Redakcja

Lider przegrywa na Anfield!


26 grudnia 2015 Lider przegrywa na Anfield!

Tak, tak, chodzi o Leicester City. Kto by pomyślał przy układaniu terminarza, że przyjazd Leicester na Anfield w drugi dzień świąt będzie jednocześnie przyjazdem zespołu okupującego pierwsze miejsce w tabeli Premier League. W osobie „Lisów” przyjechał też Mikołaj i kibice „The Reds” dostali wymarzony świąteczny prezent, którym były trzy punkty.


Udostępnij na Udostępnij na

Poza faktem, że podopieczni Claudio Ranieriego okupowali wyższą pozycję, na ich korzyść przemawiała forma prezentowana w ostatnich spotkaniach. Piłkarze z King Power Stadium zaliczyli udany wypad do Merseyside już w poprzedniej serii gier, gdy na znajdującym się po drugiej stronie Parku Stanley Goodison Park pokonali Everton 3:2.

Zawodnicy Juergena Kloppa z kolei stracili efektywność, którą prezentowali w spotkaniach z mocniejszymi drużynami, ulegając Watfordowi i Newcastle i ledwie remisując z West Bromwich Albion.

Co sprawiło, że się przełamali? Na pewno dobra postawa w defensywie. Po haniebnej dyspozycji w obronie prezentowanej w starciu z Watfordem, gdy defensorzy Liverpoolu przegrywali niemal każdy pojedynek, starcie, główkę z graczami „Szerszeni”, tym razem byli sprawniejsi w powstrzymywaniu napastników przeciwnika przed atakami i ogółem sprawowali się o wiele efektywniej.

Warto tu dodać, że dzisiejsi zwycięzcy są pierwszym zespołem w obecnie trwającej kampanii ligowej, który zdołał zachować czyste konto z Leicester. Bardzo dobrze zagrał będący zazwyczaj obiektem żartów i wyzwisk Dejan Lovren.

Widać, że do pełni formy wrócił także Jordan Henderson. Jego dyspozycja i nienaganna współpraca z Emre Canem w centralnej strefie boiska, w której zdecydowanie wygrali z dwójką środkowych pomocników gości, zapewniła liverpoolczykom kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi.

A co w ekipie Leicester nie działało tak jak we wcześniejszych meczach? Przede wszystkim przejście z fazy bronienia do ataku. To była dotąd ich główna broń, Kante królował w odbiorach i szybko oddawał futbolówkę do któregoś ze skrzydłowych, którzy sami biegli pod pole karne rywali bądź szukali zagraniem na wolne pole Jamiego Vardy’ego.

Tym razem napotkali rywala, który szybko owe strefy zamykał. Zresztą w pierwszej połowie, gdy w pierwszej linii gospodarzy hasał jeszcze Origi, Liverpool częściej nacierał na bramkę Schmeichela szybkimi atakami.

Jedynego gola zdobył wprowadzony za mającego kłopoty zdrowotne Origigego Benteke. Ale przed trafieniem do siatki wielokrotnie irytował fanów oglądających mecz na Anfield swoją nieporadnością w polu karnym przeciwnika. Zresztą po bramce też mu się to zdarzyło, czego najlepszym dowodem była jedna z ostatnich akcji spotkania.

https://twitter.com/BPLZone/status/680796492584607744

Niestety po meczu z Evertonem miejsca w pierwszym składzie nie utrzymał nasz rodak, Marcin Wasilewski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze