Bardzo dziwnie toczy się kariera piłkarska tego solidnego obrońcy. Patrząc na historię jego transferów, mamy do czynienia z istną polsko-rosyjską sinusoidą. Na rozkładzie ma tylko dwa kraje, krążąc między nimi, a wybór zależy od rzutu monetą. Teraz padła na FK Tosno, czyli zaledwie zaplecze rosyjskiej ekstraklasy. Jego nowy zespół zajmuje dopiero przedostatnie miejsce w ligowej tabeli po 12 kolejkach z dorobkiem ośmiu punktów.
Kiedy w styczniu przechodził z Wołgi Niżny Nowogród do FK Tosno, większość pewnie zadawała sobie podobne pytanie:
@sportmar_mario W czym, kurwa?
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) January 9, 2015
Najpierw można było traktować to w formie żartu, ale z czasem zespół Marcina Kowalczyka wyrastał na murowanego kandydata do awansu i mina mogła nam wszystkim zrzednąć. Jednak baraże zakończyły się fiaskiem i polski obrońca miał twardy orzech do zgryzienia. Został pewnie omamiony kolejną wizją walki o Prjemier Ligę i naiwnie skorzystał z propozycji. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna.
O ile w pierwszych dwóch kolejkach obecnego sezonu jego zespół zanotował komplet punktów, o tyle później już było tylko dramatycznie. Miłe złego początki. To były jak dotąd jedyne wygrane. Ostatni raz schodził z boiska jako zwycięzca… 16 lipca, czyli ponad 2 miesiące temu. Przez dziesięć następnych kolejek udało się zdobyć tylko dwa oczka.
Jeśli w klubie nie nastąpi wyraźny wstrząs, metamorfoza nie ma racji bytu. Mimo dużych problemów Marcin Kowalczyk nie traci miejsca w składzie, będąc nawet kapitanem zespołu, który jednak powinien jak najszybciej opuszczać ten tonący okręt i wracać do Polski. Przyjęliby go z otwartymi rękami, póki nie jest jeszcze piłkarskim emerytem. Jest w rytmie meczowym, więc dojście do optymalnej formy nie zajęłoby mu wiele czasu.
30-letni obrońca jest na piłkarskim zakręcie, ale przecież jeszcze niespełna dwa lata temu (29.11.2013) z jego usług skorzystał Adam Nawałka, desygnując do gry przeciwko Irlandii, w towarzyskim meczu rozegranym w Poznaniu. Od tego momentu jego piłkarska kariera przypomina równię pochyłą, co tylko potwierdza przedostatnie miejsce w 2. lidze rosyjskiej.
Osiem występów w reprezentacji Polski nie może się mylić. Kiedyś mieliśmy do czynienia z przyzwoitym grajkiem, który nie schodził poniżej pewnego poziomu, jednak nie zawsze podejmował dobre decyzje przy zmianie klubu. Jako uniwersalny zawodnik – potrafiący grać na każdej pozycji w defensywie – powinien być łakomym kąskiem na rynku transferowym. Decydując się na rosyjski kierunek, sam skazał się na zapomnienie. Czasem przeczytamy o nim, jeśli… dostanie czerwoną kartkę. To była zawsze jego pięta achillesowa, niezależnie od ligi, w której występował. Sprawia wrażenie oazy spokoju, ale w stykowych sytuacjach nigdy nie odstawiał nogi, narażając swój zespół na osłabienie.
Obecny sezon powinien być tym przełomowym, podobnie jak u wielu naszych zapomnianych. Jeśli żaden poważny klub nie zgłosi się po niego, to będziemy świadkami smutnego początku końca jego przygody z piłką. Zgubi się w czeluściach rosyjskiego folkloru, który z poważnym graniem nie ma nic wspólnego. A to wszystko na oczach garstki kibiców, którzy na domowe mecze muszą dojeżdżać autobusem 200 kilometrów! Jeden wielki koszmar senny, z którego Marcin Kowalczyk powinien jak najszybciej się wybudzić.