Przed finałem mundialu w 1938 roku trener reprezentacji Włoch, Vittorio Pozzo, odebrał telegram od włoskiego dyktatora Benito Mussoliniego o następującej treści: „Wygraj albo zgiń”. Nie wiadomo, jak na tę wiadomość zareagował szkoleniowiec. Wiadomo jednak, że finał wygrał i osiągnął coś, czego nikomu nigdy nie udało się osiągnąć.
Nasz bohater urodził się 2 marca 1886 roku w Turynie. Jako młody człowiek wiele podróżował po Europie. W 1905 roku znalazł się w Zurychu i przez krótki okres grał w barwach Grasschopersu. Lecz jego kariera w Szwajcarii nie była długa. Wrócił do Włoch. W grudniu 1906 roku był jednym z założycieli FC Torino. W klubie grał przez pierwszych pięć lat jego istnienia, lecz nigdy nie był czołowym piłkarzem. Jako zawodnik osiągnął niewiele.

W międzyczasie w trakcie swoich podróży trafił do Anglii, gdzie naprawdę dowiedział się, czym jest futbol. Chodził na mecze Manchesteru United, Arsenalu i Derby. Pracował również w fabryce opon oraz studiował. Z zawodu był dziennikarzem. – Był jednocześnie komentatorem i szkoleniowcem, gdy w 1929 roku zaczął trenować kadrę narodową, wielu dziennikarzy zazdrościło mu, zakładając, że będzie faworyzował gazetę, dla której pracował – wspominał jego syn, Alberto.
Jako 26-latek dostał nieoczekiwanie propozycję poprowadzenia reprezentacji narodowej na igrzyskach olimpijskich w Szwecji. W meczu pierwszej rundy Włochy przegrały po dogrywce z Finlandią 2:3. Warte uwagi jest to, że podczas spotkania Pozzo dokonał zmiany zawodnika (w tamtych czasach taki przepis nie funkcjonował). Vittorio Di Popolo zastąpił Carl De Marchi, ponieważ ten pierwszy nie był w stanie kontynuować gry, a na zmianę zgodzili się Finowie. Włosi, przegrywając, grali już tylko mało ważne mecze, w których ograli Szwedów 1:0 oraz ulegli 1:5 Austrii prowadzonej wtedy przez Hugo Meisla.
Po powrocie z igrzysk funkcję pierwszego trenera powierzyło mu Torino. W sezonie 1914/1915 wywalczył ze swoim klubem wicemistrzostwo ligi, ustępując tylko CFC Genoa. Po tym sezonie rozgrywki ligowe zostały zawieszone z uwagi na I wojnę światową. Jako iż Pozzo świetnie opanował sztukę jeżdżenia na nartach, w czasie wojny służył w jednostce wojskowej w Alpach.
W 1921 roku włoska federacja na stanowisko szkoleniowca powołała sześcioosobową komisję, w której skład wchodził Pozzo, jednak pomysł kilku trenerów nie wypalił i wrócono do tradycyjnej formy. W 1924 roku po raz drugi powierzono naszemu bohaterowi prowadzenie reprezentacji olimpijskiej. Olimpiada w Paryżu wypadła lepiej niż ta w 1912 roku. W pierwszej rundzie Włosi ograli Hiszpanię 1:0, a w kolejnej rundzie bez problemu uporali się z Luksemburgiem, pokonując go 2:0. W ćwierćfinale na drużynę Vittorio Pozzo czekała już Szwajcaria, która po wyrównanym meczu wygrała 2:1. Włosi wrócili do kraju.
W styczniu 1929 roku Pozzo został już na stałe wybrany na selekcjonera. Jedną z pierwszych ważnych decyzji szkoleniowca była rezygnacja z udziału w pierwszych mistrzostwach świata. Włosi podobnie jak większość europejskich ekip uznali wyjazd do Urugwaju za niepotrzebny. W 1932 roku FIFA ogłosiła, iż gospodarzem drugich mistrzostw świata będą Włochy. Mundial stał się szansą dla Mussoliniego, aby pokazać światu rodzący się faszyzm. Przywódca Włoch był chyba pierwszym politykiem, który do swych celów wykorzystał futbol, lecz czy dyktator rzeczywiście kochał piłkę, tego nie wiadomo. Pozzo od władzy dostał wszystko, aby przygotować drużynę jak najlepiej. I z tego przywileju skorzystał. Trenował on swój zespół w najbardziej komfortowych warunkach, jakie były wtedy dostępne, trzymał pieczę nad wszystkim. Był w bliskich relacjach z piłkarzami, do tego stopnia, iż czytał listy, które do nich przychodziły, chciał wiedzieć, co dzieje się w ich głowach, czy nie mają innych problemów, które mogłyby przełożyć się na dyspozycję na boisku.
Sukcesy osiągane przez Vittorio Pozzo zapewniały przede wszystkim myśl taktyczna i umiejętność ustawienia zawodników na boisku. Włosi grali wówczas systemem 1-2-3-2-3, innym niż większość ekip. Kluczowe były role dwóch łączników między linią pomocy a ataku, które wymyślił właśnie Pozzo. Podczas gdy wszyscy grali pięcioma napastnikami, Włosi wystawiali trzech atakujących oraz trójkę pomocników i dwóch zawodników łączących obie linie. Pozwalało to na bardziej płynną grę i lepsze przejście z gry w ataku do obrony. Włochy wygrały organizowany przez siebie mundial, lecz z wielką pomocą Mussoliniego, który wywierał podczas mistrzostw wpływ na wszystko i wszystkich. Sędzia meczu finałowego, w którym Włosi ograli Czechosłowację, Szwed Ivan Eklind, po powrocie z mistrzostw do swojego kraju został przez rodzimą federację odsunięty od prowadzenia jakichkolwiek meczów. Polityka w futbolu to nic dobrego, Włosi pewnie bez pomocy z zewnątrz i tak zdobyliby mistrzostwo świata, w tamtych czas nikt lepiej od nich grać nie potrafił.
Jeśli mundial w 1934 roku był najbardziej upolityczniony, to co do dopiero powiedzieć o igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, kiedy to największą gwiazdą całych igrzysk był faszyzm z Hitlerem na czele. Lecz i wtedy rozegrał się turniej piłkarski, w którym Włosi zwyciężyli Austrię po dogrywce. Pozzo osiągnął to, co nie udało mu się w 1912 i 1924 roku, czyli wywalczył mistrzostwo olimpijskie. Lecz prawdziwa demonstracja siły nastąpiła podczas mundialu we Francji w 1938 roku. Warty uwagi jest fakt, iż skład Włochów z obu mundiali łączyły nazwiska Giovanniego Ferrariego i Giuseppe Meazzy. Trener wymienił prawie wszystkich zawodników, zostali tylko dwaj wspomniani, zresztą pozycja Meazzy była tak mocna, że podczas zgrupować jako jedyny mógł palić papierosy. Przed finałem Vittorio Pozzo odebrał telegram nadesłany przez Mussoliniego – „Wygraj albo zgiń”. Włosi pewnie zwyciężyli, pokonując Węgry 4:2, i zdobyli Złotą Nike.
Później przyszła wojna, podczas której futbol miał lekki przestój. Były jeszcze igrzyska olimpijskie w Londynie w 1948 roku, kiedy to Włochy odpadły w ćwierćfinale. Następnie Pozzo pożegnał się z reprezentacją po 19 latach pracy. Z kadrą narodową wygrał 63 mecze, 17 zremisował i 15 razy przegrał. Po przejściu na emeryturę powrócił do swojego zawodu. Pracował w „La Stampa” i relacjonował nawet mundial w 1950 roku, który odbył się w Brazylii. Za swojego życia doczekał się jeszcze jednego sukcesu włoskiej piłki. W 1968 roku Włosi zostali mistrzami Europy. Zmarł 21 grudnia 1968 roku w Turynie.
Takich jak Vittorio Pozzo nigdy już potem nie było. Jako jedyny trener w historii dwa razy z rzędu wygrał mundial, w międzyczasie triumfując jeszcze na olimpiadzie. Przez takie osiągnięcia zapewnił sobie miejsce w historii futbolu już do końca naszych czasów.