Zvonimir Kozulj – pomocnik podbija serca kibiców Pogoni


Zvonimir Kozulj staje się ulubieńcem kibiców „Portówców”

22 lipca 2019 Zvonimir Kozulj – pomocnik podbija serca kibiców Pogoni
Krzysztof Porębski / PressFocus

Zvonimir Kozulj na naszych oczach staje się jednym z najlepszych piłkarzy PKO Ekstraklasa. Pomocnik zaliczył fantastyczną drugą część ubiegłej kampanii, a w obecną wszedł razem z drzwiami. Wraz z Adamem Buksą rozmontowali defensywę Legii i pokonali wicemistrza Polski 2:1 na jego stadionie. Ta sztuka udała się ekipie ze stolicy województwa zachodniopomorskiego po raz pierwszy od 36 lat.


Udostępnij na Udostępnij na

Dodatkowo piłkarz urodzony na Bałkanach wyrasta na jednego z ulubieńców kibiców „Granatowo-bordowych”. Nie ma się czemu dziwić. „Zvonek” jest zarówno efektowny, jak i efektywny oraz waleczny. Bardzo łatwo polubić takich piłkarzy. Kozulj stanowi kolejny przykład tego, jak mądrze w ostatnich latach budowana jest Pogoń. „Portowcy” stają się jedną z najbardziej stabilnych ekip w polskiej lidze, co potwierdzają takimi transferami.

Dzieciństwo

Dzieciństwo Kozulja tak jak większości bałkańskich ludzi z przełomu lat 80. i 90. było bardzo trudne. Na początku lat 90. na terenie Bośni i Hercegowiny wybuchła wojna, która okazała się jednym z najbardziej krwawych konfliktów na świecie. Rodzina piłkarza żyła we wręcz pochłoniętym wojną Mostarze. Mama Zvonimira, gdy była z nim w ciąży, wraz z 3-letnim bratem Kozulja została pojmana przez chorwackich żołnierzy. Na całe szczęście po trzech miesiącach zostali wypuszczeni. Natomiast jego ojciec w tym samym czasie walczył na wojnie aż do jej samego końca w 1995 roku.

Wraz z zakończeniem wojny przyjechali w rodzinne strony, aby ponownie osiedlić się w swoim dawnym mieszkaniu. Jednak z domu nie zostało kompletnie nic. Chata legła w gruzach. Ojciec piłkarza z tego powodu zmuszony był do wyjazdu do Niemiec w celu zarobku na odbudowę domu. Szczęśliwie tacie udało się dorobić i odbudować mieszkanie. Takie historie kształtują charakter ludzi i widać to po Bośniaku zarówno na boisku, jak i poza nim.

Trudne początki w Szczecinie

Zvonimir Kozulj w barwach Pogoni Szczecin miał bardzo trudne początki. Co prawda gdy przychodził do ligi uznawano go za niezwykle ciekawy transfer, jednak nie był w stanie potwierdzić tego na murawie. Zawodnik regularnie grał w jednym z najlepszych chorwackich klubów, Hajduku Split, w którym zbierał dobre recenzje. Dodatkowo w momencie zmiany klubu miał 24 lata. Na papierze wszystko wyglądało bardzo dobrze.

Jednak pierwszych osiem meczów świeżo upieczonego gracza „Portowców” było, krótko mówiąc, do bani. Powiedzieć, że grał słabo, to jak nie powiedzieć zupełnie nic. Po pierwszych spotkaniach wiele osób przykleiło zawodnikowi łatkę zagranicznego szrotu, który za chwilę zostanie pożegnany z kwitkiem. Bośniak całkowicie przechodził obok meczów, a gdy już miał piłkę przy nodze, był niesamowicie frustrujący. Jego pierwszych 16 strzałów zza pola karnego skończyło 15 razy na trybunach, a jeden był w światło bramki.

Na dobry występ musiał czekać aż do 9. kolejki. Wtedy to Pogoń Szczecin wygrała swój pierwszy mecz w sezonie przeciwko Wiśle Kraków. „Zvonek” zaliczył asystę i był jedną z najbardziej wyróżniających się postaci na boisku. Jak się później okazało, początkowe spotkania to były złe miłego początki.

Świetna końcówka ubiegłego sezonu

Zvonimir Kozulj w końcówce sezonu, a zwłaszcza w grupie mistrzowskiej był absolutnie fenomenalny. Pomocnik Pogoni wyrósł na jednego z najlepszych piłkarzem ligi. Niesamowicie harował na murawie i był groźny z piłką przy nodze niezależnie od tego, na jakiej znajdował się pozycji. Nie bez powodu kibice wybrali go zawodnikiem sezonu 2018/2019.

Runda mistrzowska jest tym teoretycznie najtrudniejszym okresem w całym sezonie. Grasz siedem meczów w ciągu miesiąca z najlepszymi na papierze drużynami w całej lidze. Jednak dla Kozulja okazało się to chlebem powszednim. Głównie za sprawą jego kapitalnej postawy w rundzie mistrzowskiej kibice wybrali go piłkarzem sezonu w klubie. Sześć bramek i cztery asysty w raptem siedmiu meczach. Kapitalne liczby. Jedynie przeciwko Piastowi Gliwice i Lechowi Poznań piłkarz nie zaznaczył swojej obecności na boisku bramką bądź asystą. W rundzie mistrzowskiej stworzył jednoosobową armię, która napsuła krwi rywalom.

W głównej mierze dzięki jego bramce przy Łazienkowskiej w 35. kolejce Legia przegrała tytuł mistrzowski. Właśnie po tamtym meczu „Wojskowi” stracili fotel lidera na rzecz Piasta Gliwice, którego nie udało im się odzyskać.

Nowy sezon, nowe nadzieje

Nowy sezon, nowe nadzieje. Takimi słowami można określić najbliższą kampanię dla Zvonimira Kozulja. Bośniak w tym sezonie będzie chciał udowodnić swoją wartość i zapewne wyruszyć na podbój świata. Już przy Łazienkowskiej poczynił ku temu pierwszy krok. Wraz z Adamem Buksą poprowadzili Pogoń Szczecin do pierwszej od 1983 roku wygranej „Dumy Pomorza” na stadionie Legii. Jego trafienie na 2:1 było iście fantastyczne i idealnie oddało, jakim piłkarzem jest Zvonimir Kozulj. Mocna bomba pod poprzeczkę i Majeckiemu nie pozostało nic innego, niż wyciągnąć piłkę z siatki.

Co jak co, ale Bośniakowi trzeba przyznać, że znalazł patent na granie przeciwko stołecznym. W czterech meczach, w których zmierzył się z „Wojskowymi”, strzelił już trzy bramki, a „Portowcy” zgarnęli siedem na dwanaście możliwych do zdobycia punktów.

Jednak czy dalsza część sezonu będzie równie owocna dla Kozulja jak mecz z Legią? Czy Bośniak po raz kolejny podbije nasze serca i kompilacje z jego bramkami będą krążyć po internecie? Przekonamy się wraz z biegiem sezonu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze