa remisy i cztery porażki – dla porównania Liverpool: dziesięć remisów i dziewięć porażek. Spójrzmy jednak głębiej w wyniki klubu z Old Trafford. Podział punktów nastąpił w meczach ze Swansea City (23 grudnia „Łabędzie” oraz Michu imponowały swoją skutecznością) oraz z Tottenhamem. Trudni rywale, trudne mecze – żadna niespodzianka. Przeglądamy dalej. Porażki na inauguracji sezonu z Evertonem, w 6. kolejce z Tottenhamem oraz w ostatnim meczu ligowym z Manchesterem City. Jest jeszcze jeden pojedynek zakończony stratą trzech punktów przez drużynę sir Aleksa Fergusona, mianowicie mecz z Norwich City – jedyna wpadka „Diabłów” w sezonie 2012/2013!
W statystykach wszystko wygląda super – tak jakby Manchester zawsze prezentował najwyższą formę i zawsze był w pełni sił. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, bo każdy zespół łapie chwilową zadyszkę, chwilowy spadek formy i gra poniżej oczekiwań kibiców z całego świata. Co odróżnia zatem „Czerwone Diabły” od reszty ekip z Premier League? Podopieczni szkockiego menedżera wygrywają słabe mecze, pokonują słabych rywali i – uwaga! – zdobywają trzy punkty. Kontynuujemy więc nasze zwiedzanie terminarza Manchesteru United i widzimy: 1:0 z Sunderlandem, 1:0 z Reading, 1:0 z Fulham, 1:0 z West Hamem United, 3:2 z Aston Villą czy chociażby 3:2 z Southamptonem.
– Będę zadowolony, jeśli wygramy 1:0 – powiedział przed jednym meczem sir Alex Ferguson.
Konkluzja? Na wnioski trzeba jeszcze poczekać (czytać dalej), bo obecnie są to tylko suche oraz nieuargumentowane fakty. Przed startem rozgrywek ligowych dużo mówiło się o nowej Chelsea, o jej wielkich transferach i przełamaniu Fernando „El Nino” Torresa. Aktualni klubowi mistrzowie Europy zaczęli sezon z wysokiego C, ponieważ przez pierwsze osiem spotkań wygrali aż siedmiokrotnie – jedyne dwa punkty zgubili w pojedynku z najgorszą ekipą w tabeli, Queens Park Rangers. Niestety, wszystko się później posypało.
Kiedy pragniesz zdobyć tytuł mistrza, musisz być bezbłędny. Musisz walczyć o jakieś minimum, które może zagwarantować ci aktywną i realną konfrontację z najlepszymi. Tego minimum nie wypełnili ani Manchester City, ani Chelsea, ani żaden inny klub z Premier League. Bo nie możesz pozwolić sobie na stratę punktów z Queens Park Rangers czy Reading! Jest to karygodne i niedopuszczalne. Mając w składzie piłkarza, który wart jest więcej niż cała drużyna rywala z dolnej części tabeli – nie licząc nowobogackiego klubu z Loftus Road – musisz wygrywać mecze, w których nic się nie układa.
Chelsea Londyn popełniła w tym sezonie multum błędów i przez własne zaniedbanie pozbawiła się szans na tegoroczne mistrzostwo Anglii. Co z tego, że podopieczni Rafy Beniteza rozgromili Aston Villę 8:0? Kto o tym pamięta? Osiem bramek nie daje jakichś ekstra 40 punktów – daje trzy, jak zawsze. Należy umiejętnie rozłożyć siły i odpowiednio nimi kierować, bo żeby być mistrzem, trzeba być bezbłędnym i zacząć od wygrywania z potencjalnie słabszymi drużynami.
„Niebiescy” z Londynu w konfrontacji z QPR zdobyli zaledwie jeden marny punkt na sześć możliwych. W pojedynku z Southamptonem dopisali do swego dorobku kolejny marny jeden punkt, a z drużyną Reading wywalczyli tylko (lub aż) cztery oczka. Wymieniać można dalej, ponieważ Chelsea zaliczyła w tym sezonie dużo dziwnych i niewybaczalnych wpadek, które pozbawiły ją możliwości walki o tytuł mistrza Premier League.
Spotkanie, w którym nic nie wychodzi, również trzeba umieć wygrywać. Potrzebny jest dżoker, superofensywna gra czy zaskoczenie taktyczne. Tak właśnie gra Manchester United prowadzony przez sir Aleksa Fergusona – konsekwentnie, z wyczuciem oraz dużym bagażem doświadczeń życiowych.
Opowiem wam jedną z życia wziętą historię, która w 100% odzwierciedla popis umiejętności londyńskiej Chelsea. Grając w klubie, rozgrywaliśmy mecz z najgorszą drużyną w tabeli. Wszyscy wyluzowani, śmiechy, hi hi, aż w końcu wybiła godzina 15:00 i wyszliśmy na boisko. Od początku pojedynek się nie układał i w końcowym rozrachunku dostaliśmy – kolokwialnie mówiąc – ostre baty. Co się stało? Dlaczego? Padało tysiąc podobnych pytań, ponieważ wszyscy mieli na uwadze to, iż wygraliśmy poprzednie spotkanie z dużo lepszą drużyną. W pewnym momencie podszedł do nas starszy pan, wierny kibic, który przychodzi na mecz, siada na ławeczce, pije piwo i ciągle na nas krzyczy – ja osobiście to uwielbiam. Przychodzi i mówi do jednego z nas: „Widzisz?! I po co było tyle biegać, jak i tak znowu dostaliśmy?”. Było oczywiście troszkę wulgarniej, ale wniosek jest jeden – zacznij od słabszych, aby móc wygrywać z najlepszymi. Zacznij od Śnieżki, aby móc pokonać Mount Everest. Zacznij od Reading, aby móc zdobyć tytuł mistrza Anglii.
Zapraszam na mój blog sportowy
http://justthesport.blogspot.com/
Przepraszam,ale Liverpool nigdy nie był mistrzem
Premiership.