Z wizytą w FC Porto. Odkrywamy tajemnice Estadio do Dragao


Zapraszamy na wędrówkę po muzeum i stadionie popularnych „Smoków”

27 sierpnia 2016 Z wizytą w FC Porto. Odkrywamy tajemnice Estadio do Dragao

Mówisz Porto, myślisz wino i piłka nożna. Przy okazji wizyty w Portugalii postanowiliśmy na własne oczy sprawdzić, jakie atrakcje dla fanów futbolu oferuje na co dzień drugie największe miasto w tym kraju. Relacji z degustacji lokalnego trunku jednak nie będzie. W zamian za to zapraszamy na reportaż z wędrówki po futbolowej świątyni. Poznajcie Estadio do Dragao i jego tajemnice.


Udostępnij na Udostępnij na

Wysiadamy z samolotu i… pierwsze zaskoczenie. Tutaj wszystkie drogi prowadzą na stadion. Spośród sześciu linii metra kursujących po drugim największym portugalskim mieście aż cztery dojeżdżają bezpośrednio na obiekt FC Porto. Z dotarciem do celu nawet średnio rozgarnięty kibic-turysta nie powinien mieć zatem żadnych problemów.

Przyjeżdżamy ze ściśle określonym zamiarem – chcemy poczuć atmosferę jednej z najsłynniejszych futbolowych aren w Europie. Z pomocą przychodzi nam oferta przygotowana przez gospodarzy obiektu – stadium tour. Wycieczka podzielona jest na dwa etapy. Klubowe muzeum przemierza się na własną rękę, z kolei w wędrówce po obiekcie i jego zakamarkach zwiedzającym towarzyszy miejscowy przewodnik. Pełny pakiet uszczupli nasz portfel o 15 euro. Oczywiście dla mniej wytrwałych istnieje opcja skorzystania jedynie z jednej z dwóch części.

Ramię w ramię z Mourinho

Zwiedzanie muzeum powinno zadowolić nawet największych malkontentów. Na dwóch piętrach i niemal 8000 metrów kwadratowych przygotowano aż 27 tematycznych stacji. Na miły akcent natrafić można jeszcze przed wejściem – w drodze do bramki kontrolnej towarzyszą nam figury najwybitniejszych trenerów i zawodników FC Porto. Nie zabrakło wśród nich chociażby Bobby’ego Robsona czy Jose Mourinho. Przyczepić można się jedynie do szczegółowości odwzorowania poszczególnych postaci – w kilku przypadkach umieszczone pod minipomnikami tabliczki z imieniem i nazwiskiem okazały się niezwykle przydatne, gdyż sylwetki mocno odbiegały od pierwowzorów i na pierwszy rzut oka trudno było je rozpoznać.

Bartosz Burski / iGol.pl

Polski ślad

W środku nawet fani futbolu niespecjalnie sympatyzujący ze „Smokami” powinni znaleźć coś dla siebie. Kilka stacji poświęconych zostało historii klubu – przedstawiono początki drużyny, ewolucję herbu i klubowych strojów czy też sylwetki kolejnych prezydentów. Swoje pięć minut mają też melomani, którzy mogą posłuchać różnych nut melodycznych hymnu zespołu. Największe wrażenie robią jednak olbrzymie ekrany umieszczone w głównej sali na pierwszym piętrze, gdzie prezentowane są najważniejsze chwile w historii klubu, w tym nagrania z siedmiu meczów, w których zawodnicy FC Porto wygrywali międzynarodowe trofea. Warto zatrzymać się tutaj na chwilę chociażby po to, by przypomnieć sobie takie trafienia jak to poniższe…

Tuż obok przygotowano ekspozycje ze zwycięskich finałów europejskich pucharów, na które składają się m.in. piłki, stroje, bilety oraz zdjęcia drużyn z omawianych pojedynków. Na jednej fotografii odnaleźliśmy oczywiście Józefa Młynarczyka, który ze „Smokami” w 1987 r. wygrał Puchar Mistrzów, Superpuchar UEFA i Puchar Interkontynentalny. Drogę do finałów zwycięskich rozgrywek w danych latach prześledzić można na dotykowych ekranach, samemu wybierając materiały filmowe z interesujących nas spotkań.

Na dywaniku u prezesa 

Jedną z najciekawszych stacji muzeum stanowi klubowy… autokar, wypełniony figurami zawodników, którzy szczególnie zasłużyli się w historii zespołu. Atrakcja cieszy się sporą popularnością wśród turystów, a zwiedzający z chęcią wcielają się w rolę kierowcy niecodziennego pojazdu. Parę metrów dalej możemy złożyć wizytę Jorge’owi Nuno Pinto, aktualnemu prezesowi FC Porto, do tego w jego własnym gabinecie! No, może nie jest to takie bezpośrednie spotkanie, bo od najważniejszej osoby w klubie oddziela nas szklana ściana, a tak naprawdę mamy do czynienia ze specjalnym interaktywnym awatarem. Wygląda on jednak bardzo realistycznie, a w dodatku głosem szefa opowiada o faktach z historii drużyny.

Bartosz Burski / iGol.pl

Smoki” pamiętają o… psach

Na drugim piętrze postawiono na interakcję ze zwiedzającymi. Mogą oni wybrać swoją własną klubową jedenastkę wszech czasów i porównać ją z ekipą utworzoną przez figury 11 kluczowych graczy w historii FC Porto umiejscowionych na prowizorycznej murawie. Dalej natrafiamy jeszcze na dwie sale kinowe, w których emitowane są animacje i filmy na temat specyfiki portugalskiego klubu, pomieszczenie stylizowane na szatnie zawodników oraz korytarz z odbiornikami radiowymi i telewizyjnymi zawierającymi komentarze dziennikarzy do spotkań rozegranych na przełomie ostatnich kilkudziesięciu lat. Całe zwiedzanie kończy się wizytą w sklepiku, w którym każdy może zaopatrzyć się w gadżety miejscowego zespołu. I to nie tylko te dla siebie. Pomyślano bowiem również o… czworonogach. Jednym z najbardziej absurdalnych dostępnych artykułów jest ubranko dla psa, oczywiście w charakterystyczne biało-niebieskie pasy.

Bartosz Burski / iGol.pl

Miejsce początków Messiego

Jeśli wybraliśmy opcję pełnej wycieczki, po przystawce, która tak naprawdę okazuje się daniem głównym, rozpoczyna się druga część touru, czyli wizyta na stadionie i wędrówka po jego zakamarkach. Przewodnik oprowadzający zainteresowanych (w naszym przypadku była to grupa około 20–30 osób) opowiada o ciekawostkach na temat obiektu w dwóch językach – portugalskim i angielskim. A fakty z historii tej futbolowej areny potrafią nieraz zaskoczyć.

Wiedzieliście, że Leo Messi pierwsze oficjalne spotkanie w seniorskiej drużynie Barcelony rozegrał właśnie na otwarcie Estadio do Dragao, 16 listopada 2003 roku? Porto w meczu towarzyskim pokonało wówczas „Blaugranę” 2:0.

Na upamiętnienie tej chwili ściany korytarzy stadionu pokryte są kafelkami z imionami i nazwiskami grających wówczas piłkarzy oraz kibiców oglądających ten historyczny pojedynek.

W trakcie zwiedzenia nadarza się okazja, by przekonać się, w jakich warunkach mecze obserwują klubowi oficjele i kontuzjowani zawodnicy – wszystko dzięki krótkiej wizycie w loży prezydenckiej. Zaglądnąć można też do szatni drużyny gości, przyozdobionej fotografiami ilustrującymi momenty triumfów zawodników FC Porto (to ponoć element psychologiczny, który ma nałożyć na graczy przeciwnika dodatkową presję). W czasie wycieczki jest również czas, by zajrzeć do podziemi, gdzie parkuje klubowy autokar. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że samo zwiedzanie stadionu, po wcześniejszej wizycie w naszpikowanym atrakcjami muzeum, na kolana nie powala, ale stanowi w zasadzie powielenie schematów funkcjonujących w wielu innych klubach.

Bartosz Burski / iGol.pl

Iść albo nie iść – oto jest pytanie?

Czy warto więc przy okazji pobytu w Porto poświęcić dwie godziny na wizytę na Estadio do Dragao? Zdecydowanie tak. Choćby po to, by na własne oczy przekonać się, jak marketingowo można obudować historię klubu i zdobywać w ten sposób serca kolejnych fanów futbolu. Chociaż w tym aspekcie w ostatnich latach sporo zmienia się również w polskich zespołach, to FC Porto ciągle może być dla nas wzorem, jak podchodzić do zarządzania relacji z kibicami. Bo różnica w budowaniu futbolowej otoczki między portugalskim potentatem a naszymi rodzimymi zespołami nadal jest w zasadzie tak duża jak w poziomie prezentowanym przez obie strony na zielonej murawie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze