Największą niespodzianką pierwszych spotkań w 1/8 Ligi Mistrzów była bez wątpienia porażka na Camp Nou FC Barcelony. Liverpool wykorzystał zniżkę formy mistrza Hiszpanii i wygrał 2:1. Ponadto zwycięstwa odniosły ekipy Realu Madryt, Manchesteru United i PSV Eindhoven. Z Polaków wystąpił jedynie Artur Boruc z Celticu Glasgow, który nie dał się pokonać zawodnikom AC Milanu.
Trafienia golfistów
FC Barcelona – Liverpool
Sam fakt, że na boisku pojawiły się dwa najlepsze, europejskie kluby w ostatnich dwóch sezonach wprawiał w zachwyt wielu kibiców na całym świecie. Zespoły Barcelony i Liverpoolu stworzyły bardzo interesujące widowisko na Camp Nou, w którym górą okazali się piłkarze Rafy Beniteza.
Tradycji stało się zadość. „Barca” nigdy nie pokonała „The Reds” na własnym boisku. Jedynym sukcesem Katalończyków jest strzelenie bramki na Camp Nou, czego w pojedynkach z Liverpoolem nigdy wcześniej nie uczynili. Gole dla Liverpoolu strzelali „golfiści”. Zarówno Craig Bellamy, jak i John Arne Riise to główni „bohaterowie” portugalskiego zamieszania w zespole Rafy Beniteza.
Spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie. Niestety grająca bez pomysłu i monotonnie Barcelona nie potrafiła przeciwstawić się twardo grającym piłkarzom „Czerwonych”. Tym razem geniusz Beniteza przeważył nad finezją Rijkaarda. Sprawa awansu wydaje się być przesądzona i tylko olśnienie piłkarzy „Blaugrany” może spowodować cud, czym niewątpliwie będzie awans Katalończyków do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Nieco bardziej ostrożny jest manager „The Reds”: – Czeka nas jeszcze spotkanie rewanżowe, nie chcę jeszcze niczego przesądzać. Musimy być ostrożni, bo to jeszcze nie koniec – powiedział na konferencji prasowej były trener Valencii.
Tomasz Banasiuk
Boruc najlepszy
Celtic Glasgow – AC Milan
Rozczarowanie. To uczucie towarzyszyło większości obserwatorów meczu Celtic Glasgow – AC Milan. Miało to być piękne spotkanie, pełne emocji, goli i efektownych akcji. Skończyło się na nudnym, bezbramkowym remisie. Co ciekawe, klub Artura Boruca i Macieja Żurawskiego jeszcze nigdy nie strzelił gola Milanowi na własnym boisku. Setny mecz w piłkarskiej Lidze Mistrzów zaliczył Paolo Maldini. Tym samym dołączył on do elitarnego grona, w którym znajdują się: Raul, Roberto Carlos, David Beckham i Oliver Kahn.
Polskich kibiców na pewno bardzo ucieszył dobry występ Artura Boruca. Polski golkiper kilkukrotnie uchronił swój zespół przed utratą bramki. Według fanów głosujących na stronie Skysports.com to właśnie wychowanek Pogoni Siedlce był najlepszym graczem. W samych superlatywach wyraził się także o Polaku napastnik „Rossonerich” – Alberto Gilardinho, który mimo przedmeczowych zapowiedzi o rzekomej absencji, zagrał w tym spotkaniu: – Kontrolowaliśmy grę, byliśmy skoncentrowani oraz zdeterminowani aż do końca meczu. Bramkarz przeciwników spisał się bardzo dobrze, możliwe że nie wykorzystaliśmy naszych szans.
Przed Celticiem bardzo trudne zadanie. Podopieczni Gordona Strachana jeszcze nigdy nie wygrali na San Siro. Raz w 1969 roku udało im się wywieźć bezbramkowy remis. W takim przypadku w rewanżu mielibyśmy dogrywkę i ewentualne rzuty karne. Kolejny polski bramkarz bohaterem ekipy biorącej udział w Lidze Mistrzów? Oby.
Tomasz Banasiuk
Wielkie emocje w Mediolanie
Inter Mediolan – Valencia
W środowy wieczór spotkały się dwie bardzo silne ekipy ostatnich tygodni. Inter Mediolan z wielką przewagą prowadzi w Serie A, mając na swoim koncie 16 zwycięstw w lidze pod rząd, co jest europejskim rekordem. Natomiast najbardziej „włoski klub w Hiszpanii”, czyli Valencia, był pokrzepiony zwycięstwem z liderem FC Barceloną 2:1 i miejscem w ścisłej czołówce Primera Division. Kibice na Giuseppe Meazza nie zawiedli się i obejrzeli świetny pojedynek dwóch silnych ekip.
Mecz obfitował w wiele walki, podbramkowych akcji oraz świetnych sytuacji. Nie zabrakło także pięknych bramek, a ostatecznie – dość sprawiedliwie – skończyło się na wyniku 2:2. Dwa razy na prowadzenie wychodził zespół z Mediolanu, jednak goście za każdym razem doprowadzali do remisu, a decydującego gola zdobył na kilka minut przed końcem pięknym uderzeniem David Villa (patrz: Wokół Ligi Mistrzów).
W pierwszej połowie lepiej spisywali się piłkarze gospodarzy, którzy raz po raz prawą stroną (Dejan Stanković i Douglas Maicon) atakowali blok defensywny Valencii, w którym z bardzo dobrej strony pokazali się Raul Albiol i Roberto Ayala. W drugiej części gry spotkanie się już wyrównało i sprawa awansu wciąż pozostaje otwarta, choć prasa daje większe szanse popularnym Nietoperzom z Estadio Mestalla.
W meczu nie wystąpił napastnik miejscowych – Adriano. Włoskie gazety spekulują, iż jest to wina jego ostatniego wybryku. Otóż kilkanaście godzin przed meczem podobno zbyt hucznie obchodził swoje 25. urodziny, spędzając czas w jednej z dyskotek.
Igor Kubiak
Powtórka z rozrywki?
Lille – Manchester United
Pierwsze spotkanie 1/8 finału LM pomiędzy Lille i Manchesterem nie obfitowało w bramki i piękne akcje podbramkowe. Nie zabrakło jednak kontrowersji. Ba, było ich aż zanadto. UEFA wszczęła bowiem śledztwo w celu weryfikacji systemu bezpieczeństwa na francuskim obiekcie. A wszystko to za sprawą jedynej bramki, jaka padła w tym spotkaniu. W momencie kiedy francuscy zawodnicy ustawiali mur, Ryan Giggs zdecydował się oddać strzał i wykorzystując nieuwagę rywali – zdobył zwycięskiego gola. Piłkarze i działacze Lille protestują, uważając, że rzut wolny został wykonany nieprawidłowo. Domagają się nawet powtórki spotkania. Werdykt UEFA powinien zapaść w ciągu najbliższego tygodnia.
Póki co, Europejska Centrala Piłkarska postanowiła zająć się kwestiami bezpieczeństwa. Kiedy bowiem goście uzyskali prowadzenie, kibice gospodarzy zaczęli rzucać różnorakimi przedmiotami w kierunku zawodników. Jeden z nich trafił w głowę Garry’ego Nevilla. UEFA zbada, czy klub gospodarzy nie złamał przepisów bezpieczeństwa.
Powracając do kwestii czysto sportowych, należy przyznać, że zwycięstwo należało się „Czerwonym Diabłom”. Nie był to najlepszy dzień holenderskiego arbitra. W 75. minucie nie podyktował on bowiem rzutu karnego dla przyjezdnych za zagranie ręką w polu karnym Nicolasa Plestana. Zrehabilitował się w 83. minucie uznając gola po strzale Giggsa. Gospodarze najlepszą i praktycznie jedyną okazję do zdobycia bramki zmarnowali w 54. minucie, kiedy piłkę do siatki strzałem głową skierował Odemwingie. Wcześniej dopuścił się jednak faulu. Całe spotkanie na ławce rezerwowych Manchesteru United przesiedział bramkarz reprezentacji Polski, Tomasz Kuszczak.
Hanna Urbaniak
Powrót Mourinho
FC Porto – Chelsea Lodnyn
Największym wydarzeniem pozaboiskowym tego meczu był powrót na Estadio Dragao po dwóch latach Jose Mourinho. Powrót jak najbardziej sentymentalny, bowiem to właśnie z Porto Portugalczyk wywalczył swój największy triumf w karierze – wzniósł do góry Puchar Ligi Mistrzów. Po jego odejściu najlepsi piłkarze klubu zostali rozprzedani, jednak teraz wydaje się, że do drużyny powraca dawna świetność, mając w swoich szeregach takich piłkarzy jak Helder Postiga, Lucho Gonzalez, Lisandro Lopez czy Ricardo Quaresma.
Jednak wynik spotkania świetnym wolejem otworzył Raul Meireles w 12. minucie. Wcześniej boisko z powodu kontuzji opuścić musiał John Terry, odnowił się jego uraz. Jego miejsce zajął Arjen Robben i już chwilę później asystował przy wyrównującej bramce Shevchenki. Mecz rozpoczął się kapitalnie i nikt nie przypuszczał, że będą to ostatnie bramki tego spotkania. Tego wieczora więcej goli jednak nie zobaczyliśmy, bowiem Lisandro Lopez zmarnował sytuację 1 na 1 z Cechem, a „Magiczny” Quaresma trafił tylko w poprzeczkę.
Po zmianie stron zamarło świetne widowisko z pierwszej połowy i obie drużyny grały więcej w obronie. Chelsea nie wykorzystała swojej jedynej dobrej okazji do strzelenia bramki, kiedy to Didier Droga trafił w słupek. Przed rewanżem to jednak „The Blues” są w lepszej sytuacji i szkoda tylko, że taka drużyna jak Porto prawdopodobnie nie zagra w następnej rundzie Ligi Mistrzów…
Mateusz Ruchała
PSV ledwo wygrało
PSV Eindhoven – Arsenal Londyn
Przed tym spotkaniem na pewno nic nie było jasne. PSV spisywało się w lidze na swoim normalnym poziomie, natomiast Arsenal w swoim stylu – czasem kapitalnie, a czasem beznadziejnie.
Jednak już od pierwszych minut to goście dyktowali warunki na placu gry i szczególnie w pierwszej połowie stworzyli co najmniej sześć dobrych okazji do strzelenia bramki. Niestety na Philips Stadium objawił się „syndrom Kanonierów” – czyli fatalne wykończenie akcji. Trzeba jednak parę słów pochwały umieścić pod adresem Heurelho Gomesa, który tego wieczoru wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności.
Krótko po zmianie stron na prowadzenie wyszli gospodarze. Edison Mendez oddał strzał z 25 metrów, piłka skozłowała przed bramką Lehmanna i niemiecki golkiper nie zdążył z interwencją, co ostatnio (mimo nadal wielu świetnych parad) przydarza mu się dość często. Od tego momentu drużyna Wengera kompletnie pogubiła się na murawie, co skrzętnie próbowali wykorzystać piłkarze PSV, drugiej bramki jednak nie strzelili. Dodatkowym smaczkiem było pojawienie się w 65. minucie na boisku pierwszego Chińczyka w rozgrywkach Ligi Mistrzów, kiedy to Sun Xiang zmienił Da Coste.
Przed rewanżem już słychać buńczuczne wypowiedzi Thierry Henry’ego, który zapowiedział, że w meczu na Ashburton jego drużyna spokojnie wygra z Holendrami i przejdzie do następnej rundy. Jeżeli jednak nadal będą pokazywać taką skuteczność – może o ten awans być bardzo trudno.
Mateusz Ruchała
Najskuteczniejszy
Real Madryt – Bayern Monachium
„Pojedynek gigantów” bądź „Pojedynek upadających potęg”. Takie tytuły zapowiadające spotkanie Realu Madryt z Bayernem Monachium przewijały się w mediach w minionym tygodniu. I tym razem odnalazły uzasadnienie w rzeczywistości, bowiem ten klasyk Ligi Mistrzów będący siedemnastym spotkaniem obu zespołów w tych rozgrywkach, okazał się jednym z najciekawszych spotkań minionej kolejki, a już na pewno najatrakcyjniejszym spośród wtorkowych meczów. Nie zabrakło bramek, mistrzowskich akcji, i co ważniejsze napięcia do ostatnich minut. Jeszcze ciekawiej zapowiada się rewanż w Monachium.
Miejscowi kibice zgromadzeni na Santiago Bernabeu pierwszą falę radości przeżyli już w 10. minucie, kiedy to prostopadłe podanie Ruuda van Nisterlooya wykorzystał Raul Gonzalez.
Kwadrans później mecz zaczął się od początku, bowiem do wyrównania doprowadził środkowy obrońca Bayernu – Lucio. Jednak nie długo cieszyli się Bawarczycy z powrotu do gry. Po upływie kolejnych sześciu minut Real prowadził już 3:1. Obie bramki wypracował będący w wysokiej formie (mimo, iż jedną nogą jest już w USA) David Beckham. Najpierw dośrodkowanie z rzutu wolnego wykorzystał Raul, a chwilę później van Nisterlooy. Dla kapitana i legendy Realu – Raulu był to 55. i 56. gol, co umacnia go na pierwszym miejscu w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców Ligi Mistrzów.
Po zmianie stron optyczną przewagę uzyskali podopieczni Ottmara Hitzfielda, co w 88. minucie przyniosło kontaktowego gola. Drugą bramkę dla przyjezdnych przepięknym strzałem z 17. metrów zdobył Mark van Bommel.
Oba zespoły w rozgrywkach krajowych spisują się zdecydowanie poniżej oczekiwań, a więc sukces w Lidze Mistrzów może być sposobem na uratowanie sezonu. Pewne jest tylko jedno. Wtorkowe zwycięstwo nie stawia Hiszpanów na uprzywilejowanej pozycji, a o zwycięstwo na Allianz Arena będzie niezwykle trudno.
Hanna Urbaniak
Powiało nudą
Roma – Lyon
Na Stadionie Olimpijskim w Rzymie kibice nie zobaczyli goli. Piłkarze swoją indolencję strzelecką wynagrodzili ilością żółtych kartoników – angielski sędzia, Michael Riley, pokazał aż 11. żółtych kartek, w tym osiem dla gospodarzy!
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem ważyły się losy… jego rozegrania. Początkowo włoski rząd zastanawiał się nawet nad możliwością odwołania meczu, a następnie poddał w wątpliwość godzinę rozgrywania spotkania – zgodnie z nowym, antychuligańskim dekretem wprowadzonym po tragicznych wydarzeniach mających miejsce na Sycylii po meczu Catania – Palermo – we Włoszech wprowadzono zakaz rozgrywania meczów po zachodzie słońca. Ostatecznie jednak rywalizacja pomiędzy zespołami Romy i Lyonu doszła do skutku o godzinie 20:45.
Kibice przybyli na Stadion Olimpijski nie doczekali się bramek, a co gorsze, nie doczekali się również dobrej gry ani swoich pupili, ani przeciwników. Przez niemal całe 90 minut na boisku wiało nudą, brakowało szybkich, pełnych polotu akcji. Piłkarze chcieli jednak za wszelką cenę, by ten mecz zapadł widzom w pamięci na dłużej. Francesco Totti ustanowił rekord wszech czasów rzymskiego klubu, wybiegając w koszulce Romy po raz 453. Było to spotkanie rekordowe również z innego, mniej chlubnego powodu – w spotkaniu popełniono aż 57 fauli – najwięcej podczas trwania tej edycji Champions League. W związku z tak ostrą, często brutalną grą, dużo pracy miał Michael Riley, który pokazał 11 żółtych kartek. Co ciekawe, tylko jeden piłkarz z powodu nadmiaru kartek nie będzie mógł wystąpić w meczu rewanżowym – mowa tu o pomocniku Olympicu Lyon – Toulalanie.
Przed spotkaniem rewanżowym trudno jest jednomyślnie, bez zastanowienia wskazać faworyta. Z pewnością atut własnego boiska przemawia za zespołem Olympicu, jednak Roma z pewnością nie będzie chciała zaprzepaścić szansy na awans do 1/4 finału Ligi Mistrzów. Marcowy pojedynek będzie więc zderzeniem nie tylko Romy i Lyonu, ale również Tottiego oraz Juninho – jeden strzał, jednego z tych piłkarzy być może przesądzi o awansie jednej z ekip.
Mateusz Hankus