Zlatan Ibrahimović – samozwańczy król futbolu


Na czym polega fenomen szwedzkiego napastnika?

25 września 2018 Zlatan Ibrahimović – samozwańczy król futbolu

Urodził się po to, by zadziwiać świat. Nie tylko swoją grą, lecz przede wszystkim bramkami przechodzącymi najśmielsze oczekiwania. Jego gole są szczególnej urody. Są nietuzinkowe i potrafią wzbudzać zachwyt. Na co dzień arogancki i słynący z kontrowersyjnych wypowiedzi, lecz na boisku nie można mu odmówić finezji. Mimo bycia w cieniu Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo wciąż jest sobą. Jedyny w swoim rodzaju. Po prostu Zlatan Ibrahimović.


Udostępnij na Udostępnij na

Człowiek, który niedawno przeszedł do historii jako jeden z nielicznych piłkarzy mających na swoim koncie ponad 500 bramek. Przez wielu uwielbiany, przez innych niedoceniany. Popularny „Ibra” wbrew powszechnej opinii ciągle robi swoje i już teraz staje się żywą legendą światowego futbolu.

Trudne początki

Zlatan Ibrahimović urodził się w 1981 roku w szwedzkim Malmo. Mimo iż przyszedł na świat w Skandynawii, jego korzenie sięgają znacznie dalej, na południe Europy. Rodzice wywodzili się z Bałkanów, stąd też można określić pochodzenie nazwiska przyszłego piłkarza. Ojciec jest Bośniakiem, z kolei matka Chorwatką. Wskutek wewnętrznych konfliktów przeprowadzili się do Szwecji, by tam rozpocząć na nowo dotychczasowe życie.

Biorąc pod uwagę, że przedmieścia Malmo były zbieraniną ludzi o różnej genealogii, również tam można było stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Wojna na południu i bezradność ojca w odmiennym świecie przyczyniły się do tego, że opiekun zaczął popadać w nałóg, a butelki alkoholu były jego dziennymi towarzyszkami. Matka próbowała chwytać się każdej pracy, by utrzymać rozpadającą się rodzinę. Nic dziwnego, że młody Zlatan, bez żadnych perspektyw na życie, brał przykład z otaczającego go środowiska. Zaczął rozrabiać, kraść, toczył bójki z kolegami. Od obrania złej drogi uratowało go zamiłowanie do piłki nożnej. To jej pragnął się poświęcić, a świadomy swojej pewności siebie wiedział, że jest w stanie daleko zajść i wyrwać się z rodzinnego miasta.

Wielka ucieczka

Przyszły gwiazdor jest wychowankiem Malmo FF, w którym zadebiutował w 1999 roku. W szwedzkim zespole grał przez dwa lata, lecz po tym czasie zrobił się on dla niego zbyt ciasny. Piłkarz z wielkim ego uznał, że jego ambicje przerastają poziom gry w klubie i całej szwedzkiej lidze. Musiał wyjechać, by móc jeszcze bardziej się rozwinąć. Po zawodnika zgłosił się Ajax Amsterdam, który w Europie jest znany z posiadania jednej z najlepszych piłkarskich szkółek.

Zlatan wiedział, że robi dobry krok, a 8 mln euro to jeszcze nie taka bagatelna kwota za młodego gracza. I Malmo, i Ajax dobrze na tym interesie skorzystały. W Amsterdamie spędził trzy sezony, w ciągu których zdobył dwukrotnie mistrzostwo Holandii (2002, 2004) oraz za jednym razem Puchar i Superpuchar kraju (2002). W 2002 wystąpił ze Szwecją na mistrzostwach świata w Korei i Japonii, jednak dopiero po mistrzostwach Europy w 2004 roku na portugalskich boiskach zaimponował całemu światu. I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie ciągle napiętnowane konflikty w szatni Ajaksu, które sprawiły, że młodzieniec postanowił spróbować sił gdzie indziej.

Kierunek Włochy

W 2004 roku, za kwotę dwukrotnie wyższą, Ibrahimović przechodzi do Juventusu Turyn. Transfer ten zawdzięcza swojemu agentowi, Mino Raioli. Serie A była wówczas jedną z czołowych lig Europy. Obecnie również należy do pierwszej piątki, lecz pozostaje nieco w cieniu Primera Division oraz Premier League. Włochy okazały się dobrym kierunkiem dla eksplozji umiejętności szwedzkiego napastnika. Tym bardziej że włoski futbol lubi opierać się na faulach taktycznych i twardej grze defensywnej, a gracz o charakterze wojownika z pewnością nie należał do tych, którzy odsuwają nogę.

Pierwszy sezon w barwach „Starej Damy” Zlatan miał rewelacyjny. Występował w niemalże wszystkich meczach i strzelił 16 bramek. W drugim szło już nieco gorzej. A jeszcze bardziej demotywował go fakt, że w kolejnym roku Juventusowi zostało odebrane mistrzostwo Włoch. Po 2005 i 2006, kiedy to „Bianconeri” sięgali po tytuł, decyzją Włoskiego Związku Piłki Nożnej, opierającej się na słynnej aferze korupcyjnej Calciopoli, ostatecznie Juventus zostaje zdegradowany do Serie B.  A „Ibra” jako wielki piłkarz nie mógł sobie pozwolić na taki obrót sprawy. Już wtedy objawiał niezwykły talent, więc nie pozostawało nic innego jak wsiąść do autobusu zmierzającego do Mediolanu.

W 2006 roku, za 25 mln euro, założył koszulkę Interu. W Mediolanie pokazał, jak się wygrywa i strzela bramki. Trzy sezony i trzy mistrzostwa Włoch (2007, 2008, 2009) oraz podwójny Superpuchar Włoch (2006, 2008) robią wrażenie. Ponadto w ostatnim roku gry w barwach „Nerazzurrich” został królem strzelców Serie A, mając na koncie 25 bramek. W międzyczasie wystąpił na mistrzostwach świata w Niemczech (2006) oraz mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii (2008). Po pięciu latach gry na Półwyspie Apenińskim Szwed zapragnął gry w klubie, który sprosta jego wciąż rosnącym wymaganiom. Piłkarz rzucił sobie nie lada wyzwanie, a korzystając z zainteresowania, jakie skierowała na jego osobę FC Barcelona, dopiął swego, będąc zawodnikiem jednego z najlepszych zespołów globu.

Z nieba do piekła i z powrotem

70 mln euro, jakie wydano na reprezentanta „Trzech Koron”, a do tego oddanie Interowi Samuela Eto’o było najgorszym ruchem „Dumy Katalonii” na przestrzeni ostatnich lat. Nie dlatego, że Zlatan okazał się za słaby na hiszpańskie rozgrywki, lecz z powodu całkowicie odmiennej wizji gry.

Barcelona to zespół, który cechuje ofensywny futbol składający się z licznych podań i niezwykle składnych akcji. Bez wątpienia największym kreatorem wielu z nich był i jest Leo Messi. Ibrahimović miał swój pomysł na grę, nie dał się wcisnąć w ciasne ramy szkoleniowe ówczesnego trenera „Barcy”, Pepa Guardioli. Takie zachowanie skutkowało wieloma konfliktami, aż w końcu doprowadziło do tego, że Guardiola unikał Szweda i zamierzał go jak najszybciej sprzedać.

I znów do drzwi zapukała Serie A, która okazała się jego wybawieniem. Tym razem w kolejce ustawił się drugi klub z San Siro, AC Milan. Mimo iż w Hiszpanii piłkarz mógł cieszyć się z mistrzostwa w Primera Division (2010), Superpucharu Hiszpanii, Superpucharu Europy i triumfu w klubowych mistrzostwach świata, to jednak rok przebyty w Katalonii nie należał do najlepszego okresu. Piłkarz potrzebował zmian i poczucia, że wciąż może być geniuszem w swym fachu.

Milan, który wypożyczył zawodnika, a następnie musiał wykupić go za 30 mln euro, był w stanie choć na chwilę sprostać pragnieniom buntownika. Już w pierwszym sezonie zdobyte mistrzostwo Włoch (2011) i wygrana w Superpucharze Włoch (2011) dodały Zlatanowi na tyle pewności siebie, że w następnym roku pokusił się o drugą we włoskiej lidze koronę króla strzelców. Swój dorobek powiększył do 28 bramek.

