Zidanes y… Zidanes


Real Madryt Zinedine'a Zidane'a stanie przed szansą pobicia rekordu Barcelony Pepa Guardioli

21 września 2016 Zidanes y… Zidanes

Zinedine Zidane obejmując posadę trenera „Królewskich”, doskonale wiedział, na co się pisze. „Zizou” zdawał sobie sprawę z tego, że od pierwszego dnia będzie oceniany, porównywany czy krytykowany. Sam chyba jednak nie wierzył, że zaledwie po nieco ponad pół roku będzie mógł usunąć w cień samego Pepa Guardiolę. 


Udostępnij na Udostępnij na

Były reprezentant Francji znał madryckie realia, wszak swego czasu Florentino Perez uczynił go najdroższym piłkarzem świata i swoim drugim galaktycznym transferem, który zapoczątkował niejako w stolicy Hiszpanii epokę Zidanes y Pavones. Epokę, która – nie ukrywajmy – zakończyła się fiaskiem. Ówczesny projekt Pereza opierał się na połączeniu wielkich gwiazd i wychowanków. Cichym liderem tamtego Realu nazwać możemy właśnie Zidane’a, który – pomimo porywczego niekiedy temperamentu na boisku – był piłkarzem i człowiekiem nadzwyczaj spokojnym, skrytym w sobie. Perez chciał jednak, by Real utożsamiać właśnie z jego osobą. Podobnie sytuacja wygląda obecnie.

Zidane-trener skradł serca większości kibiców Realu jeszcze przed oficjalną informacją o jego zatrudnieniu. Piłkarzy porwał równie szybko. Nawet Jose Mourinho (no może na samym początku) nie mógł liczyć na takie zaufanie i zrozumienie w szatni madrytczyków. Portugalczyk przychodził jednak na Concha Espina w glorii i chwale z jednym celem  zdetronizowania wielkiej Barcelony, która w każdym kolejnym meczu robiła z „Królewskich” sieczkę. Zidane przybył z kolei, by posprzątać. Posprzątać po Benitezie, którego kulisy zatrudnienia pozostaną słodką tajemnicą Florentino Pereza. Sternik „Królewskich” chce jednak, by obecny Real wyglądał tak samo jak na boisku prezentował się sam Zidane. Zawsze elegancki, grający jakby nieco od niechcenia, ale niezwykle widowiskowy i przede wszystkim efektywny. Real Zidane’a co prawda na razie nie prezentuje wszystkich tych cech, ale jest do bólu skuteczny, a to na początku każdej przygody, każdego trenera, z każdym klubem jest najważniejsze.

Jeśli „Królewskim” uda się dzisiaj pokonać Villarreal, pobiją rekord Barcelony Pepa Guardioli w liczbie kolejnych zwycięstw z rzędu w La Liga. Barca w sezonie 2010-2011 wygrała 16 kolejnych meczów, po drodze miażdżąc między innymi „Królewskich” Jose Mourinho aż 5:0. Zidane już ten wynik wyrównał i potrzebował na to nieco ponad pół roku. Jeśli dzisiaj na Bernabeu nie wydarzy się nic niespodziewanego, to Francuz na stałe wpisze się do historii ligi. Być może wyniki Realu nie wyglądają tak okazale jak te Barcelony sprzed pięciu lat, ale nie od dzisiaj wiadomo, że za styl punktów się nie dodaje.

Katalończycy prowadzeni przez Guardiolę, oprócz wspomnianego 5:0 z Realem, pokonali również m.in. 8:0 Almerię czy 3:0 Atletico. Na serię 16 z rzędu zwycięstw „Zizou” składają się z kolei np. wygrane 7:1 z Celtą czy 5:1 z Getafe, ale także 2:1 na Camp Nou z Barcą. Barcelona w trakcie swojej zwycięskiej ścieżki zdobyła 60 goli i straciła sześć przy zaledwie 39 bramkach zdobytych i sześciu straconych przez Real Zidane’a. Nie sposób nie zauważyć, że seria Barcelony trwała w sezonie 2010-2011 od 7. kolejki do 22. Parafrazując klasyka, trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że pan Zidane wszedł do akcji z marszu, na czczo, nawet rąk nie umył. Francuz musiał zmierzyć się z rozbitą szatnią, która sezon spisała już na straty. Na jego koniec Ramos podniósł jednak w górę Puchar Europy, a w lidze Real tracił do Barcy zaledwie jedno oczko.

W pierwszych 24 meczach w La Liga Guardiola 19 razy wygrywał, trzy razy remisował i dwa razy przegrywał. Liczby Zizou to odpowiednio 21-2-1

Obserwując reakcje fanów ligi hiszpańskiej, nie sposób nie zauważyć dwóch obozów dotyczących Zidane’a. Jeden składa się z ludzi, którzy są w nim absolutnie zakochani. Drugi z kolei tworzą ci, którzy nie do końca są przekonani co do jego umiejętności. Największym atutem Francuza jest fakt, że nikt, ale to absolutnie nikt w tej kadrze, nie jest w stanie mu – mówiąc kolokwialnie – podskoczyć. „Zizou” ma władze absolutną i każdy jego piłkarz chce dla niego walczyć. Trudno mówić o jakimkolwiek stylu zaproponowanym do tej pory przez „Los Blancos”, ale wyniki bronią zarówno klub, jak i trenera.

Niezliczone możliwości

Wiszący nad Realem Madryt przez całe lato ban transferowy nie zaburzył spokoju ducha „Zizou”. Francuz od początku był zadowolony z posiadanej kadry i wiedział, że jest w stanie powalczyć z nią o wszystko. Brak galaktycznego transferu zaszokował jednak wszystkich, pokazując jednocześnie, że legenda francuskiej piłki potrafi wpłynąć nawet na Florentino Pereza. Zidane ma jednak obecnie bardzo szerokie pole do popisu. W drugiej linii panuje aż przepych, który doprowadza go do bólu głowy podczas ustalania składu na dany mecz. Madrytczycy na razie nie czarują swoją grą, nie są tak eleganccy jak ich trener, ale fakt, że nawet zepchnięty na boczny tor James ma wielką ochotę zapieprzać po boisku, kiedy tylko pośle go na nie Zidane, sprawia, że punkty powolutku się zbierają.

Szeroka ławka jest bez wątpienia jednym z podstawowych czynników, które wpływają na to, że Real tak znakomicie zakończył poprzedni i rozpoczął obecny sezon. Nie można jednak uciec od tego, że największa w tym rola Zidane’a, który ma w tej problematycznej szatni olbrzymi posłuch. Wszyscy, nawet Cristiano Ronaldo, wiedzą, kim był Zizou jako piłkarz i Francuz stale przypomina o tym, często biorąc udział w treningowych gierkach. Jest blisko swoich podopiecznych i każdego traktuje tak samo. Bezpośredniość i szczerość sprawia, że „Los Blancos” są gotowi wskoczyć za swoim trenerem w ogień. A w meczu przeciwko Villarrealowi na pewno nie przepuszczą okazji, by podarować trenerowi chwilę chwały.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze