Klub jednego agenta, budżet na kółkach i ukraińskie carpe diem, czyli Zoria Ługańsk w pigułce


Zoria Ługańsk to klub, u którego dobre wyniki sportowe nie idą w parze ze spokojem o przyszłość. Tam żyje się w specyficzny sposób. Na „chwilówkach”

11 sierpnia 2020 Klub jednego agenta, budżet na kółkach i ukraińskie carpe diem, czyli Zoria Ługańsk w pigułce
112.international

Czy można wieszczyć dekadencję niemal 100-letniego klubu z Ukrainy? Na to się na razie nie zapowiada, ponieważ na sezon 2020/2021 Zoria Ługańsk wywalczyła Ligę Europy. Mylne jednak byłoby wrażenie, że u niedawnego rywala Manchesteru United panuje normalność. Jest wręcz przeciwnie. Jednokrotny mistrz ZSRR mimo dobrych wyników sportowych stoi na glinianych nogach i jeśli ta sytuacja nie ulegnie zmianie, niewykluczone, że w przyszłości przyjdzie nam mówić o studium upadku obecnie trzeciej siły na Ukrainie. Co, jak i dlaczego – poniżej.


Udostępnij na Udostępnij na

29 września 2016 roku – na Old Trafford przyjechał debiutant na poziomie europejskich pucharów, czyli ukraińska Zoria Ługańsk. Wówczas Manchester United zrobił to, co do niego należało, wygrywając mecz skromnym wynikiem 1:0. Nie to było jednak najważniejsze. Nie dla Serhijego Rafailova, który wiedział, że jeden wieczór na największym stadionie klubowym w Anglii da mu więcej, niż mógł sobie wymarzyć. Więcej, niż oferuje gra na własnym podwórku ligowym. – Nie zdradzę rachunku, ale widząc te liczby, drugi mecz znowu chciałem zagrać w Anglii. UEFA się nie zgodziła – skwitował tamto wydarzenie ówczesny dyrektor sportowy Zorii. Dziś uznawany za twórcę jej potęgi.

Wypowiedź Rafailova wskazywała jednoznacznie, że klub nie śpi na pieniądzach, a wychylenie nosa poza Ukrainę to coś więcej niż tylko promocja ukraińskiego futbolu (innego niż ten w wydaniu Szachtara). Chodziło o bezcenny zastrzyk finansowy z racji bytu w europejskich pucharach, które pozwalają Zorii przeżyć do pierwszego. Klub nie posiada wsparcia od zewnętrznych inwestorów ani nie może liczyć na wysokie kontrakty z racji praw telewizyjnych. Jest pozostawiony sam sobie.

Jak wiadomo, życie na krawędzi zazwyczaj jedynie w filmach sensacyjnych nie kończy się przykrym finałem. Bo ile tak można? Żyć jako klub wyłącznie z tego, co zarobi się własnymi rękoma (lub prędzej nogami), mając świadomość, że jeden błąd może przynieść ogromne problemy finansowe. O szczegóły tej sytuacji zapytaliśmy ekspertów od ukraińskiego futbolu – Kamila Rogólskiego i @Buckarobanza.

Carpe diem po ukraińsku, czyli zabawa w klub na ostrzu noża

Żyją z tego, co zarobią. Klub żyje od lata do lata. Na dłuższą metę tak nie da się grać – to tylko cząstka opinii, które oddają rzeczywistość panującą w Ługańsku. Rzeczywistość o tyle w swoim niebezpieczeństwie interesującą, że Zoria żyje w takich warunkach od lat. Licząc na to, że los co sezon będzie się do niej uśmiechał i ukraiński zespół będzie mógł występować w europejskich pucharach. Tym razem działacze Zorii nie muszą się o to martwić (po roku przerwy), dlatego na razie nie ma poważnych powodów do zmartwień, ale… Właśnie. „Na razie” to hasło kluczowe.

Problem Zorii Ługańsk polega na tym, że została pozbawiona niemal wszystkiego w wyniku wojny. Nie ma tam z tyłu oligarchy, który w razie potrzeby podsypie trochę dolarów szufelką. Oni żyją z tego, co zarobią. Liga ukraińska ma żałosny kontrakt z TV, bardzo nieliczną grupę sponsorów. Zostają transfery wychodzące i gra w Europie. Klub żyje od lata do lata. Pytanie brzmi, co będzie, jeśli passa się odwróci i nie trafi z transferami. Teraz odwrócił front i wypożycza z Dynama Kijów, choć – co ważne – próbuje się już od tego rodzaju transferów uniezależnić opowiada dla naszego portalu Kamil Rogólski.

