To, co przypuszczano już po cichu przed rozpoczęciem turnieju w niektórych analizach i zabawach, stało się faktem. O ćwierćfinał zagramy ze Szwajcarami. Zespołem, który dość pewnie awansował z własnej grupy do fazy pucharowej i w zasadzie od wielu lat spokojnie kwalifikuje się do największych imprez, często awansując na nich do fazy pucharowej. Brzmi jak trudne wyzwanie. I takie ono z pewnością będzie, gdyż rywal to faktycznie solidna firma. Tylko czy aby na pewno stoimy przed tym meczem na dość niekomfortowej pozycji?
Świeżo i na gorąco po spotkaniu z Ukrainą, po którym wielu z nas krążą różne myśli i wysuwa się ogrom wniosków, postanowiliśmy rzucić okiem na naszego najbliższego rywala, szukając odpowiedzi na pytanie postawione w tytule. Tak, wiemy, że w ciągu najbliższych dni dowiecie się prawdopodobnie wszystko o reprezentantach Szwajcarii łącznie z tym, co jedzą na obiad i jak wyglądają ich sypialnie (dziennikarze TVN-u już przygotowują stosowne materiały). Niemniej u nas dowiecie się tych najbardziej istotnych faktów. Czystych konkretów.
Forma na Euro
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że w fazie grupowej Szwajcarzy zaprezentowali kapitalny futbol, przez który polscy piłkarze mogliby już powoli myśleć o pakowaniu walizek. Ale z pewnością pokazali bardzo solidną piłkę, momentami wyrachowaną. Jasne, czasem grę prowadzili na granicy szczęścia, ale mimo to trudno się doczepić jakoś bardziej do czegokolwiek. Po prostu, zrobili to, co do nich należało. I chociaż fajerwerków nie było, łatwo można odgadnąć, że nie musi to oznaczać takiej samej dyspozycji Szwajcarów w 1/8 finału. Niewykluczone, że w grupie A zawodnicy trenera Petkovicia po prostu grali na tyle, na ile powinni.
Równie dobrze możemy powiedzieć, że nie mieli tam rywala, który postawiłby im trudne warunki. Tym samym skromna wygrana 1:0 z Albanią, którą nasi rywale wywalczyli w pierwszym meczu po ambitnej grze przeciwnika, i remisy po „zwyczajnej” grze z marną Rumunią i przeciętną Francją z innej perspektywy wcale nie muszą wyglądać jako prawdziwy test możliwości „Helwetów”.
Największe atuty
Szwajcarzy to bardzo ciekawa i świetnie poukładana drużyna, z której bije przede wszystkim solidność. Tak jak już powiedzieliśmy, może nie ma tutaj atrakcyjnej gry i fenomenalnych gwiazd, przed którymi należy zachować szczególną ostrożność, ale jest zespół. Ekipa, która ma w swoim składzie kilka bardzo ważnych ogniw, przez które możemy mieć sporo problemów.
I tak już na początku, musimy zwrócić uwagę na golkipera Szwajcarii, Yanna Sommera, który w kilku podsumowaniach zasłużył na miejsce w jedenastce kolejki po świetnym spotkaniu z Albanią. Bardziej zorientowanych nie powinno to dziwić, przecież mowa o jednym z najlepszych bramkarzy Bundesligi. I jeśli gdzieś należy szukać elementów do poprawy w naszym zespole, to z pewnością w skuteczności. Na tym etapie Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski nie mogą już sobie pozwolić na takie błędy, gdyż z Sommerem po prostu będzie cholernie trudno.
Kolejnym bardzo mocnym znakiem rozpoznawczym Szwajcarów są boki obrony. Kamil Grosicki i Jakub Błaszczykowski to piłkarze, na których powinno się chuchać i dmuchać. Gdyż Lichsteiner i Rodriguez to najwyższa półka wśród europejskich bocznych obrońców. Zadanie więc, jak sami widzimy, będzie niełatwe. Szczególnie to pierwsze nazwisko powinno dać wszystkim do myślenia. Grający na co dzień w Juventusie Lichsteiner to profesor, ograny w meczach najwyższej stawki.
Atutem drużyny jest również jej bardzo dobre zbilansowanie. Bardzo dobrze widać to zwłaszcza w drugiej linii. Jest wschodząca gwiazda, Granit Xhaka, mamy tu również bardziej doświadczonych piłkarzy typu Behrami’ego czy Shaquiri’ego. Sporo zamieszania mogą wnieść i inni zawodnicy, np. Embolo czy Dzemaili. Słowem, jest to po prostu bardzo rozsądnie ułożona ekipa, w której proporcje zostały świetnie rozłożone. To nie jest zespół pokroju Słowacji, gdzie jest Hamsik, a potem długo nic. I właśnie ta stabilność to duży atut. Pytanie brzmi, jak duży jeszcze drzemie w tej ekipie potencjał?
Gdzie szukać szansy?
Krótko mówiąc, w środku defensywy rywala. Bo tam po prostu znajduje się ogromna pięta achillesowa zespołu Szwajcarów. Johan Djorou to człowiek, który jest tykającą bombą zegarową i aż prosi się o to, by Lewandowski z Milkiem zakręcili na dobre obrońcą występującym w barwach HSV.
Wydaje się również, że w samym ataku Petković nie dysponuje kimś, na kim powinniśmy skupić szczególną uwagę obrońców. Z pewnością nikt taki w pierwszych meczach się nie ujawnił. Z pewnością plusem dla nas jest styl gry Szwajcarów. W dotychczasowych spotkaniach raczej starali się oni utrzymywać przy piłce, co nie dawało aż tylu efektów. Skoro zatem my tak bardzo lubujemy się w grze z kontry, może właśnie trafiliśmy na właściwego rywala?
Podsumowując, to dobry rywal. Solidny i uporządkowany. Ale zdecydowanie do ogrania. Bo póki co w turnieju nie pokazał czegoś, co mogłoby nam sprawić ogromne trudności. Kwestia rywali? A może oszczędzania sił? Nie wiemy. Ale jedno jest pewne, z taką grą, jaką Szwajcarzy prezentowali w porównaniu z naszą z pierwszych dwóch meczów, mamy duże szanse.
A dalej Chorwacja, drużyna lepsza od nas ale w dalszym ciągu do ogrania oraz w półfinale ktoś pewnie Belgia. W sumie, przy sporym szczęścia nawet o finale można pomarzyć.
W dole drabinki RZEŹ: Francja, Hiszpania, Włochy, Niemcy, Anglia.