Niedziela 27 września 2015 roku jest kluczowym wydarzeniem w życiu wschodniego regionu Hiszpanii, ze stolicą w Barcelonie. W wyniku skrócenia kadencji odbywają się bowiem wybory, w wyniku których może dojść do nasilenia ruchów niepodległościowych, a w następstwie do ogłoszenia odłączenia się Katalonii od Hiszpanii. Futbolowe konsekwencje takiego ruchu mogą być wręcz niewyobrażalne.
Dlaczego niepodległość?
Katalonia to najbardziej wysunięty na wschód region kontynentalnej Hiszpanii. Pod względem administracyjnym jest jedną ze „wspólnot autonomicznych Hiszpanii”. I właśnie te trzy słowa powodują, że w kieszeni katalońskiego niepodległościowca otwiera się nóż. Katalończycy traktują bowiem Madryt jako swojego ciemiężyciela i oprawcę. Mówią w innym języku, śpiewają inny hymn. Problemy Hiszpanów traktują jako nieswoje. Wraz z kryzysem gospodarczym doszło więc do nasilenia ruchów niepodległościowych. Barcelończycy uważają, że Hiszpania wyciąga pieniądze z mocno uprzemysłowionej Katalonii, pokrywając tym samym dziury finansowe w sektorach, które ich nie dotyczą.
Prawie osiem milionów ludzi, kilka bardzo ważnych miast (Barcelona, Tarragona, Girona, Lleida), kawał historii i wielka część PKB (1/5 budżetu całej Hiszpanii, mniej więcej tyle, ile wytwarza Portugalia). Właśnie to powoduje, że Hiszpania nie godzi się na niepodległość Katalonii. Dzisiaj jednak wiele wskazuje na to, że wybory do katalońskiego parlamentu zdominują dwie partie, które jednoznacznie opowiadają za uniezależnieniem się od Madrytu. Ich koalicja w teorii mogłaby doprowadzić do zmiany konstytucji i proklamacji niepodległości. Są jednak dwa „ale”, które dość mocno zaniżają prawdopodobieństwo tak radykalnego posunięcia.
Po pierwsze, dwie partie pro-niepodległościowe „Razem na tak” i „Kandydatura Jedności Ludowej” raczej na pewno nie zdobędą 2/3 mandatów w katalońskim parlamencie. Właśnie tyle potrzeba, by zmienić statut autonomii i jednostronnie ogłosić niepodległość. Do osiągnięcia takiego wyniku brakuje w sondażach około 15 punktów procentowych. Dużo.
Po drugie, rząd w Madrycie przygotował dla Katalonii specjalną „niespodziankę”. Otóż, wedle nowo napisanej ustawy, trybunał konstytucyjny uzyska dowolność w odwoływaniu z urzędu ważnych polityków. Wszystkich z wyjątkiem króla. Innymi słowy: w Barcelonie przymierzają się do niepodległości? Odwołujemy prezydenta z urzędu, nie będzie mógł podpisać nowej konstytucji. Radykalne, bardzo odważne, stanowisko Hiszpanii da się jednak zrozumieć.
Generalnie Madryt nastawił się na politykę straszenia Katalonii. W przypadku jej odłączenia się od Hiszpanii, Barcelona nie będzie mogła liczyć na członkostwo u Unii Europejskiej, na przynależność do strefy Euro czy członkostwo w NATO (przynajmniej nie od razu). Jej pozycja negocjacyjna na międzynarodowej arenie będzie bardzo słaba. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się miejsce na jedną rzecz, w której przewrót może wywrócić do góry nogami nasze postrzeganie rzeczywistości. Mowa oczywiście o futbolu.
Wolna Katalonia – co z „Blaugraną”?
Teraz pora na małe political-fiction. Załóżmy, że w niedzielnych wyborach wyraźnie wygrywają partie pro-niepodległościowe. Doprowadzają do zmiany statusu Katalonii, proklamują niepodległość, powstaje nowe państwo ze stolicą w Barcelonie. Zarówno prezydent LFP jak i minister sportu zapowiedzieli, że w przypadku secesji katalońskie kluby nie mają prawa gry w Primera Division. Dla FC Barcelona taka sytuacja może mieć katastrofalne skutki. Zasadniczo w jeszcze gorszej sytuacji jest Espanyol. Ale po kolei.
Katalonia się odłączyła. Szybko powstały związek piłki nożnej uchwala ligę, w której zagrają ekipy, które znajdowały się na najwyższych szczeblach w lidze hiszpańskiej. Załóżmy, że początkowo liga liczyłaby dwanaście zespołów. Jak by wyglądała?
FC Barcelona
Girona FC
UE Llagostera
Gimnastic Tarragona
CE Sabadell
Lleida Esportu
CF Badalona
CE L’Hospitalet
CF Reus
UE Olot
UE Cornella
CF Pobla
Sami przyznacie, towarzystwo niezbyt imponujące. Jedna drużyna z La Liga, trzy z Segunda. Pozostali z Segunda B. Brakuje w tym miejscu Espanyolu. Powód? Podobny jak ten, dla którego po wojnie zlikwidowano Pogoń Lwów czy Polonię Wilno. Espanyol jako klub anty-niepoległościowy nie byłby z pewnością mile widziany w nowych realiach. Najprawdopodobniej czeka go smutny koniec, zespół pewnie zostanie rozwiązany (może pojawiłoby się coś na jego miejsce, tego nie wiadomo).
W tym mało ekskluzywnym towarzystwie nie byłoby wielkich emocji. Barcelona zawsze poza konkurencją, historycznie drugi najsilniejszy Gimnastic walczyłby o wicemistrzostwo z Gironą i Llagosterą. Dla „Blaugrany” najpierw byłby to potężny policzek finansowy z tytułu praw telewizyjnych. Nie przypuszczam, by ktokolwiek chciał wyłożyć grube miliardy na transmisje meczów Olot i Pobli. W konsekwencji powstałaby ogromna dziura budżetowa. To z kolei zapewne zmusiłoby Barcelonę do sprzedaży najlepszych piłkarzy. Wtedy upadłby wizerunek reklamowy. Pierwszy krok ku przeciętności. Pewnym jest, że zawodnicy nie chcieliby grać długo w zespole, który tylko w Champions League może mierzyć się z najlepszymi piłkarzami na świecie. Celtic Glasgow mocno stracił na spadku Rangersów, tutaj byłoby to samo. Szanse na to, by w najbliższych latach wymienione wyżej drużyny zanotowały jakościowy skok są bardzo niewielkie. To byłaby liga dwóch prędkości plus barceloński odrzutowiec.
Hiszpanie nie odczuliby tego tak bardzo. Dla nich utrata Barcelony z La Liga byłaby potężnym ciosem, mają jednak Sevillę, Valencię, Atletico. I oczywiście Real Madryt. To dalej atrakcyjna dla telewizji liga. O wiele mocniej ucierpiałaby kadra. Kilka mocnych ogniw by odpadło, reprezentacja Katalonii mogłaby być liczącym się graczem na futbolowej mapie świata.
Trzy potęgi na Półwyspie Iberyjskim?
Na koniec wywodu, jeszcze słowo o reprezentacji. Ta, jak na ośmiomilionowy kraj, byłaby z pewnością potęgą. Taką na granicy pierwszego i drugiego koszyka eliminacyjnego przy losowaniach. Z pewnością nie mieliby problemów z kwalifikacją na mundial czy mistrzostwa Europy.
Przykładowo wyjściowy skład: Casilla – Bartra, Montoya, Pique, Alba – Vidal, Busquets, Fabregas, Vazquez – Soriano, Deulofeu składa się praktycznie z samych zawodników bardzo wysokiej klasy, o kilku bez wątpienia można powiedzieć, że to najwyższy top. Reprezentacja pewnie przynosiłaby dumę Katalończykom, walcząc jak równy z równym z wielkimi potęgami.
Liga nie wzrosłaby jednak szybko, raczej nie osiągnęłaby poziomu portugalskiej w najbliższej dekadzie. Tak więc, polski fanie Barcelony, gdy będziesz śpiewał o wolnej Katalonii, zastanów się, czy z piłkarskiego punktu widzenia nie lepiej będzie po cichu dopingować zjednoczonej Hiszpanii.
[interaction id=”560801b274a791dd4b0f162f”]
Świetny tekst !
Dziękuję bardzo :)