Francuska przygoda

Kolejne grube lata zaakcentował we Francji, gdzie za 23 mln euro przeszedł do Paris Saint-Germain. W Paryżu z miejsca stał się gwiazdą, w dodatku najlepiej zarabiającą w Ligue 1. Mógł w końcu poczuć się w pełni doceniany. W ciągu czterech sezonów celebrował cztery razy mistrzostwo Francji (2013, 2014, 2015, 2016), dwukrotnie sięgał po Puchar Francji (2015, 2016) oraz trzykrotnie triumfował w Pucharze Ligi Francuskiej (2014, 2015, 2016) i Superpucharze Francji (2013, 2014, 2015). Do tych sukcesów dorzucił koronę króla strzelców Ligue 1 w 2013 (30 goli), 2014 (26 goli) i 2016 (38 goli).

Na szczególną uwagę zasługuje fakt potwierdzający, że to właśnie w stolicy Francji Zlatan mógł unaocznić swój piłkarski kunszt. W 122 meczach zdobył aż 113 goli. Fantastyczny wynik. Do tego występy i bramki w Lidze Mistrzów, w której barierą nie do przekroczenia była 1/4 finału.

Bitwa o Anglię

Był czas na Holandię, Włochy, Hiszpanię oraz Francję, przyszedł i również moment, by pokazać swój geniusz w Anglii. Na Wyspach wybrał Manchester United, który od chwili opuszczenia trenerskiej ławki przez sir Aleksa Fergusona pozostaje w cieniu rywali. Napastnik wybrał klub z Old Trafford, by przywrócić mu utraconą chwałę i pomóc wrócić na angielski tron.

Już w swoim debiucie, w meczu o Tarczę Wspólnoty z Leicester (2016), dał swoim nowym kolegom zwycięstwo i tym samym zdobył pierwsze trofeum w barwach „Czerwonych Diabłów”.  A tydzień później mógł się cieszyć z premierowego gola w Premier League. W Manchesterze spędził niespełna dwa sezony. Po pierwszym do swojego piłkarskiego CV może dołożyć zwycięstwo w Lidze Europy (2017) oraz w Pucharze Ligi Angielskiej (2017).

Jednak grę w Anglii nie może wspominać sielankowo. Bolesna kontuzja doznana podczas ćwierćfinałowego meczu z Anderlechtem w Lidze Europy wyeliminowała go bowiem na wiele miesięcy z uprawiania sportu. Zerwane wiązadła w kolanie dla wielu kibiców oznaczały już koniec kariery szwedzkiego piłkarza. Ale „Ibra” to człowiek, który się nie poddaje, a jego silny charakter doskonale o tym świadczył. Na jakiś czas zniknął z europejskich boisk po to, by… zawładnąć Ameryką.

Amerykański sen

23 marca 2018 roku Manchester United poinformował, że rozwiązuje, za porozumieniem stron, umowę z Ibrahimoviciem w trybie natychmiastowym. Dlaczego? Szwed, biorąc pod uwagę liczne rozmowy z Davidem Beckhamem (jeszcze z czasów gry z Anglikiem w PSG), zdecydował się na krok, który ostatnimi czasy jest bardzo w modzie. Europę zamienił na Stany Zjednoczone, gdzie w barwach Los Angeles Galaxy podbija Major League Soccer.

Nie trzeba zaznaczać, że jest kolejnym gwiazdorem, który opuścił Stary Kontynent, by u schyłku kariery spróbować sił na nowym gruncie. I już 31 marca, w swoim debiucie przeciwko drużynie Los Angeles FC, dał nowemu klubowi jakże cenne zwycięstwo 4:3. Co więcej, ekipa z Miasta Aniołów do 50. minuty przegrywała z odwiecznym rywalem aż 3:0. Chwilę później padają bramki kontaktowe, a w 71. minucie na murawę wchodzi Zlatan. I nagle jakby w drużynę został tchnięty dobry duch motywacji. Szwed zdobywa efektownego gola, doprowadzając do remisu, a w końcówce spotkania stawia kropkę nad „i”, dobijając przeciwnika. I kto tutaj jest najlepszy? – chciałoby się powiedzieć po wielkim powrocie „Ibracadabry” na piłkarskie boiska.

37-latek od razu stał się gwiazdą futbolowego Hollywood. Poczuł smak sukcesu i znów zapragnął urzekać oraz oczarowywać swoją boskością tamtejszych kibiców. Choć jego zespół spisuje się poniżej oczekiwań, przeplatając udane występy tymi wręcz fatalnymi, to napastnikowi nie można odmówić skuteczności. Z kolei to, co zrobił 16 września w spotkaniu z Toronto FC, na pewno przejdzie do historii. Na zegarze meczowym wybija 43. minuta, a drużyna Szweda przegrywa 0:3. Wówczas podanie w pole karne ląduje prosto na nogę Zlatana, a ten w swoim stylu niczym wojownik kung-fu zdobywa bramkę będącą jego 500. golem w karierze. Mimo starań Galaxy przegrywa 3:5, lecz nieszablonowy zawodnik znów był na ustach całego świata.

Messi, Ronaldo i Ibrahimović

Sylwetka Ibrahimovicia jest na tyle kontrowersyjna i wzbudzająca zachwyt, że aby zrozumieć jego styl bycia, trzeba mieć podobny charakter albo podejść z dystansem do jego zachowań. Wówczas z całej grupy wyłonią się ci, którzy będą uwielbiali Szweda, a w tyle pozostaną osoby, dla których jest on utrapieniem.

W czasie swojej piłkarskiej kariery poznał ludzi, dzięki którym mógł się rozwinąć, którzy doceniali jego wyjątkowy talent. Z kolei na całą resztę potrafił się wypiąć, ponieważ przekonany o swojej idealności, nie zamierzał tracić czasu na zbędne gadanie. Również w reprezentacji „Trzech Koron”, dla której w 116 meczach zdobył 62 goli, spotykał się z różnymi obozami sympatii. Jednakże dla większości jest gwiazdą, która już za życia przeszła do historii jako najlepszy piłkarz skandynawskiego kraju. Reprezentowanie żółto-niebieskich barw zakończył w 2016 roku. Teraz skupia się tylko na piłce klubowej.

https://www.youtube.com/watch?v=slUUr1A0Z1o

Do gabloty pełnej sukcesów zabrakło mu tylko zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Ten turniej był poza zasięgiem „Ibry”. Może dlatego również Złota Piłka skrzętnie omijała jego ręce na korzyść dwóch innych wirtuozów gry, Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Każdy z nich prezentuje odmienny styl gry, każdy z nich na swój sposób jest wyjątkowy i wielki. Lecz na dobrą sprawę Ibrahimović niczym nie odstaje do Argentyńczyka i Portugalczyka. Mimo bezczelności, arogancji i krnąbrnego charakteru nie można mu odmówić doświadczenia, talentu, kreatywnej myśli i ducha walki.

Wielbiciel teakwondo, w którym tuż przed wkroczeniem w profesjonalny futbol zdobył czarny pas, potrafi przekraczać wszelkie granice, nie tylko w grze fair play, ale przede wszystkim w boiskowych prawach fizyki. Nie jest istotne, czy ktoś potwierdzi jego kunszt, ważne, że on sam jest świadomy swojej efektownej gry. Nieraz to podkreślał w wywiadach czy na konferencjach, a dzięki temu kolejny raz z rzędu stawał w centrum uwagi.

On doskonale wie, że jest bezkonkurencyjnym mistrzem w swojej dziedzinie. Niekwestionowanym specjalistą od strzelania niecodziennych bramek. A przecież zwykłe gole też się liczą. Lecz Zlatan musi czymś się wyróżniać, nie może być taki jak inni. Wszystko jest przeciętne albo dobre, a oryginalność to znak firmowy szwedzkiego napastnika. Pragnie zamknąć usta krytykom, dziennikarzom dać powody do serwowania mu należnych zaszczytów, a rywalom zapisać się na stałe w pamięci. Nazywając siebie nieraz bogiem, potwierdza swoje silnie rozwinięte ego. Natomiast ostatni jubileusz, czyli cudowna 500. bramka w karierze, to piękny obrazek, jak wielkim, niedocenionym fenomenem jest Zlatan Ibrahimović. Samozwańczy król futbolu.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze