W ostatnim niedzielnym spotkaniu 25 kolejki włoskiej Serie A Milan podejmował na własnym stadionie „polską” Sampdorię, którą pokonał 1:0 po golu zdobytym przez Giacomo Bonaventure, dla którego było to 4 ligowe trafienie w trwającym sezonie.
Spotkanie to miało ogromny ciężar gatunkowy dla podopiecznych Gennaro Gattuso, był to mecz z gatunków o „6 punktów”. W razie ewentualnego zwycięstwa Rossoneri mieliby tyle samo „oczek” co ich rywale w dzisiejszym meczu – Sampdoria, co dodatkowo podnosiło atmosferę tego meczu.
Ruszyli z kopyta
Od pierwszego gwizdka sędziego piłkarze Milanu ruszyli do szturmowania bramki strzeżonej przez Emiliano Viviano, co sprawiło, że goalkeeper gości miał pełne ręce roboty. Silną stroną gospodarzy były oskrzydlające akcję ich bocznych obrońców, zwłaszcza grającego po prawej stronie defensywy Davide Calabrii, który doskonale rozumiał się z Hiszpanem –Suso. To po ich dwójkowej akcji w 7 minucie spotkania piłkę we własnym polu karnym zagrywał Nicola Murru, po czym arbiter bez wahania wskazał na „wapno”. Do piłki ustawionej na 11-stym metrze podszedł Ricardo Rodriguez i…uderzył na tyle lekko, że bramkarz Sampdorii bez większych problemów zdołał odbić piłkę, która wyszła na rzut rożny. Nie wykorzystana jedenastka nie podłamała jednak podopiecznych Gattuso, którzy zdecydowanie przeważali w tej części meczu. To co nie udało się Szwajcarowi w barwach Milanu, udało się natomiast Giacomo Bonaventurze. W 13.minucie spotkania pomocnik z Mediolanu wykorzystał doskonałą wrzutkę Calabrii i tym razem nie pozostawił żadnych złudzeń Viviano, który po uderzeniu z woleja musiał wyciągać piłkę z siatki.
Goście nie potrafili dojść do głosu, jedynie z rzadka wybierając się pod pole karne milanistów, gracze z miasta Krzystofa Kolumba zmuszeni byli raczej do ciągłego biegania i przeszkadzania rywalom, aniżeli do konstruowania własnych akcji ofensywnych, choć i te od czasu do czasu miały miejsce. O ile przez większość część meczu defensywa Milanu wraz z Donnarummą mogła czuć się niezagrożona, tak nie ustrzegli się oni również błędu. W 38 minucie miejsce miała dość kontrowersyjna sytuacja, w której to gracze gości domagali się podyktowania rzutu karnego. W starciu główkowym zawodnik Milanu zamiast uderzyć futbolówkę głową uczynił to ręką i dał pretekst by arbiter spotkania odgwizdał „jedenastkę”. Natomiast po konsultacji z VAR-em główny rozjemca Davide Daveri postanowił kontynuować spotkanie, odbierając Sampdorii doskonałą okazję do wyrównania. Jak pokazały telewizyjne powtórki sędzia podjął błedną decyzję.
Kiedy wydawało się, że do gwizdka, który oznaczać będzie koniec pierwszej połowy nie wydarzy się już nic ciekawego, ponownie do ataku ruszyli gospodarze meczu, po szybkim wznowieniu gry i centrze z lewej strony pola karnego w doskonałej sytuacji znalazł się Leonardo Bonnuci, któremu nie pozostawało nic innego jak umieścić piłkę w siatce, jednak i tym razem na przeszkodzie stanął VAR. Po wideoweryfikacji gol zdobyty przez środkowego obrońcę Milan został anulowany i widzowie na San Siro nie zobaczyli już więcej bramek w pierwszej odsłonie spotkania.
Wszystko po staremu – Milan trzyma rękę na pulsie
Drugie 45 minut to niemal lustrzane odbicie pierwszej połowy, w której to Rossoneri zmuszali przyjezdnych do ciągłego biegania za futbolówką. Ponownie to podopieczni „Rino” Gattuso byli stroną dominująca, która częściej zagrażała bramce strzeżonej przez Viviano. W 52 minucie spotkania indywidualną akcją popisał się dobrze dysponowany Hakan Calhanoglu, który zostawił w polu defensorów „Sampy”, ale swój popis zakończył niecelnym uderzeniem.
Gospodarze nie zamierzali poprzestawać na jednobramkowym prowadzeniu i raz za razem konstruowali akcję, które miały na celu podwyższenie wyniku i odebranie chęci do gry ich rywalowi, natomiast Sampodria wydawała się być mocno zaskoczona postawą Milanu i nie potrafiła znaleźć sposobu na ich dobrze spisującą się defensywę. Zespół prowadzony przez Gennaro Gattuso był niczym w transie, a swoją doskonałą dyspozycję po raz kolejny udowodnił w 76.minucie Turek Calhanoglu, który popisał się kapitalnym uderzeniem pod poprzeczkę bramki strzeżonej przez Emiliano Viviano, jednak podobnie jak w poprzednich sytuacjach to bramkarz zespołu z Genui był górą. Kiedy wydawało się, gospodarzom nie może stać się nic złego, to przed doskonałą szansą znalazł się Gianluca Caprari, który z bliskiej odległości nie potrafił posłać piłki do siatki.
Milan dopisał cenne 3 „oczka”, które pozwoliły mu się zrównać z Sampdorią w ligowej tabeli, tym samym z dorobkiem 41 punktów zajmują 7 lokatę.
Średni występ Polaków
Z pewnością mecz Rossonerich i Sampy emocjonował również sympatyków polskiej kadry, a to z racji tego, że w składzie gości na to spotkanie można było spodziewać się Polaków, jeśli nie całej trójki , to chociaż dwóch „stałych bywalców” – Karola Linnety’ego i Bartosza Bereszyńskiego. Od pierwszego gwizdka sędziego na murawę San Siro wybiegła wyżej wspomniana dwójka, a na ławce rezerwowych zasiadł były napastnik Lecha Poznań – Dawid Kownacki. Polacy, którzy zaczęli spotkanie od początku nie wyróżnili się na tle zespołu, podobnie jak pozostali zawodnicy Sampdorii, zmuszeni byli raczej do biegania za piłką, co z pewnością kosztowało ich sporo zdrowia. Kownacki dołączył do dwójki kolegów w 70.minucie spotkania, kiedy to zastąpił na placu gry Ramireza, ale tak samo jak i koledzy, nie zdołał napędzić gry gości i okazji do zdobycia bramki się nie doczekał. Jeśli chodzi o byłego napastnika Lecha, z pewnością po stronie plusów należy zapisać liczbę minut, którą spędził na boisku. Pokazuje to, że trener Sampy – Marco Giampaolo obdarza go coraz większym zaufaniem i z pewnością występ przeciwko Milanowi zaprocentuje w przyszłości.
W „czubie” po staremu
Swoje spotkania wygrały oba zespoły, które walczą ze sobą o miano Mistrza Włoch, zarówno Napoli jak i Juventus po 25 serii spotkań mogą dopisać sobie kolejne 3.”oczka”.
Stara Dama mierzyła się w wyjazdowym spotkaniu z Torino, a w bramce gości wystąpił Wojciech Szczęsny, dla którego były to pierwsze derby Turynu. Byki nie zawiesiły poprzeczki zbyt wysoko i gracze Juventusu po golu zdobytym przez Alexa Sandro w 33 minucie odnieśli zwycięstwo w niezwykle prestiżowym spotkaniu.
Dużo łatwiejsze zadanie czekało w tej serii gier graczy Sarriego, którzy podejmowali na swoim stadionie zespół Bartosza Salamona – Spal. Zespół spod Wezowiusza był zdecydowanym faworytem tego spotkania i zdając sobie sprawę z wyniku uzyskanego przez Juve nie pozostawało im nic innego jak odnieść domowe zwycięstwo nad niżej notowanym rywalem. Jedyną bramkę w tym spotkaniu zdobył Allan, który w 6 minucie po asyście Jose Marii Callejona pokonał bramkarza gości. Warto dodać, że pełne spotkanie w batwach Spal rozegrał Bartosz Salamon, a w szeregach gospodarzy od 76 minuty po boisku biegał Piotr Zieliński.
Po 25 rozegranych spotkaniach zespół Napoli zajmuje pierwsze miejsce i nad goniącym go Juventusem gracze Mauricio Sarriego mają 1 punkt przewagi, wyścig po Scudetto zapowiada się w tym roku na półwyspie apenińskim niezwykle emocjonująco.
fachowy tekst Maćku :D