Lista piłkarzy, którzy wyjechali z ekstraklasy w celu spełnienia swoich marzeń, jest długa, lecz wielu się niestety nie powiodło. Nie znaczy to jednak, że wszyscy wrócili do kraju z podkulonym ogonem bądź wylądowali w głębokich rezerwach zagranicznych klubów. Część zawodników wypłynęła na szerokie wody, stając się ważnymi ogniwami swoich zespołów. Wyróżnionych zostanie 20 polskich piłkarzy, z pewnością jednak jest ich więcej.
W części III tego cyklu przedstawiona będzie już przedostatnia piątka polskich piłkarzy, którym powiodło się na Zachodzie. Każdy z nich zaczynał od ekstraklasy i co ważne, każdy z nich wyjeżdżał w ostatnich dwóch dekadach. W tym czasie wielu Polaków próbowało swoich sił i wielu z nich wróżono wspaniałą karierę, jednak dużej części tych piłkarzy nie wyszło. Gdzieś przepadli i słuch o nich zaginął.
Na szczęście są też i tacy piłkarze, którzy pokazali, że potrafią grać w piłkę i skutecznie wdarli się do bardziej renomowanych klubów często Europy Zachodniej, do której tak chętnie wszyscy pukają. W tym cyklu padnie 20 nazwisk wybranych polskich piłkarzy, którzy w Europie zaistnieli.
Kamil Glik
Wieloletni filar defensywy reprezentacji Polski jest świetnym przykładem na to, że z Polski można wyjechać nie tylko z topowych zespołów, by myśleć o jakiejś większej karierze. Glik, zanim opuścił Polskę, bronił barw Piasta Gliwice, czyli klubu, który wówczas był co najwyżej typowym przeciętnym zespołem w ekstraklasie, myślącym o spokojnym utrzymaniu się w lidze.
Choć Kamil Glik nie zdobył żadnego trofeum w polskiej lidze, to udowodnił, że i bez tego można zaistnieć. Z mało znanego zawodnika wyruszył na podbój Europy.
Był to nie tyle zaszczyt sam w sobie, ile fakt, że Polak stał się pierwszym obcokrajowcem w klubie, który mógł cieszyć się takim statusem. W ciągu pięciu lat spędzonych w Turynie Kamil Glik zaliczył 171 spotkań, a licząc występy z poprzednich włoskich ekip, bardzo zbliżył się do liczby 200. Z pewnością tego by dokonał, gdyby nie zdecydował się na transfer do Francji, a dokładnie do AS Monaco.
Dzięki temu ruchowi reprezentant Polski zdobył pierwsze trofeum, jakim okazało się mistrzostwo Francji, ale również zadebiutował na boiskach Ligi Mistrzów. Biorąc pod uwagę fakt, z jakiego klubu zaczynał, trzeba podkreślić, że w jego przypadku jest to skok jakościowy.
Maciej Rybus
Pokładanych nadziei nie zmarnował także Maciej Rybus. Były już obrońca na wielkie wody wypływał z warszawskiej Legii, z którą osiągnął wszystko, co było możliwe na krajowym podwórku. Stołeczny klub stał się trampoliną do reprezentacji, ale i do zagranicznego transferu.
Co jednak dziwne, w porównaniu z poprzednimi zawodnikami Rybus zdecydował się na kierunek wschodni do wciąż niedocenianej ligi rosyjskiej. Składając podpis pod kontraktem w Tereku Grozny, zawodnik zdecydował się na walkę o wyjściowy skład, mając zdecydowanie trudniejszych konkurentów na jego pozycji niż tych, których wcześniej miał w Legii.
Piłkarz – co ważne – poradził sobie w zespole, a dodatkowo wywalczył transfer do francuskiej Lique 1 i do jednego z najbardziej utytułowanych klubów tego kraju – Olympique Lyon. Rok spędzony w nowym otoczeniu mógłby być bardziej udany, gdyby nie kontuzje. Te poniekąd sprawiły, że musiał sobie szukać miejsce gdzieś indziej. Wybrał ponownie ligę rosyjską i moskiewski Lokomotiw, w którym gra do dziś.
To właśnie za wschodnią granicą Rybus osiągał swoje największe sukcesy. Podobnie jak w Polsce zdobył wszystkie trofea i łącznie rozegrał 177 spotkań. Należy jednak zauważyć, że przed sobą ma jeszcze kilka lat kariery.
Arkadiusz Milik
Droga napastnika, który zachwycał w Górniku Zabrze, nie była najłatwiejsza. Reprezentant Polski na początku swojej kariery zaliczył, można by rzec, lekki falstart, po tym jak zdecydował się na wyjazd do 1. Bundesligi. Ten w zderzeniu z niemiecką ligą po prostu sobie nie poradził. Najpierw poległ w Bayerze Leverkusen, następnie także i w FC Augsburg, w którym choć zaliczył 20 występów, nie wyróżnił się niczym szczególnym.
Porażki doznane na początku jednak nie zniechęciły zawodnika. Ten, korzystając z okazji, wybrał kierunek holenderski i dzięki Ajaksowi Amsterdam wrócił, kolokwialnie mówiąc, do żywych. W 75 spotkaniach zdobył dla tego klubu 47 goli i dołożył 21 asyst.
Takie liczby nie mogły zatem uciec uwadze możniejszych klubów, więc szybko trafił na listę życzeń wielu zagranicznych zespołów. Najkonkretniejszą ofertą dla napastnika okazała się ta pochodząca z Neapolu, do którego trafił w sierpniu 2016 roku. Od tego czasu może liczyć na regularną grę nie tylko w topowej lidze włoskiej, lecz także Lidze Mistrzów.
https://www.youtube.com/watch?v=2858MkOQ4dg
Warto także pokazać statystyki Milika, który w SSC Napoli dotychczas rozegrał 109 spotkań i trafił do siatki 46 razy. Biorąc pod uwagę wiek piłkarza, można liczyć na to, że liczby będą przez niego co najmniej podwojone.
Bartosz Bereszyński
Boczny reprezentacyjny obrońca na swoim koncie ma dwa dominujące w Polsce kluby. Zaczynał w poznańskim Lechu, by następnie przejść do Legii Warszawa. Bereszyński, sięgnąwszy po wszystkie trofea możliwe do zdobycia nad Wisłą, postanowił zrobić krok do przodu.
Jak pokazuje historia, był to najwidoczniej dobry ruch, dzięki któremu zaliczył awans sportowy. Oprócz debiutu w reprezentacji Polski boczny obrońca stał się kolejnym Polakiem, który trafił na Półwysep Apeniński, i to nie w celach turystycznych.
Jego nowym pracodawcą okazał się zasłużony dla włoskiego futbolu klub Sampdoria Genua, z którym jego poprzedni zespół – Legia – przed laty toczył zacięte boje. Popularny „Bereś” szybko stał się podstawowym ogniwem. W trakcie trzech spędzonych lat we Włoszech reprezentacyjny obrońca zaliczył na swoim koncie 91 gier.
Rafał Murawski
Na przypomnienie zasługuje także Rafał Murawski. Pomocnik, który większość swojej kariery spędził w Polsce, nie śpieszył się z wyjazdem za granicę. Zawodnik zachwycał głównie w Lechu Poznań, z którym był swego czasu na ustach całej piłkarskiej Polski.
W Kazaniu gra miejscowy klub Rubin Kazań. Rubin Kazań w 2009 roku odznaczył się fantastycznym osiągnięciem – pokonaniem wielkiej Barcelony na Camp Nou. W barwach Rubina zagrał Polak – Rafał Murawski.
— Kamil Rogólski (@K_Rogolski) June 20, 2018
Z „Kolejorzem” zdobył mistrzostwo Polski oraz Puchar Polski. Szczególnie jednak dał powód do dumy całej Polsce po tym, jak Lech grał jak równy z równym z europejskimi tuzami.
Taką okazała się rosyjska Premier League. Oferta pracy pojawiła się z zyskującego coraz większą popularność Rubinu Kazań, w którym rosły coraz to większe ambicje. Pojawienie się wtedy już 28-letniego zawodnika było być może ostatnią szansą na wygranie czegoś więcej. I tak też zresztą się stało. Murawski oprócz zdobycia Pucharu Rosji zaliczył występy w upragnionej Lidze Mistrzów.
Po dwóch latach spędzonych w Rosji Murawski rozegrał dla Rubinu 41 spotkań. Natomiast za deser niech posłuży fakt, że wraz z kolegami zatrzymał wielką Barcelonę w Lidze Mistrzów. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera tego zawodnika, gdyby zdecydował się na transfer kilka lat wcześniej.
Przepraszam, ale kto pisał ten artykuł albo kto sprawdzał? Strasznie dużo literówek, błędów stylistycznych, niedopowiedzeń. Ten tekst po prostu się kupy nie trzyma. Nie mam pretensji i nie jest to złośliwy komentarz, po prostu zwracajcie na to uwagę. Wesołych Świąt!