Jeśli chociaż trochę interesujesz się zapleczem angielskiej Premier League, to na pewno znasz taki klub jak Bristol City. Za 125-letnią historią tej drużyny kryje się wiele wzlotów i upadków. Teraz są w stanie zapewnić sobie sukces, jaki pamiętać mogą tylko starsi kibice. Po 39 latach zespół z Ashton Gate ma jedną z największych szans, by powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii.
Początek był niepowtarzalny
Założony w 1894 roku klub początkowo nosił nazwę Bristol South End, lecz zmieniono ją trzy lata później na Bristol City, kiedy został on przyjęty do Południowej Ligi. Po połączeniu z lokalnym rywalem Bedminister FC władze miasta zadecydowały o zgłoszeniu zespołu do najbardziej profesjonalnych krajowych rozgrywek – English Football League. Beniaminek trafił do drugiej klasy rozgrywkowej i w pierwszym meczu na Bloomfield Road 7 września 1901 r. pokonał Blackpool wynikiem 2:0. Już cztery lata później z rekordową liczbą punktów zakończył sezon na czele Second Division.
Bristol City jest pierwszą drużyną w historii, która wygrała 30 ligowych meczów (z 38 rozegranych), ponadto wyrównała rekord Manchesteru United, 14 razy z rzędu pokonując swoich rywali. Do najwyższej ligi angielskiej zawitała z przydomkiem „Bristol Babe”. W swojej inauguracyjnej kampanii zdobyła mistrzostwo rozgrywek, zostając przy tym jedynym klubem z brytyjskiego południa, który był tak wysoko w tabeli do czasu wybuchu I wojny światowej.
Odbić się od dna
Historia tego zespołu jest na tyle obszerna, że gdybyście chcieli ją całą poznać, musielibyście przygotować sobie do czytania nie filiżankę, a ogromny dzban najlepiej mocnej kawy. Kolejne lata „The Robins” były bardzo mieszane. Gdy w 1911 roku opuścili First Division, przez równo 65 lat grali, zmieniając co jakiś czas drugą ligę na trzecią i na odwrót. Sezon 1976/1977 był ich powrotem na angielskie salony. Nie wyglądało to już tak jak w pierwszych latach klubu, bo ledwo udało im się nie spaść. Mimo to sytuacja nie wyglądała całkiem źle. Przez kolejne lata Bristol City regularnie występował w rozgrywkach Pucharu Anglii i Szkocji. W 1978 roku nawet je wygrał, pokonując w finale St. Mirren (którego trenerem był „jakiś nieznany” Alex Ferguson) wynikiem 3:2.
Kłopoty nadeszły nieco później. Dwa lata po wspominanym sukcesie drużyna zanotowała spadek do drugiej ligi. Na domiar złego sytuacja finansowa klubu pogorszyła się. Kolejne dwa spadki w najbliższych dwóch sezonach oraz coraz większe zadłużenie względem lokalnych firm miały jeden wspólny skutek – ogłoszono upadłość klubu. Od razu znalazł się kupiec, więc marka Bristol City nie odeszła w zapomnienie. Nowy nabywca przez wcześniejsze długi zakupionego zespołu miał problemy z uzyskaniem kredytu. Starsi zawodnicy zgodzili się na wypowiedzenie umowy za połowę odszkodowania. Po dwóch latach spędzonych w Fourth Division drużyna zaczęła się wspinać wyżej.
Rok 1990 był radością w cieniu smutku mimo awansu do Second Division. W marcu wspomnianego roku miała miejsce tragedia porównywalna do tej, którą śledziliśmy w ostatnich dniach. Na pewno każdy słyszał o tragicznej śmierci piłkarza Cardiff City – Emiliano Sali, który zaraz po transferze do wspomnianego klubu zginął podczas lotu awionetką nad kanałem La Manche. Podobna historia wydarzyła się 29 lat temu, gdy napastnik Dean Horrix zmarł w wypadku samochodowym zaledwie dwa tygodnie po dołączeniu do Bristol City.
Historyczne derby
Największym rywalem prawie zawsze jest drużyna z tego samego miasta lub jego najbliższych okolic. Nic więc dziwnego, że za takiego dla City uznaje się Bristol Rovers. Kluby jednak nie grają ze sobą w lidze od blisko 19 lat, a w międzyczasie spotykały się ze sobą sporadycznie. Ostatni ich mecz miał miejsce 4 września 2013 roku, kiedy to górą było City, pokonując Rovers na swoim stadionie 2:1 w ramach 1. rundy EFL Trophy.
Drugim w kolejności przeciwnikiem dla opisywanej przeze mnie drużyny jest Cardiff City. Tu także ma znaczenie położenie geograficzne, ponieważ miasto Bristol leży niedaleko granicy kraju, co w starciu z walijskim Cardiff tworzy nam derby określane nazwą „The Severnside”. Tego terminu można także używać, gdy wspomniany walijski zespół gra z Bristol Rovers lub gdy Newport County mierzy się z jednym z klubów posiadających siedzibę w Bristolu.
Wielkie reformy
Mimo znaczących sukcesów europejskiej piłki nożnej w latach 70. i na początku 80. późne lata 80. to spadek znaczenia angielskiej piłki. Coraz więcej problemów finansowych, rozprzestrzenianie się chuligaństwa czy niedostatecznie dobre przystosowanie stadionów prowadziły narodową piłkę nożną w stronę upadku. Poza tym zespoły z Anglii dostały zakaz gry w europejskich pucharach po zamieszkach na Heysel w 1985 roku. Piłkarze z kraju zaczęli się przenosić na zagraniczne boiska. Z tego powodu w 1992 roku na rynku pojawiła się FA Premier League.
Czerpanie pieniędzy z zysków telewizyjnych zachęciło największe brytyjskie drużyny do występów w niej zamiast w, jakby nie patrzeć, coraz biedniejszej First Division. Związek English Football League nie miał zbyt dużo do gadania i ostatecznie nastąpiło przesunięcie o jedną klasę rozgrywkową. Oznaczało to, że tą najwyższą została Premier League, a poprzednia określana mianem pierwszej stała się drugą. Duże znaczenie miało to także dla Bristol City, bowiem grając w drugiej lidze, bez swojej winy spadli do trzeciej.
Po kilku latach odzyskanie awansu na poprzedni szczebel było dosyć krótkie, gdyż trwało zaledwie dwa sezony. W 1999 roku drużyna Bristol City na osiem lat zadomowiła się w trzeciej lidze, obecnie Football League One. W 2005 roku z Yeovil Town pozyskano nowego trenera, którym był Gary Johnson. Jego misją było uratowanie klubu przed spadkiem, ponieważ gdy przejmował drużynę we wrześniu, zajmowała ona 22. miejsce. Nikt nie spodziewał się, czego może dokonać trener urodzony w Hammersmith.
Sezon zakończył na 9. lokacie, a w kolejnym zdołał awansować do Championship. Wielka radość opanowała kibiców „The Robins”. Po gwizdku ostatniego meczu, który dawał im pewny awans, fani wbiegli z trybun na murawę boiska i zaczęła się wielka feta. Gary kilka razy wybierany był na menadżera miesiąca w League One. Zespół Bristol City był w takim gazie, że nie zauważył chyba zmiany ligi, a przynajmniej nie zrobiło to na nim wrażenia. W debiutanckim sezonie w całkiem niedawno powstałej lidze (drugi poziom rozgrywkowy) przez całą kampanię nie wyszli poza top 6, przez długi czas przebywając w najlepszej dwójce, jednak marzenia o Premiership zostały rozwiane przez Hull City w play-offach na Wembley.
Latem przed sezonem 2008/2009 został pobity transferowy rekord klubu. Pozyskano 21-letniego Nicky’ego Maynarda z Crewe Alexandra za 2,25 miliona funtów. W tym samym okresie przedłużono kontrakt z Garym Johnsonem o kolejne pięć lat, co nie oznacza, że był trenerem do 2013 roku. Po najbliższym sezonie zakończonym w połowie stawki obydwie strony w pogodnych nastrojach zdecydowały o rozwiązaniu kontraktu.
Szybkie zmiany
W 2010 roku stanowisko trenera klubu zajął Steve Coppel, który z posady zrezygnował zaledwie po dwóch meczach. Jego miejsce objął wieloletni asystent menadżera, Keith Millen. Sezon zakończony na 15. miejscu oraz słaby początek kolejnego sprawiły, że zdecydował się odejść w październiku 2011 roku. Wychodzi na to, że im dalej w las, tym więcej drzew. Kolejnym na stanowisku był Derek McInnes. Szkot po obiecującym początku zakończył najgorzej od momentu awansu w 2007 roku, bowiem Bristol było na 20. lokacie.
Sezon 2012/2013 rozpoczął się tragicznie, toteż trzeba było szybko interweniować. Na ratunek przyszedł Sean O’Driscoll, który ostatecznie zaliczył spadek do League One. Wydawać się może, że władze Bristolu miały nosa, podpisując kontrakt z Garym Johnsonem. Kiedy Bristol City zaliczyło ligowy regres, do umownego zakończenia pracy doszedł trener, który wywalczył pierwszy w historii klubu awans do Championship. Jak wiemy, tak jednak nie było, a wcześniejsze odejście Gary’ego wprowadziło spore zamieszanie w szeregach sztabu szkoleniowego drużyny z Ashton Gate.
Powrót do rzeczywistości
Kolejnym, już szóstym trenerem City w ciągu trzech lat został Steve Coterill. Przeszedł on z Nottingham Forest, gdzie nowy właściciel mimo wcześniejszej sugestii, że zostawi Steve’a na obecnej posadzie, ostatecznie zdecydował się na jego zwolnienie. Zresztą dla wspomnianego szkoleniowca zmiana klubów to był chleb powszedni. W latach 2010–2012 był menadżerem w trzech zespołach, a zanim jeszcze dołączył do Bristolu, miał krótką przygodę w sztabie szkoleniowym londyńskiego QPR.
Cotterill poprowadził Bristol City do awansu z League One w sezonie 2014/2015 z rekordem klubu wynoszącym 99 punktów. Prezes zespołu, Keith Dawe, powiedział, że ten sukces „długo będzie żył w pamięci”. Ich forma od początku sezonu była określana jako „władcza”, a awans został zdobyty 14 kwietnia 2015 po wygranej 6:0 z Bradford City.
Kilka dni później zdobywając mistrzostwo League One, stali się pierwszym klubem, który w jednym sezonie wygrał wspomnianą ligę oraz Football League Trophy (turniej pucharowy nieobejmujący drużyn z dwóch pierwszych lig). Steve Cotterill po kilku nagrodach miesięcznych został menadżerem roku w League One. Co ciekawe, mimo wcześniejszych zapewnień ze strony dyrektora klubu, że Steve jest trenerem na miarę Premier League, został zwolniony zaledwie 256 dni po zdobyciu mistrzostwa. Najwyraźniej władze klubu uważały, że w pierwszym sezonie po powrocie do Championship drużyna ma uzyskać awans do Premier League. Tak się jednak nie stało, a klub z południa Anglii kampanię zakończył na 18. miejscu.
Kolejny z Johnsonów
Na miejsce poprzednika przyszedł syn słynnego Gary’ego Johnsona – Lee. Bristol znał doskonale, ponieważ dla City rozegrał prawie 200 spotkań. Był jednym z tych, którzy (pod wodzą jego ojca) uzyskali z drużyną awans do Championship. Śladami swojego taty podążał już wcześniej, ponieważ zanim dołączył do Bristol City, grał dla Yeovil Town, którego Gary także był szkoleniowcem. Niedługo po zakończeniu piłkarskiej kariery został menadżerem Oldham Athletic, a po krótkiej przygodzie w Bransley dołączył do Bristol. Zaledwie miesiąc po zatrudnieniu w marcu 2016 roku na stadionie Ashton Gate pokonał Bolton Wandereres wynikiem 6:0, co było drugą co do wysokości wygraną w historii klubu. Zwyciężając sześć z ostatnich 17 meczów, uchronił drużynę przed spadkiem.
Był to sezon 2015/2016, którego pierwszą połowę Bristol City rozegrał pod wodzą Steve’a Cotterilla. W kolejnym sezonie Bristol udało się wypożyczyć Tammy’ego Abrahama, obecnie zawodnika londyńskiej Chelsea na wypożyczeniu w Aston Villa. Teraz znajduje się on na szczycie listy najlepszych strzelców Championship, lecz wtedy też był dobrym napastnikiem, gdyż zakończył rozgrywki jako trzeci strzelec zaplecza Premier League z dorobkiem 23 bramek. Większe zamieszanie w szeregach drużyny zrobiło jednak pozyskanie Matta Taylora, zawodnika nominowanego do nagrody piłkarza League One w 2017 roku. Nie byłoby to tak nadzwyczajne, gdyby nie fakt, że grał dla największego rywala City – Bristol Rovers.
Pogłoski o chęci podpisania kontraktu z tym zawodnikiem na tyle wzburzyły fanów „Robinów”, że jak wyjawił sam Lee w programie BBC Points West, grożono mu śmiercią i musiał zmienić miejsce zamieszkania po tym, jak w internecie ujawniono jego adres. Sezon 2016/2017 Bristol zakończyło na 17. lokacie, jednak Lee został w klubie na następną kampanię. Letnie okienko transferowe w 2017 roku dla „The Robins” było rekordowe. Najwięcej wydanych pieniędzy w historii (ponad 13 milionów euro), a także najdroższy zawodnik w klubie – Famara Diédhiou, kupiony za 6 milionów euro z francuskiego Angers. Kilka wypożyczeń, na obronę Nathan Baker, na skrzydło Niclas Eliasson i można było dalej tworzyć i tak już obszerną historię klubu.
W kolejnym sezonie widoczna była duża poprawa, a senegalska gwiazda zespołu – Famara Diédhiou, w miarę dobrze zaaklimatyzowała się na nowych boiskach, zdobywając 13 bramek. Bristol rozgrywki 2017/2018 zakończył na przyzwoitym 11. miejscu, a sam Lee Johnson skradł serca kibiców grą drużyny w Pucharze Ligi Angielskiej zwanym Carabao Cup. W ćwierćfinale tych rozgrywek pokonał Manchester United pod wodzą Jose Mourinho, a całe Ashton Gate oszalało, gdy w 93. minucie Korey Smith ustalił wynik tego spotkania na 2:1.
W półfinale po walecznym dwumeczu z Manchesterem City (zakończonym wynikiem 3:5) Bristol pożegnało się z rozgrywkami. Po spotkaniu Lee Johnson ujawnił, co powiedział mu będący pełen podziwu trener „The Citizens”: – Pep Guardiola powiedział mi, że graliśmy lepiej niż większość drużyn z Premier League w meczach z Manchesterem City.
Pogoń za Premier League
Zniszczone ambicje przez Hull City w 2008 roku, kiedy to Bristol City było o krok od awansu do Premiership, plus fakt, że ostatni raz ta drużyna grała w najwyższej klasie rozgrywkowej 39 lat temu wciąż kłują w serca „Robinów”. Obecny sezon jest równie wspaniałą szansą na awans jak 11 lat temu, choć początek był mało obiecujący. Kolejne wzmocnienia w postaci Adama Webstera, Andreasa Weimanna czy innych mniej znanych zawodników miały wywindować Bristol do fazy play-off.
Niestety jak to bywa w takich drużynach, po sezonie odeszło kilku lepszych graczy. Bristol zaczęło rozgrywki od małego falstartu w postaci dwóch remisów i dwóch porażek w pierwszych czterech spotkaniach, a potem było średnio. Przełom nastąpił po serii czterech porażek z rzędu od końcówki października 2018 roku do praktycznie końca listopada tego samego roku.
Od tego czasu trwa niesamowita passa Bristolu, bowiem nie przegrali od trzynastu spotkań oraz wygrali siedem ostatnich. Idą jak burza, ze środka tabeli wchodząc już na lokaty premiowane play-offami! Obecnie zajmują 6. miejsce w tabeli, a do końca zostało piętnaście ligowych meczów. Nie liczą się już w grze w Carabao Cup, lecz 17 lutego rozegrają spotkanie 5. rundy FA Cup przeciwko Wolverhampton.
Lee Johnson już zrobił kawał dobrej roboty. „The Robins” nie mają problemów z grą kombinacyjną, ale to kontrataki są ich superbronią. Skrzydła w postaci O’Dowda na lewej stronie wraz z Weimannem na prawej i Diédhiou na szpicy sieją spustoszenie w drużynach rywali, a dzięki pracy w obronie, głównie Kalasa i Webstera, ten zespół traci coraz mniej bramek. Warto też wspomnieć o tym, jak Lee stawia na młodych piłkarzy, takich jak choćby Kris Palmer czy Jay Dasilva (oboje z młodzieżówki Chelsea). Pomijając to, że przy podejściu Chelsea do wychowanków mogliby zatracić swój talent, to też nie każdy trener wystawia tak chętnie młodych piłkarzy jak Johnson.
Jest to piękny klub z ogromną historią, z której w sumie mogłaby powstać niezła książka. Ja osobiście trzymam kciuki za ich awans do Premier League, bo za te wszystkie przeprawy, przez które przez całe 125 lat przechodzili, zasługują, by być w topie. Tym bardziej że teraz potwierdzają to swoją grą.
W Championship teraz najlepsze jest Leeds United. Może jakiś artykuł o nich i sezonie kiedy zrobili szał w Premiership
O Leeds można przeczytać w poniższym tekście:
https://igol.pl/wielcy-nieobecni-leeds-united/