Z Limanowskiego #5: Trudy z ŁKS-em, klątwa złamana


Bramka Giannisa Papanikolaou z początku meczu zdecydowała o zwycięstwie mistrzów Polski

16 września 2023 Z Limanowskiego #5: Trudy z ŁKS-em, klątwa złamana
Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa

Raków Częstochowa wygrał trzeci ligowy mecz z rzędu przed własną publicznością. „Czerwono-niebiescy” ponownie nie zachwycili, ale jutro mało kto będzie szczególnie wspominał wrażenia artystyczne. Faktem jest, że „Medaliki” na już muszą odnaleźć rytm sprzed września i przerwy reprezentacyjnej. Całościowo i w niuansach.


Udostępnij na Udostępnij na

ŁKS Łódź rozpędzał się przy Limanowskiego z każdą minutą. Pewnie w niektórych chwilach, nie znając drużyn, mielibyśmy problemy z odgadnięciem tej wyżej notowanej. Ale na bardzo wiele pozwolili mu tego wieczoru gospodarze.

– Podeszliśmy ze zbyt dużym respektem, na początku widać było brak pewności. Drużyna zrobiła wszystko, aby mecz zakończył się innym rezultatem, zabrakło nam skuteczności – ocenił szkoleniowiec beniaminka Kazimierz Moskal.

Niepewność

– Nie lubię stwierdzenia, że najważniejsze są trzy punkty. Chcemy wygrywać, prezentując się dobrze w każdej fazie gry. Czy tak było dzisiaj? Pewnie w wielu momentach tak, ale nie cały czas – podsumował krótko sobotnie starcie z łodzianami trener Dawid Szwarga. Rzeczywiście, bo choć spoglądając na statystyki, dostrzec można, że posiadanie piłki i przebiegnięte kilometry były na korzyść częstochowian, to pozostałe liczby w ofensywie przemawiały za „Rycerzami Wiosny”.

I chociaż otwarcie spotkania wskazywało na to, że RKS nie będzie miał większych problemów nad jego kontrolą, to jego piłkarze wielokrotnie do samego końca drżeli o trzy punkty. Szczególne podziękowania za dopilnowanie sprawy należałyby się napastnikowi rywali, Kayowi Tejanowi, który zmarnował dwie bardziej niż stuprocentowe okazje po złych zachowaniach kolejno Adnana i Vladana Kovaceviciów. Dodatkowo z linii bramkowej piłkę wybijał Bogdan Racovitan, a dośrodkowanie Kamila Dankowskiego obiło wewnętrzną część słupka.

To drugi kolejny mecz po starciu z Puszczą Niepołomice, w którym zawodnicy Rakowa Częstochowa rozegrali dużo słabszą drugą połowę w porównaniu z pierwszą. Co do nich kompletnie nie podobne. W tym momencie można zadawać pytanie, czy wpływa na to brak koncentracji i przesadzona pewność siebie czy rozkojarzenie spowodowane myślami o europejskich grupowych wojażach, które rozpoczną się już w najbliższy czwartek. Wiemy jedno – mistrzowie nie mogą zgubić świadomości, że nasze krajowe podwórko nie będzie spacerkiem.

Szczególnie zaskakujące było, jak łatwo miejscowi oddali przeciwnikowi środek pola, mimo że przyjezdni nie opierali na nim swojej gry. Pomijając występy indywidualne, o których w kontekście wielu piłkarzy można mówić różnie, wydaje się, że stuprocentowo z wyjściowym składem nie trafił tym razem trener Dawid Szwarga, który dopiero w końcówce korygował swoje decyzje świetnymi zmianami wspomnianego Racovitana czy Bena Ledermana i Gustava Berggrena. Cały mecz musiał wybiegać za to Bartosz Nowak, który od niepamiętnych czasów rozegrał pełne 90 minut. To trochę podsumowanie tego, jaki bałagan utworzył się na boisku z przebiegu gry.

Przełamanie

Sympatycy częstochowskiego Rakowa wiele jednak z tego spotkania wybaczą swoim ulubieńcom, bo doskonale pamiętają, jak niewygodnym rywalem w dotychczasowej historii rywalizacji był ŁKS Łódź. Na 13 pojedynków ekipa ze świętego miasta zwyciężyła tylko raz, ostatnio dokonując tego 26 lat temu. I tak jak wyższymi mocami zwykle te punkty gubiła, tak nadprzyrodzoną siłą, mimo sporych kłopotów, w następnej zażartej walce je wybroniła.

Po sobotnim meczu możemy mówić o przełamaniu nie tylko jednej niemocy. Również po dłużącym się okresie oczekiwania ekipa „Medalików” zdobyła pierwszego gola w tym sezonie po rozegraniu stałego fragmentu gry. Dotychczas stojącą piłkę na bramkę wykorzystał tylko Fran Tudor w Limassol, ale tylko po rzucie wolnym wykonanym bezpośrednio. Teraz po raz pierwszy po trafieniu mógł się ucieszyć szkoleniowiec odpowiadający za właśnie stałe fragmenty gry drużyny w ataku i obronie:

– Nie jesteśmy skuteczni w tym sezonie tak bardzo w tym elemencie, jak byśmy chcieli. Ale pracujemy nad tym intensywnie, powtarzalnie, więc myślę, że to jest kwestia czasu, kiedy ta skuteczność do nas tutaj wróci i będziemy też wykorzystywać sytuacje – mówił dla nas asystent Dawida Szwargi Jakub Dziółka przed tym spotkaniem. Nie da się ukryć, że mocno liczyć na dalsze dobre rezultaty pracy będą kibice naszych zespołów w europejskich pucharach, począwszy od przyszłotygodniowej potyczki w Bergamo.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze