Z Norwegią po raz osiemnasty


8 lutego 2011 Z Norwegią po raz osiemnasty

Już w środę naprzeciwko polskich piłkarzy stanie reprezentacja Norwegii. Kibice czekają niecierpliwie na pierwszy gwizdek sędziego, lecz zanim zasiądziemy wygodnie na trybunach lub przed telewizorami, warto sobie przybliżyć historię spotkań z naszymi najbliższymi rywalami.


Udostępnij na Udostępnij na

W dotychczasowej historii Polska spotykała się z Norwegią 17 razy. Bilans zdecydowanie przemawia na korzyść „Biało-czerwonych”, jednak warto zauważyć, że w meczach o punkty, to Skandynawowie częściej schodzili z boiska jako zwycięzcy. Polska triumfowała dziesięciokrotnie, z czego tylko dwie wygrane odnieśliśmy w spotkaniu o stawkę. Z kolei Norwegia, z czterech zwycięstw aż trzy odniosła w potyczce o punkty.

Czy reprezentacja Polski przełamie się w meczu z Norwegią?
Czy reprezentacja Polski przełamie się w meczu z Norwegią? (fot. Michał Jaworski / varieteproductions.com)

Mecze Polski z Norwegią mają długą tradycję. Pierwszy raz z norweskimi wikingami spotkaliśmy się w 1926 roku. W spotkaniu rozegranym w Fredrikstadt „Biało-czerwoni” zwyciężyli 4:3, a łupem bramkowym podzielili się wówczas Mieczysław Balcer i Józef Kałuża. Przed wojną obie ekipy zetknęły się jeszcze dwukrotnie. Na igrzyskach olimpijskich w Berlinie lepsi byli Norwegowie, którzy pokonali naszą drużynę 3:2. Trzeci rozegrany w 1938 roku mecz na stadionie warszawskiej Legii zakończył się remisem 2:2.

Skandynawowie byli pierwszym rywalem Polaków w spotkaniu oficjalnym po zakończeniu II wojny światowej. Mecz rozegrany na stadionie Ullevaal w Oslo zakończył się zwycięstwem gospodarzy i na długo zapadł w pamięci kibiców, gdyż swój debiut zaliczył w nim legendarny snajper Ruchu Chorzów – Gerard Cieślik. Od tej pory w pojedynkach polsko-norweskich na długie lata zapanowała dominacja „Biało-czerwonych”. W 1956 roku obie reprezentacje spotkały się dwukrotnie. W pierwszym pojedynku padł bezbramkowy remis, natomiast drugi mecz, który zakończył się wynikiem 5:3 dla Polski, był koncertem Ernesta Pola, autora czterech bramek. Jeszcze bardziej polubiliśmy grać z Norwegami w 1963 roku, kiedy to znów zaaplikowaliśmy im pięć goli, tracąc zaledwie dwa. Kolejny mecz na stałe trafił do historii polskiego futbolu. 4 września 1963 roku na stadionie Pogoni w Szczecinie rozgromiliśmy Skandynawów aż 9:0. Ten wynik pozostawał rekordem aż do 2009 roku, kiedy to za kadencji Leo Beenhakkera ograliśmy ekipę San Marino 10:0. W tym spotkaniu miało miejsce jeszcze jedno bardzo ważne dla polskiej piłki wydarzenie. Po raz pierwszy w składzie „Biało-czerwonych” na boisko wyszedł 16-letni Włodzimierz Lubański, który swój debiut uczcił bramką.

W 1968 roku w Oslo znów urządziliśmy sobie trening strzelecki. Na wynik 6:1 złożyły się trzy gole Andrzeja Jarosika, dwa Janusza Żmijewskiego i jeden Lubańskiego. Rok później w Łodzi wynik był identyczny. Do bramki dwukrotnie trafiali Lubański oraz Joachim Marx, a po jednym golu dorzucili Kazimierz Deyna i Lucjan Brychczy. W 1984 roku zdarzył się wypadek przy pracy, zremisowaliśmy z Norwegami 1:1. Jednak trzy lata później wszystko wróciło do normy. Kibice we Wrocławiu, po golach Jana Furtoka, Pawła Króla, Jana Urbana i Waldemara Prusika, byli świadkami zwycięstwa gospodarzy 4:1. W 1989 roku katem Norwegów znów okazał się Furtok, który strzelił dwie bramki, a wynik meczu na 3:0 ustalił Dariusz Wdowczyk.

Do 1993 roku Norwegowie byli dla Polski rywalem, z którym nasi zawodnicy poprawiali sobie statystyki strzelonych bramek. Za kadencji Andrzeja Strejlaua wszystko odwróciło się o 180 stopni. Rosnący w siłę Skandynawowie po raz pierwszy od 1936 roku stanęli naprzeciwko „Biało-czerwonych” w meczu o punkty. Porażka 0:1 w Oslo pogrzebała nadzieje naszych zawodników na awans do mistrzostw świata, a także zakończyła czteroletnią kadencję trenera Strejlaua. Jego następca, Lesław Ćmikiewicz, również nie znalazł sposobu na siłowo grających Norwegów i doznał porażki 0:3. Te spotkania były początkiem dobrej passy podopiecznych Egila Olsena, który od niedawna znów jest selekcjonerem reprezentacji naszych najbliższych rywali. Skandynawowie awansowali do mistrzostw świata w 1994 roku, grali też na mundialu cztery lata później oraz na mistrzostwach Europy w 2000 roku. Te dokonania były największymi sukcesami w historii tego kraju.

W 2001 roku za kadencji Jerzego Engela role znów się odwróciły. W Oslo za sprawą dwóch bramek Emmanuela Olisadebe i jednej Bartosza Karwana zwyciężyliśmy po zaciętym meczu 3:2. W spotkaniu rewanżowym w Chorzowie po golach Kryszałowicza, Olisadebe i Marcina Żewłakowa wygraliśmy 3:0 i wywalczyliśmy przepustkę do finałów mistrzostw świata w Japonii i Korei. Później kwalifikowaliśmy się też do mundialu w Niemczech i mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii, czyli przeszliśmy dokładnie tę samą drogę, co Norwegowie.

W ostatnich latach spotkania Polski z Norwegią były przełomowe dla jednej z drużyn. Czy tak samo może być i tym razem? Wydaje się, że nie, bo jest to tylko mecz towarzyski. Jednak w momencie, kiedy reprezentacja Polski nie uczestniczy w kwalifikacjach do mistrzostw Europy i nie zachwyca w spotkaniach towarzyskich, ten mecz ma zupełnie inne znaczenie. Wierzymy, że Polacy tym razem zwyciężą i pokażą jakość, której nie widzieliśmy od dawna, a następnie utrzymają ją do turnieju rozgrywanego w Polsce i na Ukrainie. Jeśli tak będzie, to podobnie, jak stało się w 2001 roku, czy jak działo się w Norwegii w 1993, będziemy dzielić kadencję trenera Smudy na przed i po starciu ze Skandynawami.

Komentarze
~Marcin77 (gość) - 14 lat temu

No wypadało by nareszcie wygrać jakimś fajnym
stosunkiem bramkowym,z rywalem tak naprawdę
dobrym;)Więc będzie to jakaś grubsza próba Naszej
reprezentacji,a zobaczymy co z tego wyjdzie

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze