Hannover 96 triumfatorem Lotto Lubelskie Cup! W finałowym spotkaniu Niemcy pokonali po rzutach karnych Lechię Gdańsk. Podium uzupełniła drużyna Szachtara Donieck, która okazała się lepsza od AS Monaco. Zapraszamy na podsumowanie drugiego dnia Lotto Lubelskie Cup!
Przy nieco wyższej niż pierwszego dnia frekwencji o godzinie 13:30 rozpoczął się mecz o trzecie miejsce rozgrywanego na Arenie Lublin Lotto Lubelskie Cup. W spotkaniu tym zmierzyły się drużyny, które przed rozpoczęciem turnieju były uważane za faworytów – Szachtar Donieck i AS Monaco. Oba zespoły rozpoczęły to spotkanie w nieco innych składach, niż miało to miejsce w meczach półfinałowych. W drużynie z Francji zabrakło między innymi Jeremeiego Toulalana. Szachtar zaczął spotkanie w najmocniejszym składzie. Od początku inicjatywę objęła ekipa z Doniecka. Nawet jeśli gracze Monaco było w posiadaniu piłki, to albo zagrywali niedokładnie, albo bardzo dobrze w odbiorze grali podopieczni Mircea Lucescu. Już w 6. minucie spotkania Ukraińcy wyszli na prowadzenie. Taison zagrał dokładną piłkę wzdłuż pola karnego do Malnosa, który minął obrońcę Monaco i uderzył po długim słupku, nie dając szans Seydu Sy. Strzelona bramka nie zmieniła nic w obrazie gry. W dalszym ciągu stroną przeważającą w tym spotkaniu była drużyna z Ukrainy. Bardzo dobrze spisywali się zwłaszcza: Taras Stepanenko, Dentinho, Alex Texeira i Taison. W 12. minucie pięknym strzałem z dystansu popisał się Yaroslav Rakytski. Tym razem jednak bramkarz Monaco stanął na wysokości zadania. Dwie minuty później Szachtar podwyższył jednak wynik. Po pięknej zespołowej akcji swojego drugiego gola zdobył Malnos. W 20. minucie pierwszą klarowną okazję stworzyli sobie piłkarze Monaco. Strzał Tirarda obronił jednak Anton Kanibolotskyi. W 24. minucie zakotłowało się w polu karnym Monaco. Jednak strzały Dario Srny i Dentinho nie znalazły ostatecznie drogi do bramki. Po drugim golu dla Ukraińców gra wyrównała się. Częściej do głosu zaczęło dochodzić Monaco. Jedną z okazji miał w 32. minucie Anthony Martial. Dobrze jednak między słupkami drużyny z Donbasu spisywał się Kanibolotskyi. Pod koniec pierwszej połowy tempo gry wyraźnie spadło. Ostatni kwadrans to głównie gra w środku boiska i brak sytuacji bramkowych.
Drugą połowę obie drużyny rozpoczęły w innych zestawieniach niż pierwszą część gry. Na boisku pojawili się między innymi: Andrej Pyatov, Alexander Gladky, Jeremy Toulalan, Layivin Kurzawa czy Velere Germain. Od początku drugiej części gry piłkarze Szachtara starali się powtórzyć scenariusz z pierwszej połowy. To oni przejęli inicjatywę i już 51. minucie podwyższyli prowadzenie na 3:0. Pięknym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Taison. Piłka odbiła się jeszcze od jednego z graczy Monaco i wpadła do siatki. Po zdobyciu gola drużyna z Ukrainy w dalszym ciągu kontrolowała sytuację na boisku. Nie znaczy to jednak, że Monaco nie stwarzało sobie okazji. W 58. minucie ładnym strzałem z boku pola karnego popisał się Jessy Pi. Z biegiem czasu tempo gry zwolniło. Akcja toczyła się głównie w środkowej części boiska, a sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Jednej z nich nie wykorzystał w 73. minucie Chaibi, który stojąc oko w oko z Pyatovem, przeniósł piłkę nad poprzeczką. Po tej sytuacji nie wydarzyło się już praktycznie nic ciekawego. Szachtar oddał piłkę drużynie z Księstwa i czekał na ostatni gwizdek sędziego. W doliczonym czasie gry piłkarze z Ukrainy mieli jeszcze szansę na podwyższenie wyniku, jednak sztuka ta im się nie udała i Szachtar pokonał AS Monaco 3:0, wywalczając w ten sposób 3. miejsce w turnieju Lotto Lubelskie Cup.
Finał turnieju rozpoczął się o 17:30. Przed rozpoczęciem organizatorzy zapewnili kibicom atrakcję w postaci występu pamiętnego zespołu „Jarzębina”, który wykonał między innymi swój popisowy numer „Koko Euro Spoko”. W pierwszym składzie Lechii zabrakło między innymi Sebastiana Mili, Rafała Janickiego i Jakuba Wawrzyniaka. Z kolei największym nieobecnym w składzie Hannoveru był bardzo dobrze dysponowany pierwszego dnia Charlison Benschop. Już w 2. minucie strzał głową oddawał Artur Sobiech, na posterunku był jednak Marco Marić. To Hannover prowadził grę, jednak Lechia bardzo mądrze przesuwała się w strefie obronnej, przez co z posiadania Niemców nie wynikało zbyt wiele. Ważną postacią w ekipie gdańszczan był Daniel Łukasik, który stawiał swój stempel na każdej akcji wyprowadzanej przez Lechię. Na kolejną szansę musieliśmy czekać aż do 20. minuty. Wtedy to groźnie lewą nogą uderzał Piotr Wiśniewski. W 42. minucie na bramkę Mario Maricia strzelał Sebastian Ernst, tor lotu piłki zmienił jeszcze Artur Sobiech i ta ostatecznie odbiła się od słupka.
W drugiej połowie tradycyjnie już trenerzy obu drużyn dokonali wielu zmian. Trener Frontzeck wymienił wszystkich graczy z pola, a w barwach Lechii na drugą połowę wyszli między innymi: Sebastian Mila, Bartłomiej Pawłowski, Michał Mak, Jakub Wawrzyniak czy Rafał Janicki. Pierwsza groźna sytuacja w drugiej części gry miała miejsce już w 53. minucie. Poprzeczkę bramki Łukasza Budziłka obił Ceyhun Gulselam. Już dwie minuty później strzałem w poprzeczkę odpowiedziała Lechia. Po szybkim kontrataku gdańszczan piłkę uderzał Bartłomiej Pawłowski. W porównaniu z pierwszą połową w drugiej części „Zielono-biali” byli zdecydowanie częściej w posiadaniu piłki. Lechia próbowała atakować, jednak z ataków tych nie wynikało nic ciekawego aż do 66. minuty. Wtedy to faulowany w polu karnym został Michał Mak. „Jedenastkę” obronił Samuel Radlinger, jednak wobec dobitki gracza Lechii był już bezradny. W 78. minucie mogliśmy oglądać jedyną ładną akcję w całym spotkaniu. Z lewej strony w pole karne dośrodkował Jakub Wawrzyniak. Najwyżej wyskoczył Michał Mak, jednak jego strzał głową z trudem obronił Samuel Radlinger. Lechia miała w drugiej części gry zdecydowaną przewagę. Gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się wynikiem 1:0, groźną sytuację stworzyła drużyna Hannoveru. Z prawej strony dośrodkował Charlison Benschop, strzał Kenana Karamana obronił Łukasz Budziłek. Bramkarz Lechii jednak dosyć niefortunnie wybił piłkę. Ta wpadła pod nogi Karamana, który tym razem umieścił piłkę w siatce. O wyłonieniu zwycięzcy turnieju musiały zdecydować rzuty karne. „Jedenastki” lepiej wykonywali piłkarze Hannoveru i to oni zostali historycznym zwycięzcą pierwszej edycji Lotto Lubelskie Cup.
Niestety turniej ten z wielką piłką miał coś wspólnego może przez 45 minut meczu o trzecie miejsce. W pozostałych trzech spotkaniach nie działo się zbyt wiele. Gra toczyła się głównie w środku pola, mało oglądaliśmy strzałów na bramkę. Mimo zapewnień organizatora o przyjeździe najsilniejszych składów wszystkich drużyn tylko Lechia i Szachtar wywiązały się z tej obietnicy. Widać było też, że uczestnicy są dopiero na początku przygotowań do nowego sezonu. Oprócz problemów z akredytacjami oraz małą liczbą kibiców należy wspomnieć również o sytuacji, w której piłkarze Monaco i Szachtara odmówili wyjścia po meczu o trzecie miejsce do mixed zone. Co do plusów – cieszy na pewno dobra postawa i cenne doświadczenie dla piłkarzy Lechii. Zawodnicy Szachtara i w zdecydowanej większości rezerwowi Hannoveru to wciąż piłkarze o klasę lepsi niż ci występujący na co dzień w ekstraklasie. Teraz przed lechistami kolejne ciekawe spotkania. Najpierw „Biało-zieloni” zmierzą się z Wolfsburgiem, później z Schalke. Pod koniec Lechię czeka zdecydowanie najciekawsze spotkanie. Przeciwnikiem gdańszczan będzie finalista Ligi Mistrzów – Juventus.
Po tym, co zobaczyłem w Lublinie, nie wydaje mi się, żeby w przyszłym roku miała odbyć się kolejna edycja tego turnieju. Agencja Polish Sport Promotion zawiodła. Nie spisali się również ci, na których narzekał na konferencji prasowej trener Szachtara – Mircea Lucescu. Zawiedli także trenerzy AS Monaco i Hannoveru 96, którzy mimo wcześniejszych obietnic nie przywieźli do Lublina wszystkich najlepszych zawodników. Niestety oceniając turniej Lotto Lubelskie Cup w sześciostopniowej skali, trzeba powiedzieć, że zasłużył on tylko na 2, i to wyłącznie dzięki emocjonującym karnym z półfinału między Szachtarem a Lechią oraz ciekawej pierwszej połowie spotkania o trzecie miejsce. Wracając jeszcze do kibiców, podsumowując zainteresowanie turniejem, trzeba zauważyć, że większą uwagą cieszył się odbywający się w sobotni wieczór na placu zamkowym festiwal kabaretowy. Widok smutny. Piłkarze, jakich Lublin chyba nigdy nie miał okazji oglądać, przyjeżdżają do tego miasta, a lublinianie wolą śmiać się z głupich żartów. No cóż, widać, że Lublin nie zasłużył na wielką piłkę. Lublin zasłużył co najwyżej na kabaret.