Dzisiaj na tapet wędruje kolejny z byłych piłkarzy Śląska, który podobnie jak Piotr Ćwielong jest zawodnikiem 2. Bundesligi. Jednak w przeciwieństwie do ostatniego bohatera „Zapomnianych” 28-letni pomocnik St. Pauli w każdym z dotychczasowych spotkań obecnego sezonu wychodził na boisku w podstawowym składzie.
Mimo że w większości meczów bywał zmieniany przed końcowym gwizdkiem, to najważniejsze, że cały czas pozostaje w rytmie meczowym, zamiast siedzieć na ławce lub na trybunach w Club Brugge, z którego jest tylko wypożyczony do Niemiec.
Sobota zbiera niezłe noty od niemieckich dziennikarzy, którzy chwalą jego duże zaangażowanie i aktywność, która czasem przekłada się na liczne faule i żółte kartki. Może to być jednak za mało, żeby trafić do notesu Adama Nawałki, gdyż występuje jedynie na zapleczu Bundesligi. Chociaż z drugiej strony regularnie powoływany jest do kadry Thiago Cionek występujący na co dzień zaledwie w Serie B, w przeciętnej Modenie (17. miejsce w ligowej tabeli).
Waldemar Sobota nie mógł odnaleźć swojego miejsca w Belgii, mimo że przychodził za 1,5 mln euro (inne źródła podawały, że było to 500 tysięcy mniej) i pokładano w nim spore nadzieje. Liczyli, że będzie się prezentował równie dobrze co w dwumeczu Śląska z Club Brugge, kiedy praktycznie w pojedynkę rozstrzygnął losy spotkania.
Skoro Sobota najbardziej przeszkadzał w uzyskaniu awansu, to Belgowie postanowili… ściągnąć go do siebie, żeby już więcej nie miał okazji ich skarcić. Miał to być piękny sen polskiego pomocnika, który trafi do solidnej ligi i zrobi duży krok w piłkarskiej karierze. Na początku wyglądało to przyzwoicie, jednak później przypałętał się 19-letni Sander Coopman, którym zauroczony był trener Club Brugge – Michel Preud’homme. Już wtedy było jasne, że dni Soboty w klubie są policzone. Sobocie rola rezerwowego bardzo przeszkadzała, o czym na każdym kroku przypominał, więc jego menadżer, Marek Citko, postanowił znaleźć mu odpowiednie miejsce na piłkarskiej mapie. – Na pewno priorytetem są dla mnie regularne występy. Będę musiał przekalkulować, w jakim zespole nadarzy się szansa gry co tydzień – tak wtedy tłumaczył swoją decyzję 28-letni skrzydłowy.
Jeśli Waldemar Sobota otrzyma bezgraniczne zaufanie od trenera, to potrafi mu się odpowiednio odwdzięczyć, siejąc popłoch wśród defensorów rywala. Miał potencjał, żeby zajść o wiele dalej, a przecież w poważnej piłce pojawił się dopiero w wieku 24 lat, kiedy przechodził z MKS-u Kluczbork do Śląska Wrocław. Na Dolnym Śląsku szturmem zaatakował pierwszy skład, który oddawał tylko w przypadku kontuzji. Z każdym meczem czuł się coraz pewniej w ekstraklasie, co zaowocowało debiutem w reprezentacji Polski przeciwko Bośni i Hercegowinie, w którym zdobył również premierowego gola. Mocne wejście do kadry, a należy przypomnieć, że powołanie otrzymał dopiero w swoim drugim sezonie w ekstraklasie. Automatycznie rodzi się pytanie: gdzie byli wcześniej piłkarscy skauci? Może byśmy częściej oglądali takie rajdy.