Zarządzanie emocjami i wdrażanie planu B. To szwankuje u Nielsa Frederiksena


Lech Poznań lada moment rozegra mecz w ramach 10 kolejki PKO Ekstraklasy z Jagiellonią Białystok. Mecz, bez wątpienia, bardzo ważny i niełatwy, a w Kolejorzu wiele rzeczy nie funkcjonuje jak należy...

28 września 2025 Zarządzanie emocjami i wdrażanie planu B. To szwankuje u Nielsa Frederiksena
Zbigniew Harazim

Lech Poznań stał się nieco przewidywalny. Filozofia gry, pomysł Nielsa Frederiksena swój miodowy okres przechodził mniej więcej na jesieni ubiegłego roku. Dziś Duńczyk nieśmiało kombinuje, by nieco ulec specyfice gry w polskiej lidze. Określenie „idzie topornie” byłoby za bardzo na wyrost, jednak wciąż występuje jeden schemat – dzieje się coś nieprzewidywalnego (a futbol trochę na takich zdarzeniach się opiera), Niels Frederiksen wykonuje paniczne ruchy, drużyna nie wie co się dzieje. I liga ucieka, a za rogiem czyha naładowana Jagiellonia Białystok i Liga Konferencji.


Udostępnij na Udostępnij na

Luis Palma robi głupotę, Lech Poznań nagle traci umiejętność gry w piłkę

Panika objawia się w takich sytuacjach, jak ta ostatnia. Rywalem Lecha Poznań Raków Częstochowa, spotkanie na wyjeździe. „Kolejorz” ma absolutnie wszystko do całkowitego zdominowania rywala. Pierwsza połowa wysyła jasny sygnał, Lech jest mocniejszą drużyną i na tych 2:0 widniejących na tablicy wyników po pierwszych 45 minutach gry pewnie się nie skończy.

Chyba, że… I tutaj naprawdę ciężko wymienić wiele sytuacji, które musiałyby się stać, by ten mecz skończył się tak jak rzeczywiście się to stało. W 55 minucie spotkania Luis Palma traci piłkę w ataku. Przy linii bocznej, na wysokości pola karnego dokonuje ataku w nogi Zorana Arsenicia. Skrajnie nieodpowiedzialne, niepotrzebne. Nie da się tego wyjaśnić. Lech oddaje posiadanie Rakowowi.

Wydaje się, rozsądny ruch. Z tymże „Medaliki” z dużo większą lekkością wchodzą w pole karne rywala. Dochodzą do naprawdę przyjemnych sytuacji, defensywni gracze „Kolejorza” masowo dokonują pomyłek, tracą z radarów graczy gospodarzy, którzy ewidentnie wyczuli swoją szansę. Brakowało kropki nad „i”. Koniec końców w 64 minucie spotkania bramkę strzela Peter Barath po dośrodkowaniu Marko Bulata. Trzy minuty później z karnego strzela Ivi Lopez.

Błędy indywidualne, chaos, nerwy

Strata pierwszej bramki to błąd Alexa Douglasa, któremu z radarów uciekł Węgier. Kolejny raz czkawką odbiła się chaotyczność „Kolejorza” przy defensywnych stałych fragmentach gry. Druga jedenastka to także sprawka Szweda, tym razem to on sfaulował Marko Bulata. Kilkukrotnie bramkę „Kolejorza” ratował Bartosz Mrozek, swoje interwencje w defensywie zaliczył także Antonio Milić, najczęściej jednak ofensywni gracze Rakowa Częstochowy popełniali naprawdę karygodne błędy.

Po czerwonej kartce na boisku zameldowali się kolejno Mateusz Skrzypczak za Kornela Lismana, Leo Bengtsson za Taofeeka Ismaheela oraz Yannick Agnero za Mikaela Ishaka. Tutaj ciężko przyczepić się o brak logiki – inna sprawa, że ani Agnero ani Bengtsson nie zrobili nic, by obraz gry się zmienił. Skrzypczak po raz kolejny, rozegrał bardzo niepewny mecz w defensywie. Później za Joela Pereire wszedł Robert Gumny, a Antoniego Kozubala zastąpił Bryan Fiabema. Gumny kompletnie nie kontrolował tego, co dzieje się po jego stronie boiska. Możemy usprawiedliwiać go kontuzją, która na kilka tygodni wykluczyła go z gry, jednak przed urazem były piłkarz Augsburga również nie grał na miarę swoich możliwości i oczekiwań kibiców. Kto wie, być może to kolejny z długiej listy piłkarzy, którym „trzeba dać czas”.

W Lechu nic nie działało

Po czerwonej kartce Palmy Lech stał się bardziej chaotyczny. Wydawałoby się, że rzeczywiście – ataki ustaną, ale w środku pola i w linii defensywy wszystko będzie wyglądać w miarę stabilnie. Tymczasem bardziej niż zazwyczaj zakręcony był Timothy Ouma, boki boiska stały się autostradą dla ofensywnych graczy Rakowa, w polu karnym nie dało się upilnować Lopeza, Diaby’ego-Fadigi, Ameyawa, Amorima i Brunesa. Z kontrami też nie szło tak jak powinno. Parę razy piłka spadła pod nogi Yannicka Agnero, jednak jego sposób poruszania się, brak charakterności i waleczności sprawiają, że przy bliższym kontakcie z rywalem błyskawicznie tracił piłkę. Lech był spanikowany, stracił plan za mecz. A kto za to odpowiada?

Niels Frederiksen. Bo oczywiście, głównym winowajcą takiego, a nie innego wyniku jest Luis Palma, jego temperament, który przyczynił się do totalnie irracjonalnego faulu na Zoranie Arseniciu. Gdyby nie to, najprawdopodobniej Lech robiłby dalej swoje – pewnie na mniejszej intensywności, z mniejszą zjawiskowością, od czasu do czasu do głosu doprowadzając podopiecznych Marka Papszuna, ale z pewnością siebie, po trzy punkty na trudnym terenie. Niemniej, utrzymanie korzystnego wyniku po czerwonej kartce dysponując dwubramkową przewagą jest możliwe. Trzeba jednak właściwie zarządzać emocjami drużyny, a tego Frederiksenowi na pewno brakuje.

Brak planu B

Z czego wynika taki stan? Strategia Duńczyka wygląda tak, jakby nie przewidziano w niej instytucji „planu B”. Ktoś powie, że tak silna wiara w „plan A” to domena wielkich, pewnych siebie ludzi. I tak, i nie. W takich rozgrywkach jak Ekstraklasa, elastyczność jest konieczna. To liga naprawdę wręcz chorobliwie nieprzewidywalna. Zatem, bez elastyczności, ani rusz.

Po czerwonej kartce gracze Lecha nie wiedzieli jaki jest plan, czego chcą. Ich każdy ruch na boisku był zdefiniowany przez strach, podopieczni Frederiksena kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Z jednej strony, nie dziwię się – zachowanie Palmy było na tyle abstrakcyjne i irracjonalne, że trudno o zachowanie zdrowych zmysłów. Nie po to jest się jednak piłkarzem Lecha Poznań, by mieć kłopot z koncentracją, zachowaniem pewności siebie i grą zgodnie z jednolitym planem, jako drużyna.

Nieszczęsny mecz z KRC Genk

Zresztą bardziej dobitnym dowodem na problemy taktyczne Lecha Poznań było spotkanie eliminacji do Ligi Europy z KRC Genk przy Bułgarskiej. „Kolejorz” próbował ataku pozycyjnego, strategia wybrana przez Frederiksena wymagała jednak fizycznej, jakościowej przewagi nad rywalem i dużo większego zgrania. Tymczasem w wyjściowej jedenastce na prawej obronie wyszedł Alex Douglas. Niemal każda próba wyjścia Szweda z atakiem kończyła się stratą piłki. Douglas nie doganiał przyjezdnych. Lech lubi grać z wysoko ustawioną linią defensywy, ale w meczach z ekipami o takim sposobie grania jak Genk, była to zachęta do konsekwentnego strzelania kolejnych i kolejnych goli.

Mądrze taktycznie przeciwko Termalice

Przeciwko Termalice okazało się, że nie trzeba za wszelką cenę dominować. Można oddać piłkę rywalom, czekać na dogodną okazje i powoli budować korzystny wynik. Pierwszy gol padł po rzucie rożnym, drugi to efekt pressingu na połowie gości – do bezpańskiej piłki dobiegł Luis Palma, dzięki swojej genialnej zwrotności błyskawicznie obrócił się, uruchomił Mikaela Ishaka. Szwed wyszedł jeden na jeden i ustawił wynik meczu. Trzy punkty są? Są. Jak się okazuje, można grać z planem.

Ważne tygodnie przed Kolejorzem

Pytanie więc jak Lech wyjdzie na Jagiellonie – zespół pełen jakości, który od feralnej porażki z Termalicą systematycznie staje się coraz groźniejszy. Białostoczanie wykorzystują każdą wolną przestrzeń, lubią grać z kontry i przede wszystkim – mają Jesusa Imaza. Hiszpan ma nosa do wynajdywania strzeleckich okazji, a przy błędach indywidualnych defensywnych graczy Lecha może być to zabójcze. Remis z Rakowem generuje na podopiecznych Nielsa Frederiksena dodatkową presję – jeżeli tutaj nie zdobędą punktu, czołówka odjedzie i odwrócenie takiej sytuacji nie nadejdzie wraz z jedną lepszą kolejką, a dużo bardziej żmudną i intensywną pracą. A przecież zaraz nadchodzą Europejskie Puchary.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze