Starcie z dnia 2 października 2008 roku jest wydarzeniem wyjątkowym w historii "Kolejorza". Lech Poznań rozgrywał wiele wspaniałych spotkań w europejskich pucharach. Jednakże zdecydowana większość kibiców z największym sentymentem wspomina właśnie pojedynek z Austrią Wiedeń. Niektórzy fani stawiają ten mecz nawet wyżej od batalii z Juventusem czy Manchesterem City w Lidze Europy, mimo że skala trudności w przypadku starć z Włochami czy Anglikami była nieporównywalnie wyższa. Żeby zrozumieć, dlaczego to spotkanie jest tak ważne dla kibiców, warto przypomnieć sobie jego historię.
Jacek Rutkowski po objęciu Lecha w 2006 roku zapowiadał, że zespół „idzie na majstra”. Jednak budowa wielkiego „Kolejorza” nie układała się po myśli fanów. Ekipa „Dumy Wielkopolski”, wzmocniona piłkarzami Amiki Wronki, którzy przecież też potrafili grać w piłkę, nie odpaliła od razu. Franciszek Smuda, który przyszedł do klubu wraz z Jackiem Rutkowskim w 2006 roku, uspokajał kibiców i apelował o cierpliwość. Ci jednak odpowiedzieli mu tym, że podczas jednego z meczów skandowali w jego kierunku, żeby uczył się od Czesława Michniewicza, który był ulubieńcem trybun (zresztą do dziś nim jest) i część fanów nie mogła pogodzić się z jego zwolnieniem.
„Kolejorz” za kadencji Smudy charakteryzował się tym, że grał ładnie dla oka, ale pragmatyzmu nie było w tym za grosz. Najważniejsza była gra ofensywna w myśl zasady „oni mogą nam strzelić trzy gole, ale my im strzelimy jeszcze więcej”. Radosny futbol Lecha nie dawał sukcesów – nie było trofeów i miało nie być europejskich pucharów. Dlaczego miało?
Lech Poznań w sezonie 2007/2008 zajął czwarte miejsce. Żeby uświadomić sobie w jak fatalnym położeniu była wówczas Ekstraklasa należy przypomnieć, że wtedy tylko trzy polskie drużyny (mistrz, wicemistrz i zdobywca Pucharu Polski) mogły grać w europejskich pucharach. W związku z tym, że Puchar Polski zdobyła Legia Warszawa, która była także wicemistrzem, to miejsce w eliminacjach Pucharu UEFA przysługiwało także trzeciej w tabeli na koniec sezonu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Jednakże ten klub zrezygnował z prawa do gry w europejskich pucharach ze względu na planowaną fuzję ze Śląskiem Wrocław. Miejsce Dyskobolii zajęła kolejna drużyna w ligowej tabeli, czyli Lech Poznań.
Lech Poznań gra do końca
„Kolejorz” chciał wykorzystać szansę od losu. Zespół Franciszka Smudy, mimo iż dostał się do pucharów kuchennymi drzwiami, mocno pracował na ten sukces. Kibice w Poznaniu byli bardzo spragnieni wielkich meczów w europejskich pucharach. Żeby dostać się do fazy grupowej Pucharu UEFA Lech Poznań musiał pokonać trzech przeciwników. Z Khazarem Lankaran i Grasshopper Zurich „Kolejorz” nie miał żadnych problemów. Zwycięstwa w dwumeczach z Azerami i Szwajcarami kolejno 5:1 i 6:0 nie pozostawiały wątpliwości, kto był lepszy.
Tym samym Lech Poznań awansował do play-offów o fazę grupową Pucharu UEFA. Na drodze pomiędzy nim, a upragnionym celem stała już tylko Austria Wiedeń. Jednak tym razem nie było tak łatwo. W Wiedniu to gospodarze triumfowali 2:1. Lech Poznań zaprezentował się z niezłej strony, strzelił gola na wyjeździe, więc szanse na awans wciąż były spore. Jednak trzeba było wygrać na swoim stadionie. 2 października 2008 roku cały Poznań wstrzymał oddech. Do stolicy Wielkopolski przyjechał ówczesny lider austriackiej Bundesligi.
To właśnie za takimi wieczorami w europejskich pucharach tęsknili kibice. Wszyscy zdawali sobie sprawę jak ważne spotkanie czeka Lecha, choć tak niesamowitego przebiegu tego starcia nikt nie mógł przewidzieć. Tego dnia stadion pękał w szwach i to mimo faktu, iż mecz był rozgrywany w środku tygodnia i o względnie wczesnej porze (pierwszy gwizdek sędziego wybrzmiał już o 18:15). Fani jak zwykle dali z siebie wszystko i zawodnicy czuli ich olbrzymie wsparcie.
Wynik spotkania szybko otworzył Hernan Rengifo. W 10. minucie meczu Peruwiańczyk wykorzystał błąd obrońcy Austrii Wiedeń, który za lekko zagrał w kierunku bramkarza. Napastnik Lecha przejął futbolówkę, a potem zachował duży spokój przy wykończeniu. Wynik 1:0, który widniał wówczas na tablicy wyników oznaczał awans „Kolejorza”.
Podopieczni Franciszka Smudy nie zamierzali na tym poprzestać. Już w pierwszej połowie mogli zamknąć kwestię awansu. Kapitalne okazje zmarnowali Lewandowski i Stilić. Ponadto przed przerwą lechici wpakowali piłkę do bramki jeszcze dwukrotnie, ale oba gole nie zostały uznane. Za każdym razem arbiter dopatrzył się przekroczenia przepisów. Szczególnie niezrozumiała była decyzja o nieuznaniu gola Rengifo chwilę po strzale z dystansu Rafała Murawskiego. Skandalicznie sędziujący to spotkanie Costas Kapitanis z Cypru robił co mógł, żeby utrzymać Austrię Wiedeń przy życiu.
Austria mogła dziękować niebiosom i sędziemu, że Lech Poznań po pierwszej połowie prowadził tylko 1:0. Niestety niewykorzystane okazje i nieuznane gole lubią się mścić. W 62 minucie sędzia odgwizdał rzut karny dla gości, którego na gola zamienił Milenko Acimović. W tym momencie sytuacja Lecha była nieciekawa, ale nie beznadziejna. „Kolejorz” potrzebował jednej bramki do dogrywki. Lech Poznań za kadencji Franciszka Smudy zawsze walczył do końca. Tak było również w tym historycznym meczu. W 85. minucie gola na wagę dogrywki strzelił Sławomir Peszko, który rozegrał przeciwko Austrii kapitalne zawody.
W dogrywce „Kolejorz” dalej napierał na rywali. W 99. minucie kibice oszaleli z radości (jak się miało okazać nie po raz ostatni tego wieczora). Robert Lewandowski precyzyjnym strzałem zza pola karnego nie dał szans bramkarzowi Austrii Wiedeń i podwyższył prowadzenie Lecha na 3:1. Niestety później zabrakło koncentracji. Raptem minutę później gola na 3:2 strzelił Hattenberger, który był w tej sytuacji źle kryty. Wynik 3:2 urządzał Austrię Wiedeń, Lech potrzebował jednego gola do awansu.
Znowu dał o sobie znać arbiter, który w dogrywce nie odgwizdał rzutu karnego dla Lecha, mimo iż faulowany był Piotr Reiss. Jednak lechici mimo to sobie poradzili. Pokazali wielki charakter i nieustępliwość. Znowu grali do końca! Bohaterem ostatniej akcji meczu był Rafał Murawski. To jego gol na 4:2 dał Lechowi przepustkę do fazy grupowej Pucharu UEFA.
Telefon od prezydenta
Radość Murawskiego i reszty zespołu była iście szaleńcza. Strzelec zwycięskiej bramki pobiegł do kibiców, a za nim jego koledzy. Fetę po meczu z Austrią Wiedeń można porównać jedynie do tego co działo się po meczach z Zagłębiem Lubin w 2010 roku i Wisłą Kraków w 2015 roku kiedy Lech Poznań sięgał po mistrzostwo Polski. Na trybunach wszyscy kibice wstali i cieszyli się z awansu, piłkarze fetowali na murawie. Nikt nie chciał opuścić stadionu. Wszyscy delektowali się tą chwilą.
Kiedy piłkarze dziękowali kibicom za doping, Franciszek Smuda udał się na pomeczową konferencję i zaskoczył wszystkich informacją, iż po meczu zadzwonił do niego prezydent Polski Lech Kaczyński i gratulował awansu. „Kolejorz” w sezonie 2008/2009 był jedyną polską drużyną, która awansowała do fazy grupowej Pucharu UEFA i zagrała jesienią w europejskich pucharach. Lech Poznań wyszedł z grupy i odpadł dopiero w 1/16 finału po wyrównanym boju z Udinese Calcio (4:3 w dwumeczu dla Włochów), które wtedy było silną ekipą (w odróżnieniu od tego co jest teraz).
Mecz z Austrią Wiedeń jest tak wyjątkowy dla kibiców nie tylko dlatego, że był emocjonujący. Choć trzeba przyznać, że zwrotów akcji i ciekawych wydarzeń było tyle, że aż udzieliło się to nawet czterem przedstawicielom UEFY, którzy przyjechali na ten mecz do Poznania i w swojej loży VIP raz po raz wstawali i z nieskrywanym zainteresowaniem śledzili boiskowe poczynania piłkarzy.
Nie to jednak jest najważniejsze. Starcie przeciwko Austrii dało fanom nadzieję na to, że „Kolejorz” zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami będzie wielki. Radość po meczu była tym większa, że kibice nie mieli wtedy zbyt wielu okazji do fetowania jakiś sukcesów. Wyjątek stanowi oczywiście Puchar i Superpuchar Polski wywalczone za kadencji Czesława Michniewicza kiedy to zrobiono coś z (jak się wydawało) niczego.
Lech Poznań w końcówce lat 90. i na początku XXI wieku przeżywał kryzys zarówno finansowy jak i sportowy. Skończyło się to nawet spadkiem z ligi w roku 2000 i powrotem na najwyższy szczebel dopiero po dwóch latach w 2002 roku. Pierwsze lata rządów Jacka Rutkowskiego też nie przyniosły nagłej zmiany, przynajmniej jeśli chodzi o wyniki.
Mecz z Austrią Wiedeń miał być początkiem czegoś nowego i powrotem do chwały. Faktycznie tak było, ale nie potrwało to długo. Po pięknym okresie w latach 2008 – 2011, Lech Poznań stopniowo zaczął słabnąć. Jednakże to nie ma znaczenia. Ta wielka radość, że „Kolejorz” w końcu ponownie znaczy coś w Europie oraz ta ogromna, rodząca się nadzieja na trofea to jest to co czuli kibice 2 października 2008 roku. Tego nikt im nie odbierze.
Dzięki za przypomnienie. Szkoda że zostały tylko wspomnienia...