Gdyby nie awans do fazy grupowej LE, byłoby naprawdę trudno, bo 5 mln, które Zoria Ługańsk zdobyła, pokryje długi i pozwoli na odetchnięcie. Cytując byłego dyrektora sportowego, Serhijego Rafailova, na dłuższą metę tak nie da się grać. Rafailov dał jasno do zrozumienia, że potrzeba kilkudziesięciu mln hrywien (1 mln – 135 tys. polskich złotych) na sam klub (licencje, administracja itp.), a co dopiero sami piłkarze… Rafailov nie ukrywał, że Zoria robiła wielomilionowe transfery, ale one jedynie pokrywały budżet. Bez poważnych zarobkówdodaje @Buckarobanza.

Spójrzmy na fakty. Na finansowy byt albo – mówiąc bardziej dosadnie – finansowe przeżycie Zorii składają się dwie kluczowe kwestie: Liga Europy i transfery. Pierwszy faktor wygląda całkiem nieźle, ponieważ trzecia siła Premier Lihi wywalczyła fazę grupową w sezonach 2016/2017, 2017/2018 i 2019/2020. Jak natomiast przedstawia się drugie źródło dla budżetu? Prezentuje to poniższa grafika.

17,8 mln euro (niemal połowa tej kwoty to transfer Andrija Łunina do Realu Madryt) – tyle pieniędzy otrzymała Zoria Ługańsk z racji sztuk negocjacyjnych w ostatnich latach. A trzeba tutaj również nadmienić, że klub wydał w tym okresie niespełna 1,2 mln euro, co każe myśleć, że wszelkie przychody idą tam, gdzie są potrzebne do utrzymania klubu na wodzie, ale na pewno nie na nowe nabytki. Jeśli one już się pojawiają, wielkiego wrażenia nie robią (transfery bezgotówkowe), chyba że na scenę wkracza największy agent piłkarski na Ukrainie. Z nim podpisuje się intratne, ale jednak pakty. Pakty niczym z diabłem.

Zoria Ługańsk skazana na łaskę agenta i trafione transfery

Nie ma oligarchy i dodatkowych źródeł utrzymania. Z klubem współpracuje agent, Vadym Shablii, największy na Ukrainie. Ma pod swoimi skrzydłami aż jedenastu piłkarzy Zorii. Współpraca wygląda dobrze, bo gdy klub jest w dołku i nie płaci pensji, piłkarze nie odchodzą, tylko zostają na specjalnych zasadach (np. kilkukrotne obniżenie klauzuli odstępnego jak kilka miesięcy temu czy zmniejszenie % przy następnym transferze zawodnika). Niestety ma to swoje wady: klub na takim piłkarzu nie zarabia. Więc koło się zamyka, wygranym jest agent. Klub egzystuje, piłkarze grają o wysokie cele, ale wiedzą, że w każdej chwili mogą zmienić zespół na inny opisuje @Buckarobanza.

Jedenastu piłkarzy! Przy założeniu, że w każdym okienku transferowym część tych zawodników bez większych problemów mogłaby znaleźć sobie nowego pracodawcę, tworzy się ogromne niebezpieczeństwo. Klub żyje w sidłach jednego człowieka, na tzw. chwilówkach. Oczywiście Zoria Ługańsk próbuje wyjść spod tego patologicznego uzależnienia i do tej pory nawet nie zbliżyła się do katastrofy z tego powodu (ci zawodnicy grają i robią to dobrze), ale trudno tutaj oprzeć się myśli, że ten styl zarządzania odgrywa się na ostrzu noża. Że nie w taki sposób powinno kłaść się zdrowe fundamenty na lata.

Zupełnym przeciwieństwem jest to, jak Zoria radzi sobie na rynku transferowym. Bo o ile kwestia podwalin klubowych jest bardzo niepewna, o tyle ludzie odpowiedzialni za ściąganie konkretnych nazwisk sprawiają, że dziury w kadłubie stają się zatuszowane. Można oddychać i nie martwić się, że okręt utonie. Przynajmniej na jakiś czas. Tyle że nadal z myślą „Jeśli zrobimy błąd, będzie po nas”. I tym sposobem klub, który występuje na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej na Ukrainie od czternastu lat, musi ciągle spoglądać za siebie. Żyjąc na układach i obracając dwa razy każdy grosz z transferów. Stąpając po naprawdę grząskim gruncie.

Klub co jakiś czas promuje kogoś za spore pieniądze. Oni mają niesamowity zmysł robienia transferów. Co istotniejsze – paradoksalnie stali się beneficjentem sytuacji politycznej – przynajmniej w pewnym sensie. Dali radę ustabilizować się po wybuchu wojny, oferowali przyzwoite pieniądze. Warto też przytoczyć sezon 2015/2016, kiedy FC Dnipro zajęło 3. miejsce w lidze, ale przez długi czas było wykluczone z rozgrywek UEFA. Więc do fazy grupowej weszła Zoria Ługańsk, która była wtedy w dobrej komitywie z Szachtarem. Grało tam na wypożyczeniu dużo dobrych piłkarzy z Rusłanem Malinowskim na czele – podkreśla Marcin Rogólski.

Dobry futbol i trener za 500 tys. euro

Przypadek Zorii Ługańsk trzeba rozpatrywać na każdej płaszczyźnie. Często mówi się, że na coś trzeba spojrzeć dwutorowo, ale tutaj przydałby się jeszcze szerszy ogląd. Zarządzanie klubem? Specyficzne i bardzo niebezpieczne. Zarządzenie transferami? Majstersztyk w swojej skali, tu kluby ekstraklasy mogłyby się uczyć. Zarządzanie sferą sportową? Wyniki mówią same za siebie – jest świetnie. Mamy zatem do czynienia z klubem, który w całej swojej okazałości mógłby dążyć nawet do corocznego zdobywania wicemistrzostwa Premier Lihi. Szachtar Donieck to inna liga, ale Dynamo Kijów wydaje się jak najbardziej do prześcignięcia. Wydaje się. Wizja piękna, ale z zaciągniętym hamulcem ręcznym nadal musi pozostać w sferze marzeń.

@FCZoryaOfficial

Na boisku wygląda to bardzo dobrze. Yuriy Vernydub (trener Zorii od 2011 do 2019 roku) zrobił świetną drużynę. Każdy gracz podkreślał genialną atmosferę, która odwracała uwagę od braku pieniędzy. Teraz Viktor Skripnik zrobił to samo, a nawet trochę lepiej, bo jego zespół grał w pięknym stylu, a trzeba przypomnieć, że miał on jedynie cztery tygodnie przed sezonem na przygotowania. W grze Zorii warto zwrócić szczególną uwagę na grę rombem w środku pola i pressing na połowie rywala, jakiego Szachtar czy Dynamo nie umiały robić przez latamówi @Buckarobanza.

Kolejną cegiełkę do atmosfery niepewności, jaka panuje w klubie, dołożył Viktor Skripnik, czyli aktualny szkoleniowiec Zorii Ługańsk. 50-letni Ukrainiec zakończył sezon 2019/2020 jedynie z dwoma punktami straty do Dynama Kijów, awansując do fazy grupowej europejskich pucharów. Chciałoby się rzec, że zrobił kapitalną robotę. I zrobił, niewątpliwie tak, ale niewiele brakowało, żeby zostawił swojego pracodawcę na lodzie. W pewnym momencie bowiem pojawiła się oferta (z tych nie do odrzucenia) z Dnipro, które zamknęło rozgrywki dopiero na 7. lokacie w lidze. Skripnik czym prędzej zamierzał niejako uciec z Ługańska i wrócić do rodzinnego miasta.

Dniepr to rodzinne miasto Skripnika. Klub z własnym stadionem, dobrym finansowaniem. SC Dnipro-1 założyli ludzie dawnego finalisty Ligi Europy. Niewykluczone, że klub zacznie grać w niebieskich barwach i ze starą nazwą. Nieoficjalnie ma wsparcie Ihora Kołomojskiego [ukraiński przedsiębiorca], więc chyba każdy trener na dłuższą metę wybrałby taki projekt. Transfery Dnipra z zimy, takie jak Lucas Taylor czy Di Franco, były bardzo znaczące w skali całej ligi zaznacza Kamil Rogólski.

Kolejny wątek w tej sprawie dodaje @Buckarobanza:

Skripnik miał zostać. Obecny dyrektor sportowy Zorii go sprowadził i stworzył z nim dobry kontakt. Ale Dnipro-1 złożyło propozycję i Skripnik ją przyjął. Miał w poniedziałek podpisać kontrakt, jednak Dnipro-1 nie wiedziało, że klauzula w umowie trenera wynosi 500 tys. euro. Nie zapłaciło jej. W przypadku Skripnika mówiło się, że ma konflikt z dyrektorem sportowym, ale wygląda na to, że poprowadzi zespół od początku sezonu 2020/2021.

***

Gamę tego, co dzieje się w Zorii Ługańsk, można opisać następującą, jakże życiową metaforą. Pewien student, świeżo po maturze, zaczyna swoją drogę na uczelnianych rozdrożach. Wyjeżdża do obcego miasta, znajduje skromne lokum i zaczyna przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości. Nie może liczyć na pomoc z zewnątrz i musi patrzeć wyłącznie na siebie. Każdy aspekt życia finansuje sobie sam, a nawet najmniejsza wpadka oznacza niebo walące się na głowę. Ratuje go fakt, że jest zdolny i ambitny. Między patrzeniem na stan konta robi, co może, byle tylko kończyć semestr wśród najlepszych. Ci najlepsi otrzymują premie finansowe, choć to i tak niewiele w skali tego, jakimi kwotami operują inni. Zoria Ługańsk w pigułce.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze