Korona Kielce: jak długo można bazować na bylejakości?


Lata improwizacji odbiją się czkawką?

20 lipca 2016 Korona Kielce: jak długo można bazować na bylejakości?
Wikipedia

Ostatnie lata dla kibiców kieleckiego klubu przypominają kultowy Dzień Świstaka. Za każdym razem gdy w serca wlewa się nadzieja na lepszy czas, człowiek budzi się z przeświadczeniem, że podobny koszmar trwa już od dawna i się powtarza. Czwórka od Zagłębia Lubin w pierwszym meczu ekstraklasy w tym sezonie może zwiastować nie najlepszy czas dla "Złocisto-Krwistych".


Udostępnij na Udostępnij na

Na pewnym, nazwijmy to profesjonalnym, poziomie jedną z podstawowych kwestii jest wytyczenie planu działania, według którego należy podążać, który należy modyfikować w zależności od okoliczności i wreszcie który będzie dawał nadzieję na ciągły rozwój w przyszłości. W Kielcach jednak włodarze klubu najwyraźniej doszli do wniosku, że utopijny system, jakim jest anarchia, znakomicie sprawdzi się w funkcjonowaniu profesjonalnej drużyny, teoretycznego wzoru do naśladowania dla całego województwa. Uliczny punk z powodzeniem (?) zastąpił harmonijną symfonię dźwięków. Niestety wydaje się, że zarząd Korony popełnił w ostatnich latach tyle błędów, ile tylko się dało.

Co warte jest życie, gdy nie znasz miłości?

Konflikt. To słowo najlepiej oddaje kieleckie realia. Żrą się wszyscy. Zarząd z fanami i fani z zarządem. Kilka razy piłkarze, czy to ze sztabem szkoleniowym, czy z włodarzami, czy z kibicami. Kibice z policją i ochroną stadionową. W takiej atmosferze trudno o frekwencję godną dwustutysięcznego miasta i jedynego w promieniu ponad stu kilometrów klubu w ekstraklasie. Mało ludzi równa się mało sponsorów. Wyobraźcie sobie, że jesteście lokalnym przedsiębiorcą chcącym zainwestować w rozpoznawalność swojej marki poprzez sport. Idziecie na mecz. Słyszycie gwizdy, atmosfera nie powala, piłkarze grają słabo. Do tego kilka tysięcy ludzi rozproszonych po stadionie daje wrażenie pustki. Dzień później wybieracie się na piłkę ręczną, w tym samym mieście macie bowiem klub, który w zeszłym sezonie wygrał Ligę Mistrzów. Widzicie halę wypełnioną po brzegi, kibiców zakochanych w drużynie, którą dopingują. Komu prędzej zaoferujecie sponsoring? No właśnie…

Gdy przypomnimy sobie, jak wyglądało kibicowanie w Kielcach w czasach Kolportera, gdy otwarto nowy stadion, aż wierzyć się nie chce, że to ten sam klub.

Z tego też względu nie ma się do końca czemu dziwić, że wielcy inwestorzy w Koronie to wracające jak bumerang co kilka miesięcy plotki, niemające żadnego pokrycia w rzeczywistości. Gdy przypomnimy sobie, jak wyglądało kibicowanie w Kielcach w czasach Kolportera, gdy otwarto nowy stadion, gdy zespół miał przed sobą świetlaną przyszłość i nic nie miało go zatrzymać… Aż wierzyć się nie chce, że to ten sam klub, ta sama arena, to samo miasto.

Co warte jest życie, gdy szczęścia w nim brak?

O „Złocisto-Krwistych” z całą pewnością można powiedzieć, że są zespołem w jakiś sposób naznaczonym wiecznym pechem. Jasne, kibice innych klubów powiedzą, że z taką prowizorką kielczan nie powinno być w ekstraklasie już od ładnych kilku lat, niemniej kilka razy wydawało się, że zła karta się odwróci. Nowy inwestor, nowe realia, wreszcie jakiś ład. Tymczasem za każdym razem, gdy ktoś w Kielcach robi nieśmiały krok ku normalności, chwilę później szybko cofa nogę, patrząc nerwowo, czy nikt przypadkiem nie widział ruchu. Fakt, czasem zupełnym przypadkiem trafi się ratownik, który ciągnie zespół ku górze. Tak było choćby z Broszem i Cabrerą w zeszłym sezonie. Teraz włodarze najwyraźniej uznali, że passa powinna trwać, wobec czego wierzą w niedoświadczonego Tomasza Wilmana, który ma odkryć kolejnego ratownika. Szkoda tylko, że takiego w klubie naprawdę nie widać.

Co warte są chwile, które mijają, gdy każdy dzień jest taki sam?

Stagnacja albo nawet regres. Wieczne liczenie na przychylność rady miasta z nową dotacją, w czasie gdy mieszkańcy Kielc powoli ostrzą scyzoryki zniecierpliwieni zbytnią szczodrością jak na tak biedne województwo. Ciągłe obietnice sprzedaży spółki komuś dużemu. Zwodzenie potencjalnych nabywców za nos (przypomnijmy sobie złość Włochów z Romy), tęsknota za wspaniałymi czasami Krzysztofa Klickiego. Tak, każdy dzień w Koronie jest taki sam. Podobnie jak każdy miesiąc i ostatnimi czasy chyba też każdy sezon.

Rok temu kibice siwieli na myśl o tym, że drużyna pozbywa się praktycznie wszystkich (poza Jovanoviciem i Sylwestrzakiem) liderów zespołu. Marcin Brosz potrafił jednak skleić całkiem przyzwoitą ekipę, wykreował nowych „samców alfa”, którzy teraz opuścili pokład razem z nim. Trener Wilman musi mierzyć się nie tylko z zupełnym brakiem jakości, ale też charyzmy. Trudno któremukolwiek z zawodników przypisać cechy przywódcze. Do tego ten start ligi…

https://twitter.com/lexon559/status/754685585802035200

Oczywiście wyrokowanie o spadku zespołu po jednym meczu byłoby głupotą najwyższych lotów, niemniej powodów do optymizmu nie widać. Przejęcie 75% akcji przez Senegalczyków też nie powinno wywoływać u kibiców szczególnej radości, cała transakcja nie wygląda bowiem na zbyt transparentną. Nikogo tak naprawdę nie zdziwiłoby, że Afrykańczycy po jakimś czasie znikną, a Korona zostanie z pustym kontem. Smutny koniec wielkiej piłki w Kielcach dawno nie był aż tak realny…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze