Na pewno każdy oczekuje kolejnej historyjki o tym, jak to Francja wspaniale szkoli młodzieżowców, itp. Nie tym razem. Tino Kadewere urodził się i szkolił w Zimbabwe. Potem trafił do Szwecji, gdzie po kilku latach gry wypatrzyli go ludzie z drugoligowego Le Havre. Tam zaczął strzelać jak na zawołanie. I dlatego jest dzisiaj w Lyonie.
– Zaczął płakać i powiedział, że nie chce wracać do Zimbabwe, więc wypożyczyliśmy go. Zobaczyliśmy jego talent i od razu w niego uwierzyliśmy – tak początki Kadewere’a po latach opisuje Bosse Andersson, czyli dyrektor sportowy szwedzkiego Djurgården. To właśnie w Skandynawii młody zawodnik z Afryki rozpoczynał swoją europejską przygodę. W 2015 r. był on na testach zarówno w Szwecji, jak i we Francji. Kluczowym aspektem przy wyborze klubu okazała się bariera językowa. Zawodnik z byłej kolonii brytyjskiej wówczas nie znał choćby słowa po francusku.
– Nie byłem gotowy na europejski futbol. Głównie z powodu bariery językowej. W Sochaux nikt nie mówił po angielsku, inaczej niż w przypadku Djurgården. W związku z tym Szwecja była idealnym miejscem do aklimatyzacji – później tłumaczył swoją decyzję sam Kadewere.
Nos szwedzkich działaczy
W Szwecji zawodnik z Zimbabwe nie wszedł „z buta” do pierwszego zespołu. Oczywiście widziano potencjał w 19-latku. Po krótkim wypożyczeniu wykupiono go, lecz na pierwszy skład trzeba było sobie zasłużyć. Taką szansę od trenera Olssona Kadewere otrzymał dopiero podczas meczu z Hammarby. Był to kwiecień 2016 r. Djurgården przegrało 1:3, a młody zawodnik został zmieniony po 65 minutach gry. Dzisiaj jest to skrzydłowy, jednakże wówczas grał na środku pomocy.
Sam zawodnik nie ukrywa, że jego zaletą jest duża wszechstronność. – Nazywano mnie kompletnym zawodnikiem, ponieważ zaczynałem w pomocy i czasem grałem na skrzydłach. U siebie w domu zwracałem uwagę na umiejętności i szybkość. Ale kiedy przyjechałem do Szwecji, wszystko się zmieniło, ponieważ zostałem przeniesiony na „dziewiątkę” i nauczyłem się grać dla drużyny. Szybkość mam zawsze, umiejętności techniczne też, ale skupiam się bardziej na tym, czego oczekuje ode mnie drużyna. Nie chcę koniecznie wychodzić naprzód – tak tłumaczy swój styl gry Kadewere.
Faktycznie, zgodnie ze swoimi relacjami został szybko przesunięty na środkowy atak. Jednak miał problemy z regularną grą – był raczej uzupełnieniem składu niż kluczowym zawodnikiem drużyny. Jego statystyki też nie powalały. Co prawda był już reprezentantem swojego kraju, ale taki przypadek w Europie nie był niczym nowym. Aż do 2018 r. Wtedy we wszystkich szwedzkich rozgrywkach Kadewere strzelił łącznie 12 bramek i zaliczył 4 asysty. Byłoby ich jeszcze więcej, ale w trakcie sezonu piłkarz naderwał więzadło w kolanie. Jednak nie zniechęciło to zainteresowanych skautów. Najkonkretniejsi byli działacze Le Havre. Czyli znowu w życiu afrykańskiego piłkarza pojawiła się Francja.
Vive la France!
– Ma dobre warunki fizyczne, jest szybki, mobilny, dość zręczny technicznie, potrafi uczestniczyć w grze (…), jest świadomy, rozważny, inteligentny – tak argumentował swój wybór człowiek odpowiedzialny za sprowadzenie 22-latka do Francji – Bernard Pascual. Początkowo można było mu zarzucać pomyłkę i źle wydane 2 miliony euro. Cały zespół grał słabo i poniżej oczekiwań. Ale po kiepskim sezonie zmieniono szkoleniowca i wtedy kariera Kadewere’a ruszyła znacząco do przodu. Był to początek 2019 roku.
Urodzony w Zimbabwe piłkarz miał szczęście, bo trafił na renomowanego we Francji Paula Le Guena, który na nowo poukładał Le Havre i dostosował grę drużyny do ówczesnych warunków. Szybko nabrał przekonania do niezłego technicznie napastnika. Po pół roku dobrej gry Kadewere’a błyskawicznie wypatrzyły większe kluby. Najwięcej samozaparcia miał Juninho, którego Lyon przeżywał kryzys. Brazylijski dyrektor sportowy bez większych oporów wydał 12 milionów euro, a potem zgodził się pozostawić piłkarza w Le Havre na kolejne pół roku. Koniec końców zawodnik z Harare strzelił 20 bramek w 24 meczach i szybko zyskał popularność we Francji.
Rudi Garcia znalazł sposób
Lyon Rudiego Garcii pokazał swój potencjał już w ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzów, kiedy sensacyjnie zdołał awansować do półfinału. Kadewere przychodził do zespołu uskrzydlonego drobnym sukcesem po wcześniejszych ligowych niepowodzeniach. Początkowo tradycyjnie potrzebował trochę czasu na aklimatyzację. I ponownie trochę szczęścia.
„Les Gones” nie weszli zbyt dobrze w nowy sezon. Francuski szkoleniowiec dużo kombinował ze składem personalnym. Wiedział, że chce grać ustawieniem z wahadłowymi, lecz miał wątpliwości co do obstawy ataku. Moussa Dembelé był, łagodnie mówiąc, niezbyt skuteczny, a Toko Ekambi też nie mógł się rozkręcić. Wszystko kręciło się wokół Memphisa Depaya, którzy rządził i dzielił na boisku. Zawodnik z Zimbabwe początkowo mógł tylko zmieniać tych panów w końcowych minutach meczów.
Na dobre swoją przygodę w Lyonie Kadewere rozpoczął w meczu ze Strasbourgiem. Dlaczego? Wówczas Lyon przerwał swoją tragiczną przerwę pięciu meczów bez zwycięstwa, a sam zawodnik został po raz pierwszy od czasu przyjazdu do Francji ustawiony na skrzydle. Był to o tyle doniosły moment, że nowy nabytek wreszcie odpłacił się za zaufanie kierownictwa bramką. I powolutku worek zaczął się rozwiązywać. Co prawda w kolejnych meczach z Monaco i Lille Kadewere nie trafił do siatki, jednak z nim w drużynie Lyon zaczął wychodzić z kryzysu.
Kiedy Rudi Garcia zdecydował się odstawić napastnika od pierwszej jedenastki, to ten zaraz uratował mu skórę. W meczu z Saint-Etienne „Les Gones” przegrywali 0:1. Na ostatnie pół godziny wszedł Kadewere, który swoimi dwoma bramkami wywalczył zwycięstwo. W kolejnym spotkaniu grał już od pierwszej minuty. Ale zrobił to samo – ukuł dzielnie broniące się Angers i zapewnił skromne zwycięstwo dla lepszych zawodników z Lyonu. Ten, kto nie widział wtedy miny trenera Angers po stracie bramki, niech żałuje!
Walka z PSG
PSG nie jest niekwestionowanym liderem Ligue 1. Trzeci w tabeli Lyon traci zaledwie dwa punkty do prowadzącej ekipy z Paryża. Wszyscy we Francji ostrzą sobie zęby na to spotkanie. Oficjalny serwis „Les Gones” pokusił się nawet o sporządzenie ciekawej statystyki. Porównał wyniki tria Ekambi – Depay – Kadewere do trójki Neymar – Kean –Mbappé. Z zestawienia wynika, że napastnicy Rudiego Garcii są tylko o jedną bramkę gorsi od bardziej renomowanych oponentów. Co prawda autorzy nie wzięli pod uwagę oczywistego faktu, że przytoczeni zawodnicy PSG rozegrali kilka meczów mniej. No ale pewną siłę Lyonu na pewno to prezentuje. Brak wielkich różnic było widać podczas wyrównanego finału Coupe de France, kiedy podopieczni Thomasa Tuchela wygrali dopiero po rzutach karnych.
Sporym osłabieniem Lyonu może być ewentualna absencja Memphisa Depaya. Sam Rudi Garcia przyznał, że występ Holendra nie jest pewny, ponieważ cierpi on z powodu drobnego urazu mięśniowego. Jednak poza tym oba zespoły powinny wystąpić w praktycznie najmocniejszych składach. PSG będzie na pewno trochę narzekać z powodu braku Icardiego i Bernata. Ale o ile nie dojdzie do poważniejszych turbulencji, to na boisko powinien wyjść taki sam skład jak w meczu z Basaksehirem.
– To drużyna, która gra bardzo agresywnie i nie uczestniczy w tym sezonie w europejskich pucharach, więc będzie miała przewagę w przygotowaniu fizycznym. Wiemy, że są świeżsi i kiedy oglądamy ich grę, to wiemy, że są jedną z lepszych drużyn w lidze – zwracał uwagę na przedmeczowej konferencji Thomas Tuchel.
Ekambi i Kadewere czy Neymar i Mbappé? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale rzeczywistość jak zwykle może zweryfikować nasze oczekiwania.