Dwie dekady XXI wieku to na tyle dużo czasu, by w piłce coś osiągnąć. Polska może pochwalić się wieloma zawodnikami, którzy od roku 2000 wyjeżdżając za granicę w celu zrobienia większej kariery, dobijali do celu. W pierwszej części tego krótkiego cyklu można było się zapoznać jedynie z 1/4 wyróżnionych. Czas przedstawić kolejną piątkę Polaków, o których grzechem byłoby nie wspomnieć.
Być może są nacje, a właściwie na pewno, które mogą pochwalić się większą liczbą uzdolnionych piłkarzy niż Polska. Nie zmienia to jednak faktu, że i nad Wisłą rodzą się przyszłe legendy wielkich klubów. Nawet jeżeli nie każdy z nich będzie wymieniany jednym tchem przez kibiców, to wielu zawodników może czuć się spełnionych.
Już sam fakt, że piłkarz wyjeżdżający za granicę jest jednym z ważniejszych ogniw swojego klubu, silniejszego od tego, który się opuszczało, pokazuje, że zrobiony został postęp. Nie każdy przecież odnajduje się w innym otoczeniu, które w dodatku stoi na wyższym poziomie, niż wcześniej się poznało.
Łukasz Fabiański
Kolejny golkiper, kolejny były legionista i w dodatku kolejny zawodnik przedstawiany w tym cyklu, któremu warto pogratulować za to, co osiągnął do tej pory. A trzeba przyznać, że i on nie miał najłatwiejszej drogi. Musiał zmierzyć się z kwestią zastąpienia ulubieńca trybun, jakim był przed Fabiańskim Artur Boruc.
To nie mogło być najłatwiejsze zadanie, jednak jakby nie patrzeć, ta sztuka się bramkarzowi udała. Szybko zresztą na talencie Fabiańskiego poznali się w reprezentacji Polski, ale i także za granicą, w dodatku w silniejszym klubie od tego, do którego trafił Boruc. Arsenal, czyli czołowa ekipa z Anglii, postanowił, że da szansę perspektywicznemu Polakowi. Początki jednak nie były tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać.
Łukasz Fabiański nie łapał się z początku do pierwszej jedenastki, a jeżeli już się załapał, miał słabsze momenty. Choćby dwa kiksy w jednym ze spotkań z FC Porto w ramach Ligi Mistrzów. To jednak nie zniechęcało ani Polaka, ani sztabu szkoleniowego „Kanionierów”. Z czasem liczący sobie 34 wiosny bramkarz wyrobił sobie uznane dziś nazwisko i może pochwalić się największą liczbą występów ze wszystkich Polaków w angielskiej Premier League. Dla Arsenalu, Swansea City oraz West Hamu United rozegrał łącznie 235 spotkań w bodaj najsilniejszej lidze świata.
Kamil Grosicki
Popularny „TurboGrosik”, czyli Kamil Grosicki, również jak wielu innych reprezentantów Polski rozpoczynał swoją piłkarską karierę w ekstraklasie i dopiero z niej wypłynął na głębsze wody. W czasach gdy grał w ekstraklasie, zaliczał się do wyróżniających się piłkarzy Jagiellonii Białystok, choć ma na swoim koncie także przygodę z Legią.
Tam jednak na jego talencie niespecjalnie się poznali i bez większego żalu został oddany do „Jagi”. Tam powoli stawał się bardzo dobrze zapowiadającym się piłkarzem i nic w tym dziwnego, że prędzej czy później o jego osobę zaczął zabiegać zamożniejszy klub. Interesantem, z którym udało się dobić targu, okazał się turecki Sivasspor. Niedługo później sprowadził go do siebie francuski Stade Rennais.
Zanim skrzydłowy reprezentacji Polski rozkręcił się na dobre, miał za sobą już 104 spotkania w lidze tureckiej i 92 we francuskiej. W końcu trafił do Anglii i dla Hull City rozegrał 123 mecze. Większość co prawda na zapleczu Premier League. Mimo to zdążył również wystąpić w tych wymarzonych rozgrywkach. 31- letni Grosicki ani myśli zwalniać tempa i broni barw West Bromwich Albion.
Ireneusz Jeleń
W pierwszej dekadzie XXI wieku w polskiej lidze brylował pewien napastnik, wówczas Wisły Płock. Ireneusz Jeleń zaliczał się do grona dobrych snajperów, którego wielkim atutem, oprócz oczywiście strzelania goli, była szybkość. Dzięki tej umiejętności zawodnik mógł wybić się poza ramy ekipy z Płocka i co ciekawe, nie zahaczył o żaden z topowych polskich klubów jak Legia Warszawa czy Lech Poznań lub silną w tamtym okresie Wisłę Kraków.
Mimo to zawodnik zdołał pokazać się w reprezentacji, a nawet wyjechał na mistrzostwa świata 2006 w Niemczech. Dobre występy sprawiły, że Polakiem zainteresował się francuski AJ Auxerre, z którym nieco później polski napastnik zakwalifikował się do Ligi Mistrzów. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu francuski zespół pokonał Zenit St. Petersburg i w ostateczności wywalczył miejsce w fazie grupowej.
Po kilku owocnych latach spędzonych w ekipie z Burgundii mający dziś 38 lat piłkarz przeniósł się do OSC Lille i choć okres w tym klubie był zdecydowanie gorszy niż w poprzedniej drużynie, Jeleń dołożył kilkanaście spotkań i cztery gole, co w ogólnej statystyce daje mu aż 153 spotkania w Ligue 1 i 49 goli oraz dziewięć asyst.
Jakub Błaszczykowski
Tego zawodnika właściwie można byłoby nawet pominąć, ponieważ oczywistością jest, że Błaszczykowski osiągnął wiele, a nawet więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Kibice mogli usłyszeć o nim, gdy do wielkiej piłki wypływał z krakowskiej Wisły. Dynamiczny, charakterny, potrafiący grać jeden na jeden zawodnik „Białej Gwiazdy” szybko wpadł w oko selekcjonerowi reprezentacji Polski i nie tylko.
Zanim skończył 22 lata, podpisał kontrakt z Borussią Dortmund. Powracający po problemach finansowych klub stawiał na wyróżniających się piłkarzy i Błaszczykowski stał się jedną z tych postaci, która miała być przyszłością żółto-czarnych. Tak też zresztą się stało. Reprezentant Polski został nie tylko ważnym zawodnikiem w Dortmundzie, ale również ulubieńcem trybun.
Tylko w samych barwach BVB rozegrał 253 spotkania, strzelając 32 gole. Wraz z Borussią wygrał dwa mistrzostwa Niemiec, Superpuchar Niemiec oraz jeden raz Puchar Niemiec. Dodatkowo zaliczył występ w finale Ligi Mistrzów. Ma za sobą również grę w VfL Wolfsburg czy AC Fiorentina, jednakże to z występów w ekipie żółto-czarnych będzie głównie kojarzony.
Łukasz Piszczek
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Łukasza Piszczka, który do dziś broni barw BVB. Mający w 2004 roku 19 lat prawy obrońca zaryzykował i związał się z berlińską Hertha BSC. W ten sposób pewne korzyści finansowe zyskał Gwarek Zabrze, w którym nawet nie zdążył zadebiutować.
Nowy pracodawca nie zamierzał jednak marnować polskiego talentu odesłaniem do rezerw czy na trybuny, tylko wysłał go na wypożyczenie do Zagłębia Lubin. Tam grający jeszcze na pozycji napastnika Piszczek spędził trzy lata, podczas których wywalczył medal za mistrzostwo Polski. Następnie wrócił do Niemiec i właśnie tam miała miejsce rewolucja w jego grze. Z pozycji napastnika został ostatecznie przekwalifikowany na prawego obrońcę i na tyle dobrze się tam odnajdywał, że po Polaka zgłosiła się Borussia Dortmund.
Niebawem Piszczkowi wybije dekada, odkąd reprezentuje barwy tego utytułowanego klubu, z którym zdobył wszystko, co było do osiągnięcia w 1. Bundeslidze. Gdyby zagrał jeszcze z dwa sezony, stanąłby przed szansą rozegrania w Bundeslidze aż 500 spotkań! Na obecną chwilę ma ich 441.