Zwalniać czy nie zwalniać? Skorża walczy o dobre imię


7 października 2015 Zwalniać czy nie zwalniać? Skorża walczy o dobre imię

Trenerzy często się śmieją, że po wylądowaniu w nowym klubie już muszą mieć spakowane walizki, gotowi na kolejną tułaczkę. Czasem jak saperzy. Mogą tylko raz się pomylić. Z każdą kolejną porażką zaczyna się bardziej śmiech przez łzy. Oni już znają wyrok, ale czekają na egzekucję. Muszą wysłuchiwać spekulacji, kto będzie ich następcą. Są tylko papierowymi trenerami. Taka teraz sytuacja ma miejsce w Lechu Poznań.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie zazdrościmy Skorży tego wyczekiwania na skazanie. Siedzi za kratami, nerwowo czekając na klawisza, który zaprowadzi go na elektryczne krzesło. Może sprytnie oddalać ten moment, ale on go dopadnie. Prezesi polskich klubów nie są wystarczająco uzbrojeni w cierpliwość. Nie radzą sobie z presją otoczenia. Zwłaszcza w dużych klubach, w dużych miastach, gdzie słowo kibiców znaczy wiele. Kibic to także poniekąd pracodawca. Bilety i klubowe gadżety to spory zastrzyk pieniędzy, którym nie można gardzić. Czasem lepiej pozbyć się jednego trenera i mieć święty spokój. Bez żadnej gwarancji, że następny będzie lepszy. Raczej na zasadzie umywania rąk. „Chcieliście? To macie”.

Maciej Skorża mógł w Lechu zwariować od nadmiaru emocji. Jego przygoda przybiera postać sinusoidy. Rollecoaster, który skończy się upadkiem ze sporej wysokości. Najpierw sceptyczne podejście kibiców (bo był w Legii, bo psioczył na Lecha), później ekstaza związana z mistrzostwem Polski, a teraz znowu upadek. Bez kasku. Bez ochraniaczy. Bez żadnych zabezpieczeń. Jazda bez trzymanki. Rutkowscy wsadzili Skorżę na karuzelę, ale nie pozwolili zapiąć pasów. Wóz albo przewóz. Skorża się zgodził i teraz wylewają na niego wiadro pomyj.

Nagle z trenera mistrzowskiej ekipy stał się pośmiewiskiem kibiców, którzy żądają jego głowy. Nie pozostawiają suchej nitki na szkoleniowcu „Kolejorza”, a jeszcze niedawno podrzucali go do góry po zwycięstwie w Superpucharze Polski, niespełna trzy miesiące temu. Z piekła do nieba i z powrotem. Wygrywasz z Legią 3:1, a później zaliczasz taki zjazd, że niejeden byłby rozwalony psychicznie.

03.10.2012 Lech Poznań - HSV Hamburg 2:1
Czy cierpliwość Jacka Rutkowskiego ma granice? (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

Ma sukcesy, doświadczenie. Wie, jak dotrzeć do piłkarzy, co w naszej sytuacji jest bardzo ważne – tak Macieja Skorżę przedstawiał dziennikarzom wiceprezes „Kolejorza” – Piotr Rutkowski. Od tamtych słów minęło nieco ponad rok. W tym czasie działo się naprawdę wiele. Były wzloty i upadki, ale zarząd klubu cały czas stał murem za szkoleniowcem. Mówią o kryzysie, który zdarza się każdemu.

Nawet Jose Mourinho ze swoją Chelsea dotykają powoli dna Premier League, zajmując zaledwie 16. lokatę. Spadek formy zdarza się każdemu, zwłaszcza jeśli grasz na kilku frontach, a ławka rezerwowych nie świeci jakością. Trudno oczekiwać od dublerów pokroju Dudki czy Tetteha, że uda im się poderwać statek. To nie są naturalni przywódcy. Takich brakuje w Poznaniu. Zadbano o załatanie wielu dziur, ale zapomniano zatrudnić kapitana z prawdziwego zdarzenia, który nie będzie bał się sztormów i burz. Chwyci pewnie za ster i dopłynie bezpiecznie do brzegu.

Skorża może i w trakcie spotkania żyje, głośno wyraża swoje zdanie, ale nigdy nie potrafił zbudować atmosfery w szatni. Zawsze zostawiał to zadanie zawodnikom. Może dlatego sprowadził Dariusza Dudkę, który – delikatnie mówiąc – nie krępuje się przy kamerach. Kocha telewizyjne kamery, a one wykorzystują jego szczerość i czasem zdarza mu się coś palnąć na temat słabszej motywacji przed ligowymi potyczkami. Nadstawia karku za całą drużynę. Ściągą presję z kluczowych zawodników. Taki Jose Mourinho. Skorży jest to ewidentnie na rękę. Nie musi się użerać ze wścibskimi dziennikarzami, którzy włażą mu z butami do szatni i pytają o kryzys.

Na razie Skorża zostaje (stan na 07.10., godz. 20:00). Nigdy nie wiem, co los nam przyniesie. Piłka nożna potrafi zaskakiwać, a ta w polskim wykonaniu tym bardziej. Nie ma idealnego wyjścia z tej sytuacji. Zwolnią Skorżę? Zrobili to pod presją mediów i kibiców. Zostawią? Asertywni, ale… naiwni. Czasem trzeba reagować, zanim będzie za późno. Póki choroba nie zajęła całego organizmu. Rutkowscy jednak wierzą, że Skorża sam się wyleczy, a później wskrzesi piłkarzy. Skoro negatywne bodźce w postaci zamrożenia pensji czy odmówienia dopingu przez kibiców nie pomagają, to trzeba liczyć na jeden mecz, który nagle podbuduje morale. Sprawi, że uwierzą w swoje umiejętności. Trałka twierdzi, że nie stoją murem za trenerem, absolutnie nie grają przeciwko niemu, więc niech teraz zagrają dla niego, dla kibiców, dla atmosfery w szatni, dla komfortu psychicznego, dla przyjemności.

Nie zawsze najprostsze rozwiązania są najlepsze. Zwolnienie trenera niby wprowadzi coś nowego do szatni. Zastrzyk adrenaliny. Statystycy jednak wyliczyli, że efekt nowej miotły to bujda. Mit powtarzany przez wielu. Bo ładnie wygląda na papierze. Papier wszystko przyjmie. Kibice jednak nie przyjmą żadnej argumentacji, jeśli Lech nie zacznie grać, jak na mistrza przystało. Można opluwać Skorżę zarzutami, ale niewielu chciałoby być na jego miejscu. Jego psychika nie jest ze stali. Sam przeżywa każdą kolejną porażkę, a jeszcze obrywa z każdej strony. Czuje się jak Marcin Najman w ringu. Z każdym kolejnym niepowodzeniem przestaniemy go traktować poważnie. Już zaczęła się lawina memów, która w końcu przysypie biednego trenera. Spakuje mandżur i opuści stolicę Wielkopolski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze