Termalica Bruk-Bet Nieciecza przegrała na wyjeździe z Ruchem Radzionków. Jedyną bramkę meczu zdobył Adam Giesa. Jak widać, faworyci I-ligi nadal grają w kratkę i trudno przewidzieć, czy ostatecznie zdołają wywalczyć awans do ekstraklasy.
Termalica zajmująca pozycję lidera przyjechała do Radzionkowa po trzy punkty. Zważając jednak na raczej żółwi pościg o awans do ekstraklasy, można było spodziewać się niespodzianki.
Początek meczu sugerował jednak zupełnie odwrotną klasę drużyn. To ambitni gospodarze rzucili się do ataków i nie mieli zamiaru przejmować się wysoką pozycją w tabeli swoich przeciwników. Najpierw z dobrej strony pokazał się Idrissa Cisse, wywalczając rzut rożny, by po chwili ze składną akcją wyszedł Danielewicz.
Goście potrzebowali kilku minut na otrząśnięcie się z początkowego marazmu. Zdecydowanie nie przypominali drużyny, która ma w przyszłym sezonie grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dopiero w 18. minucie doszło do ciekawej akcji ekipy z Niecieczy. Biskup dograł do Lipeckiego, a ten zdecydował się na uderzenie, które plecami zablokował jeden z defensorów Ruchu.
W 31. minucie bliscy zdobycia gola byli miejscowi. Giesa zagrał do Cielucha, a ten zdecydował się na strzał z dystansu. Wyszło mu to całkiem nieźle i jedynie dzięki dobremu refleksowi Sebastiana Nowaka wynik nie uległ zmianie. Był to jednak jasny sygnał, iż poczynania Ruchu mogą w końcu zaowocować bramką.
Chwilę później w końcu się to udało. Trzeba jednak przyznać, iż sytuacja była mocno przypadkowa. Po krótkim rozegraniu rzutu rożnego na mocne wstrzelenie piłki na pole karne zdecydował się Adam Giesa i zrobił to na tyle szczęśliwie, iż wpadła ona do siatki. Z perspektywy przebiegu meczu gol jednak zdecydowanie się gospodarzom należał.
Do przerwy rezultat się już nie zmienił, lecz tuż przed zakończeniem gry w pierwszej połowie do śmiałych ataków ponownie rzucili się gracze z Radzionkowa. W drugiej minucie doliczonego czasu po niezłym dośrodkowaniu ze skrzydła w „szesnastce” odnalazł się Sebastian Radzio, jednak jego mocny strzał głową instynktownie sparował Nowak.
W 50. minucie mogło być już 2:0. Po składnym rozegraniu tercetu Radzio – Danielewicz – Cisse ten ostatni wpakował piłkę do bramki, jednak sędzia nieubłaganym gestem zasugerował pozycję spaloną i gol nie został uznany.
Dopiero w okolicach 60. minuty ocknęli się podopieczni Dusana Radolsky’ego. W niezłej okazji znalazł się Lipecki, nie potrafił jednak tego wykorzystać, tak jak chwilę później Rocki na przeciwległej stronie boiska.
Korzystny rezultat wcale nie zwalniał Ruchu z podejmowania prób zdobycia bramki. Mimo iż to teoretycznie gościom powinno bardziej zależeć na udanej finalizacji swoich akcji, to na murawie niepodzielnie rządzili gospodarze. Zaowocowało to choćby bardzo groźnym uderzeniem Danielewicza, które minimalnie minęło poprzeczkę.
Wraz z upływem czasu piłkarze Termaliki byli coraz to bardziej niedokładni. Z tegoż powodu wynik nie uległ już zmianie do końca spotkania.
I tak wierze w Teremalice!
Ave Teremalica!