Królewski sezon wstydu


14 maja 2015 Królewski sezon wstydu

Cała Europa, no może z wyjątkiem kibiców Juventusu i zagorzałych przeciwników Realu, czekała na Gran Derbi w finale Ligi Mistrzów. Wymarzony finał odebrał kibicom z białej części Madrytu ich syn – Alvaro Morata. Nie będzie 11. triumfu Realu Madryt w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach, nie będzie finału marzeń. Nie będzie w gablocie „Królewskich” kolejnego Pucharu Króla i prawdopodobnie nie będzie też pucharu za wygranie Primera Division. Czy w przyszłym sezonie na ławce Realu będzie jeszcze Carlo Ancelotti?


Udostępnij na Udostępnij na

Isco, Real Madryt, 2013
Isco, Real Madryt, 2013 (fot. Marca.com)

Gdyby ktoś w grudniu stwierdził, że Real Madryt nie zdobędzie w tym sezonie żadnego trofeum, byłby uznany za wariata. „Los Blancos” kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, kończąc swój triumfalny pochód po 22 wygranych spotkaniach z rzędu. Wtedy jednak wydawało się, że było to tylko potknięcie, a Real zaraz wróci na zwycięską ścieżkę.  Porażka w Valencią 4 stycznia podcięła „Królewskim” skrzydła, jednak przez jakiś czas udawało im się jeszcze utrzymywać na szczycie tabeli. 7 marca, po porażce z Athletikiem Bilbao, nad „Los Blancos” wleciała FC Barcelona, która nie dość, że dogoniła Real, to zaczęła jeszcze wznosić się do góry. Jak się potem okazało, Valencia uważała swoje dzieło za niedokończone i w ostatniej ligowej kolejce po raz kolejny zaatakowała Real. Po remisie 2:2 mało kto, nawet w Madrycie, wierzy, że „Królewscy” będą w stanie dogonić lecącą wysoko „Blaugranę”. Liga przegrana z odwiecznym rywalem. To musi boleć.

Los uznał, że to jednak nie wystarczy. Puchar Króla. „Królewscy”, nomen omen, także w tych rozgrywkach dostali cios prosto w serce. W 1/8 finału zostali wyeliminowani przez innego odwiecznego rywala, Atletico Madryt. To właśnie Atletico odpadło później po dwumeczu z FC Barcelona. „Blaugrana” będzie miała szansę zagrać na nosie Realowi, gdyż 30 maja stanie przed szansą zdobycia tego trofeum.  W finale Barcelona zagra z Athletikiem Bilbao.

Real Madryt na zawsze będzie mi się  kojarzył z Ligą Mistrzów. Gdybym usłyszał stwierdzenie, że Real Madryt to Liga Mistrzów, a Liga Mistrzów to Real Madryt, mógłbym się pod nim podpisać obiema rękami. Mówimy przecież o dziesięciokrotnym zdobywcy tego trofeum. Jak widać, w tym sezonie także w tych rozgrywkach los sprzysiągł się przeciwko triumfatorowi poprzedniej edycji. Awans z grupy przyszedł bez większych problemów. W 1/8 finału gładka wygrana z Schalke w pierwszym meczu. Jednak rewanż był dla fanów „Królewskich” prawdziwą udręką. Do ostatnich chwil musieli oni drżeć o awans. Drużyna z Zagłębia Ruhry nie strzeliła decydującej bramki i to Real awansował do ćwierćfinału. Tam czekał nas rewanż za ubiegłoroczny finał. Po kolejnym dramatycznym dwumeczu i golu Chicharito „Królewscy” awansowali do półfinału.

Andrea_Pirlo_Juventus
Andrea_Pirlo_Juventus

Chyba każdy z półfinalistów marzył o wylosowaniu Juventusu. Okazało się, że to właśnie Real zmierzy się z mistrzem Włoch. Wydawało się, że w tym trudnym sezonie, przepełnionym kontuzjami  i dramatycznymi meczami, los w końcu uśmiechnął się do Carlo Ancelottiego i jego piłkarzy. Niewielu było ludzi na świecie, którzy wierzyliby w to, że „Stara Dama” awansuje do finału. Real odpadł ze „swojej” Ligi Mistrzów. Po karnym zamienionym na gola przez Cristiano Ronaldo „Los Blancos” zapewne myśleli już o rewanżu, jaki wezmą na Barcelonie w Berlinie, w wielkim finale. Myślał indyk o niedzieli… Miał być rewanż, a okazało się, że „Duma Katalonii” stanie przed szansą na zdobycie potrójnej korony, a Real nie będzie mógł jej w tym przeszkodzić. Potrójna korona zdobyta przez odwiecznego rywala. To będzie bolało. Jeśli uważacie, że taki ból jest jeszcze do zniesienia, to przypomnę wam, kto pozbawił Real upragnionego awansu do finału. Alvaro Morata. Wychowanek „Królewskich” sprzedany przed sezonem do Juventusu za 20 milionów euro. Duch Morientesa wciąż unosi się na Santiago Bernabeu.

Sezon 2014/2015 miał być dla Realu sezonem sześciu trofeów. Udało się zdobyć jedynie klubowe mistrzostwo świata i Superpuchar Europy. Co dalej? Już jakiś czas trwają spekulacje nad przyszłością Carlo Ancelottiego w Madrycie. Może się wydawać, że Włoch jest idealnym trenerem dla Realu Madryt. Trudny sezon, dużo kontuzji. Jednak według mnie nie jest to żadne wytłumaczenie. Futbol to nie jest gra gdybania. Nie można mówić, że gdyby Ancelotti miał przez cały sezon do dyspozycji wszystkich piłkarzy, to wygrałby wszystko. Nie miał. Tak samo jak nie miał takiego komfortu Luis Enrique. Wszyscy przecież pamiętamy kilkumiesięczną absencję Luisa Suareza. W Katalonii umieli sobie z tym poradzić. Tak samo powinien sobie poradzić szkoleniowiec Realu. Od wybitnego trenera, a za takiego przecież uchodzi Ancelotti, wymaga się, żeby zarządzał drużyną w każdych okolicznościach. Tak jak generał na wojnie, który mimo przewagi liczebnej przeciwnika nie żali się nikomu, że nie ma szans, tylko robi wszystko, żeby przeżyć. Carlito to doskonały taktyk, jednak jak pokazał ten sezon, żaden strateg i dowódca.

Nie potrafię zliczyć, ile razy w tym sezonie Real drżał o wynik. Piłkarzom z Santiago Bernabeu ewidentnie brakowało w tym sezonie zimnej głowy. Gdy tylko rywal zbliżał się na odległość jednego gola, „Królewskim” drżały nogi, popełniali banalne, szkolne wręcz błędy. Real był w drugiej części tego sezonu drużyną bez charakteru. Wydawało się, że zeszłorocznym finale Ligi Mistrzów nigdy nie zabraknie im cojones. Że każde wyjście na boisko będzie dominacją nad przeciwnikiem, chęcią udowodnienia mu tego, kto jest samcem alfa. Tak jednak nie było. Real rozgrywał swój mecz do momentu, gdy rywal postanowił odszczeknąć. Wtedy „Los Blancos” podkulali ogon i posłusznie czekali na to, co rywal wymyśli.

Najbardziej różnicę między Realem z pierwszej i z drugiej części sezonu widać w meczach z Barceloną i Atletico. W spotkaniu na Estadio Santiago Bernabeu to Barcelona strzeliła bramkę jako pierwsza. W „Królewskich” był jednak jeszcze duch Lizbony i odpowiedzieli oni trzema golami, które dały trzy punkty. Wydaje się, że ten duch został w Dubaju, gdzie Real udał się w styczniu na sparing z AC Milan. Po powrocie ze Emiratów walecznego Realu już nie widzieliśmy. Najlepszy przykład to właśnie mecz z Atletico, który to drużyna Ancelottiego oddała zupełnie bez walki.

Nieumiejętność wykrzesania sił ze swoich zawodników przez Ancelottiego wskazuje chyba, że jego czas na Bernabeu dobiega końca. Carlo jest świetnym trenerem, nie wiem, czy nie najwybitniejszym w historii, ale obecnie nie ma między nim a piłkarzami chemii potrzebnej do wygrywania trudnych meczów. Powiecie, że Włoch ma taki styl bycia, jest cichy i spokojny. Ja jednak takiego tłumaczenia nie przyjmuję. W ubiegłym sezonie było widać, że Ancelotti gra każdy mecz razem ze swoimi piłkarzami. Przez kilka ostatnich miesięcy tylko błąka się przy linii, krytykując decyzje arbitrów ( za co został zawieszony na dwa mecze).

Carlo Ancelotti i Florentino Perez
Carlo Ancelotti i Florentino Perez (fot. Marca.com)

Real potrzebuje impulsu. Pozytywnego impulsu, nie potrójnej korony Barcelony. Carlo Ancelotti nie wygląda na człowieka, który mógłby taki impuls drużynie dać. Real Madryt to klub, który cierpi, gdy nie zdobywa trofeów. Nic nie zdobyłeś? Wylatujesz! Niestety taka jest brutalna rzeczywistość przy Concha Espina. Ancelotti na zawsze pozostanie w sercach sympatyków Realu Madryt jako trener, który poprowadził klub do upragnionej decim”. Na pomeczowej konferencji Włoch powiedział, że o swojej przyszłości porozmawia z dziennikarzami po sezonie. Wydaje mi się jednak, że Florentino Perez już szuka następcy Ancelottego. Jacyś kandydaci? Widzę jednego. Juergen Klopp. Niemcowi nigdy nie będzie można zarzucić, że jego drużyna oddała mecz bez walki. Może trener Borussii był już po słowie z prezesem Realu, gdy ogłosił swoją rezygnację z pełnienia tej funkcji w Borussii? Przekonamy się za kilka tygodni. Dziś możemy stwierdzić jedno. Sezon bez żadnego trofeum to dla Realu coś nienaturalnego. A sezon, w którym wszystko zgarnia Barcelona? Jeśli tak się stanie, to cules nie pozwolą o tym zapomnieć madridistom do końca świata.

Komentarze
sss (gość) - 9 lat temu

do autora: jesteś idiotą. Barcelona na początku też grała źle, zaczęło się jej układać jak real osłabł

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze