5. kolejka Premiership


Nikt już dawno nie pamięta, aby drużyna Liverpoolu pod wodzą Rafy Beniteza była tak skuteczna. 12 bramek w 3 meczach to świetny wynik, a już rozgromienie Derby 6:0 świadczy o tym, że w tym roku „The Reds” mierzą w tytuł.


Udostępnij na Udostępnij na

ZdjęcieNie tylko wynik tak cieszy, ale i sama gra piłkarzy z miasta Beatlesów. Pod nieobecność Stevena Gerrarda i Jakiego Carraghera prym w drużynie wiódł duet Hiszpanów: Xabi Alonso i Fernando Torres, wspomagani przez Ryana Babela. Ci dwaj ostatni w spotkaniu z „Baranami” zachwycali rajdami, dryblingami i strzałami, Alonso natomiast pokazał jak strzela się z dystansu, a Andriy Voronin, ledwo wszedł na boisko i od razu wpakował piłkę do siatki. Tak mocnej drużyny Liverpool nie miał od dawna, praktycznie bez słabych punktów, z równorzędnymi dublerami na każdą pozycję. Zobaczymy jednak, czy piłkarze Rafy Beniteza dadzą sobie psychicznie z tym rade, żeby zgarnąć pierwsze mistrzostwo od 17 lat. Na razie, pierwszy raz od 2001 roku są na szycie tabeli.

ZdjęcieA więc liderem przestała być Chelsea, który bez Franka Lamparda w składzie przegrała wyjazd z Aston Villą 0:2. Obrona „The Blues”, z Belettim i Alexem w składzie pozwalała gospodarzom na dużo, natomiast napastnicy tym razem byli wyjątkowo nieskuteczni. Była to pierwsza porażka od 18 spotkań drużyny Jose Mourinho.

Świetny mecz oglądaliśmy na Craven Cottage, gdzie miały miejsce „małe derby” Londynu pomiędzy Fulham a Tottenamem. Wydawało się, że goście spokojnie zgarną pełna pulę punktów, gdyż przez większość czasu grali zdecydowanie lepiej. Jednak gospodarze, grający systemem 4-3-3, wspomożeni jeszcze kolejnymi napastnikami zdołali odrobić straty, a pięknym strzałem rozpaczy w ostatniej minucie meczu popisał się Diomansy Kamara. Obie drużyny bezpośrednio sąsiadują ze sobą w tabeli.

Manchester United znów wygrał mecz po okropnych męczarniach 1:0 grając z Sunderlandem. W składzie gospodarzy pojawił się Anderson, jednak został zmieniony już w przerwie. Bramkę na wagę 3 punktów zdobył Louis Saha. Był to sentymentalny powrót managera gości Roya Keane’a na Old Trafford, gdzie kibice zgotowali mu owacje. On sam nie chciał wypowiadać się o sytuacji „Czerownych Diabłów” w tabeli, ironicznie dodał tylko, że „powinni się utrzymać”.

Do góry pnie się Everton, który ma tyle samo punktów co Chelsea, a w sobote ograł na Reebok Stadium Bolton 2:1. Zwycięską bramkę, już w doliczonym czasie gry, zdobył Joleon Lescott. W ekipie gospodarzy, do czego już zdarzyliśmy się przyzwyczaić, na dobrym poziomie grał tylko Nicolas Anelka, który znów trafił do bramki i samodzielnie przewodzi w klasyfikacji strzelców. Już chyba na dobre uszło powietrze z Manchesteru City. Tym razem sposób na piłkarzy Svena Ericssona znalazło Blackburn. Jedyną bramkę zdobył Bennie McCarthy, ponadto sędzia pokazał dwie czerwone kartki.

Łeb w łeb z Liverpoolem idzie Arsenal, który odniósł łatwe zwycięstwo nad Portsmouth mimo, że „Kanonierzy” od 60. minuty grali w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Senderosa. W ekipie Wengera wiele do życzenia pozostawiają napastnicy, strzelając mniej bramek od duetu Fabregas-Rosicky, który już od dłuższego czasu decyduje o obliczu drużyny. Łukasz Fabiański tylko na ławce rezerwowych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze